Znów bijatyka
W dzisiejszym wydaniu "Przeglądu Sportowego" redaktor Michał Zaranek analizuje kulisy meczu Real-Bayern.
W pierwszym meczu Realu z Bayernem byliśmy świadkami bijatyki, gdy Roberto Carlos zdzielił w twarz Martina Demichelisa, w drugim też nie obeszło się bez wymiany ciosów. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że najpierw przez 90 minut w zaciętej i bezpardonowej, ale sportowej walce, piłkarze chcieli rozstrzygnąć sprawę awansu.
W ostatniej minucie, gdy już wszystko było wyjaśnione, długo podsycane animozje dały znać o sobie. Najpierw Bixente Lizarazu (Francuz, ale Bask z pochodzenia, czyli doskonale rozumiejący co mówią Hiszpanie) walnął pięścią i poprawił łokciem Gutiego. Potem następny gracz Bayernu - Samuel Kuffour drapał po twarzy Raula. I znów poszkodowanym okazał się Guti, bo napastnik Realu odchylił się raptownie i tyłem głowy wyrżnął w nos kolegę. Bezsprzecznie obu agresorom należały się czerwone kartki, ale sędzia Urs Meier wyraźnie przestraszył się groźby totalnej bijatyki. A wszystko doskonale widział, stojąc za piłkarzami i próbując nawet powstrzymać ciosy. Znów komisja dyscyplinarna UEFA (jak było to w przypadku Roberto Carlosa) będzie musiała wyręczać sędziego. Niestety, zaczyna się to już stawać regułą.
Wszyscy wiedzą, że Real gwiazdami stoi. To one skupiają na sobie uwagę całego świata. Tak było też w środę, gdy podziwiano i pokazywano w nieskończoność Zinedine'a Zidane'a, który strzelił jedynego gola w meczu z Bayernem. Ale prawdziwym bohaterem tego wieczoru w Madrycie był tym razem ktoś inny, do tej pory pozostający w cieniu Francuza i innych wielkich gwiazd Realu.
To waleczność Michela Salgado, który bez namysłu ruszył do straconej już przez jego kolegów piłki, stworzyła Zidanowi możliwość strzału do pustej bramki. To też Salgado uratował swą drużynę przed dogrywką, gdy po błędzie bramkarza Ikera Casillasa, ofiarnie w akrobatyczny sposób wybił piłkę z linii bramkowej.
- Nie mogli nam pomóc Ronaldo i Roberto Carlos, ale okazało się, że każdy członek naszej drużyny jest tak samo cenny - mówił po meczu trener Carlos Queiroz.
- Pokazaliśmy, że Real to coś znacznie więcej niż tylko sześć galaktycznych supergwiazd - kontynuował tę myśl dumny z siebie i pochwał Salgado.
Jego sławy nie ma nawet co równać do Davida Beckhama, Luisa Figo czy innych. Jednak każdy fachowiec natychmiast musi zauważyć tytaniczną pracę jaką wykonuje w każdym meczu prawy obrońca. Rajdy jego kolegi z drugiej strony boiska - Roberto Carlosa są na pewno bardziej widowiskowe, ale to Salgado zawsze ma na "liczniku" najwięcej wybieganych kilometrów i to zawsze w sprinterskim tempie. Jest nie do zdarcia i nigdy nie widać, by tak wielki wysiłek robił na nim jakiekolwiek wrażenie. Odkąd przyszedł do Realu z Celty Vigo latem 1998 roku nie miał żadnej poważniejszej kontuzji, a jedyne mecze, które opuszcza to skutek zbierania kartek. To koszty jego wojowniczości i nieustępliwości. Z madryckim klubem związał się aż do 2010 roku, ale nie tylko kontraktem, również i sercem. Bo kilka lat temu poślubił córkę ówczesnego prezesa klubu Lorenzo Sanza - Malulę.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze