Matamoros: Weterani identyfikują się z Realem Mou
Wywiad z prawnikiem Mourinho
Manuel Matamoros znany jest w piłkarskim światku jako „adwokat Mourinho”. Członek Hiszpańskiego Związku Prawa Sportowego pracuje w madryckiej kancelarii Silex. Jego kariera jest „bardzo nakierowana na obronę podstawowych praw”, więc pewnie dlatego nie wahał się na obroną trenera Realu Madryt przed atakami prasy. Sądy będą musiały rozstrzygnąć czy nazwanie człowieka „portugalskim nazistą” w dzienniku jest przestępstwem. Lub czy legalne jest napisanie, że ten człowiek jest „typową osobą, która uciekłaby z miejsca wypadku”. Matamoros będzie reprezentował José Mourinho z ławy oskarżyciela. Hiszpan wskazuje, że dzienniki przekroczyły granice używania słowa i zaatakowały honor szkoleniowca. 30 tysięcy euro odszkodowania trener zamierza przekazać Canillasowi, gdzie gra jego syn. Matamoros nie ukrywa swojego madridismo i mourinhismo. W jego rękach leży ochrona honoru Mourinho w celu uniknięcia kolejnych darmowych ataków prasy. Kto wie czy w najbliższej przyszłości adwokat nie będzie musiał też przejrzeć milionowego zerwania umowy Mourinho. A może i nie.
Gdzie leży granica między wolnością wypowiedzi a prawem do obrony honoru?
Oba te prawa ograniczają i dlatego zawsze granica się zaciera. Z punktu widzenia mówiącego granica zawsze leży dalej, a z punktu widzenia tego, o którym się mówi, bliżej. Granica to godność człowieka. Krytyka jest całkowicie konieczna do uświadamiania społeczeństwa. Ja mam siebie za demokratę i dlatego wolność wypowiedzi wydaje mi się podstawą dla systemu współżycia, którym w Hiszpanii cieszymy się od nieco ponad 40 lat. I trzeba ją chronić całym prawem, nie mam co do tego żadnej wątpliwości. Nie wątpię także w to, że godność człowieka jest fundamentem porządku prawnego i w momencie, w którym jest naruszona, nie wykonuje się już prawa, bo nie ma prawa naruszającego inne prawa. Jeśli naruszasz godność człowieka, to tak naprawdę atakujesz podstawy demokracji, nawet bardziej niż wolności do wypowiedzi, bo demokracja to nic więcej niż tylko emanowanie godnością człowieka.
Więc gdzie jest ta granica?
Jeśli używam epitetu „portugalski nazista”, żeby zamienić imię i nazwisko osoby, a jestem dziennikarzem - to znaczy specjalistą w używaniu i posługiwaniu się językiem, nie jestem rolnikiem, używam języka i wiem, co robię - to staram się zamienić nazwisko osoby na „portugalskiego nazistę”. Nazista kojarzy się z nienawiścią każdej osobie w naszej kulturze. Jeśli zamieniam José na nazistę, wtedy doskonale wiem, co robię, a hiszpańskie prawo na to nie pozwala. Jest taka fraza Sądu Najwyższego, „Konstytucja nie obejmuje obelgi”, ale to więcej niż obelga, to jest całkowicie poniżające.
A jeśli porównuje się człowieka do kogoś, kto działa na szkodę społeczeństwa?
Mam takie samo zdanie, że mój syn, wnuczek czy żona nie powinni otwierać gazety i czytać, że jestem podmiotem, który przejechałby człowieka i uciekł z miejsca wypadku, bo nikt o nikim nie może tego stwierdzić z całą pewnością, ale takie określenie w związku z tym czy dobrze się oceniło drużynę czy jakichś graczy na określonej konferencji prasowej wydaje mi się przesadą, bo tam nikt nie ucierpiał, a tutaj może czuć się dotknięty. Każdy dziennikarz musi widzieć granicę krytyki i wolności wypowiedzi, gdzie jest taka granica dla dziennikarza, a jeśli nie, to nie wykonuje dobrze swojej pracy. Dziennikarz ma odpowiedzialność społeczną jako dziennikarz, a media jako media, muszą bronić godności ludzi, bo dlatego też mają wolność wypowiedzi. To jest instrumentalne prawo, który dajemy sobie, żeby ułatwić współżycie. Jeśli przesadne wykorzystywanie go prowadzi do trudności zamiast do ułatwień, to zdradzamy prawo, ponieważ zostało nam dane wzmocnione prawo do wolnego wyrażania się.
Szkody zostały już wyrządzone i teraz, kiedy Mourinho pozwał dwóch dziennikarzy, to może sprowokować większą wrogość do trenera Realu Madryt.
Pozwanie dziennikarzy doprowadzi do jeszcze większego kwasu, będzie więcej wrogości, krytyki, podstępów... Jestem tego pewny, bo dziennikarze - niestety się o tym przekonałem także ja - to też bardzo korporacyjny zawód, to niesamowite, ale te wszystkie starcia, przeciwne interesy, cały biznes za nimi i poziom korporacjonizmu jest absolutnie nie do opisania. Każdy człowiek, który zna rzeczywistość, a José Mourinho ją zna, wie, że reakcja będzie właśnie taka, ale jednocześnie wie, że wyznacza przy tym granice, których przekroczenie nie będzie tolerowane. Nie wiem czy za 6 lat będzie stwierdzone kto miał rację, bo takie procesy normalnie dochodzą do ostatniej instancji i wtedy dopiero to przyznają. Naprawdę nie wiemy jak skończy się ten temat, ale tutaj wygłasza się wolę o uszanowanie godności.
Mourinho wziął to za zbyt ostry atak osobisty zamiast krytyki swojej pracy?
Posłużę się frazą z José Mourinho: „O mnie możecie mówić, że jestem gównianym trenerem i takie jest wasze prawo. Każdy na swoim stanowisku i w swojej krytyce oraz opinii może myśleć, co chce o mojej pracy, ale nie będę tolerować niczego, co narusza moją godność”. Taka jest pozycja. Miały miejsce dwa takie zdarzenia i jeśli będą kolejne, to będą. Jasnym dowodem na to, że nie chodzi o atak na krytykę, jest to, że na przykład biorąc to, co napisał Palomar [o wypadku], od czasu złożenia pozwu nie było ani jednej prośby o kolejny pozew ze strony José Mourinho, a wszystkie słowa Palomara są ciężkie i poza tym, jako kibic, uważam, że on ma jakąś obsesję, bo liczba wspomnień przez niego o Mourinho w miesiącu może przekroczyć nawet 70, a żadne z nich nie jest miłe, jednak nie było żadnych działań prawnych wobec niego, ponieważ trzyma się w granicach wolności wypowiedzi takiej, jaką ją rozumiemy.
A będzie więcej pozwów?
Nie zawaham się pozywać, jeśli ktokolwiek zaatakuje jego godność.
Kto obserwuje to wszystko, co mówi się i pisze o Mourinho?
Nikt nad tym nie siedzi, to samo społeczeństwo, mamy mnóstwo wiadomości i twittów. Część społeczeństwa obserwuje to, co się pisze i mówi, ale nie ma żadnej komórki wywiadowczej ani żadnego alarmu nastawionego na to, co się mówi. Tak naprawdę na poziomie osobistym José Mourinho słowa prasy o nim dotykają w dużo mniejszym stopniu niż może się wydawać. Ja, jako socio Realu, czuję się całkowicie zaszczuty kampanią prasy przeciwko trenerowi Realu Madryt. Oni mówią, że to nie kampania, że to przypadek, ale kiedy wszystkie bomby spadają w jednym miejscu, to mówi się o bombardowaniu, a nie o przypadku.
Kto kieruje tym bombardowaniem?
Nie wiem kto zleca bombardowanie, prawdopodobnie zbiór różnych interesów z różnych pozycji i pewnie nie warto nawet o tym gadać, po prostu trzeba spojrzeć co pasuje określonym interesom w zachowaniu linii redakcyjnej, a niektórzy trzymają się jej bardzo rygorystycznie. Roncero zaatakował Alfredo Di Stefano za pisanie i zarabianie w dzienniku, a także atakowaniu prasy ze swoich felietonów. Więc jakie założenia niezależności ma ten dziennikarz? To pokazuje ci do jakiego punktu linia redakcyjna siedzi w głowach ludzi. Nie sądzę, że sędziowie się zbierają i spiskują przeciwko Realowi, ale sądzę, że jest określona kultura, która pomaga w pokazywaniu czerwonych kartek w jedną stroną i niepokazywaniu ich w drugą.
Co zmieniłby pan w prasie?
Absolutnie w prasie nie podoba mi się jedna rzecz, która jest nadużyciem wobec reszty społeczeństwa, a chodzi o sekret źródeł. Rozumiem potrzebę utrzymania w tajemnicy określonego źródła, ale nie kiedy zaczyna to być nadużyciem i pisze się „klubowe źródła”... Czym są klubowe źródła? Próbuje się zaszkodzić stosunkom z kibicami, bo facet, który jest w to zaangażowany, wie, że nic takiego nie miało miejsca. Jednak wypowiedź Özila przeszła niestety całkowicie niezauważona, a powiedział w Bildzie: „Śmiejemy się w szatni z tego, co piszą o tutejszych wydarzeniach”. To powiedział Özil, więc to nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, że ja powiedziałem, że ktoś mi powiedział, że coś usłyszałem... Diego Torres w El País to najbardziej poważna złośliwość. Zaskakująco gwiazdorskie fragmenty z artykułów Diego Torresa pochodzą sprzed ważnych bądź decydujących meczów Realu. On nie zawodzi, nie było jeszcze ani razu, żeby przed ważnym meczem Diego Torres nie napisał artykuliku. W międzyczasie mamy kilka artykułów Ramóna Besy i Lu Marína [dziennikarze sprzyjający Barcelonie], którzy piszą, że postawili świeczki przed Madonną z Montserratu na pielgrzymce po uleczeniu kilku trędowatych na ulicach Terrasy.
Czy z szatni Realu Madryt wypływa za dużo konfliktów?
Nie zdziwiłoby mnie, że w szatni Realu są konflikty. Ja mam 57 lat i pracuję całe życie, a miałem zatargi we wszystkich moich miejscach pracy, w największych organizacjach i tych najmniejszych, zawsze, bo konflikt jest nieodłączny z ludzką naturą i w szatni muszą być konflikty. Temat jest taki czy nie używa się konfliktów do zniszczenia organizacji, a można tak robić.
Negocjował pan odejście José Mourinho?
[śmiech] O to musicie go zapytać, ja nie mam u siebie jego odejścia, ale chciałbym, żeby został na długi czas i naprawdę przeorganizował Real, bo, jak to ktoś powiedział, Real to śpiący słoń, ja bardziej sądzę, że uśpiony, ale uważam, że ma potencjał, którego się nie wykorzystuje i w Mou podoba nam się to, że jest w stanie wyciągać ten potencjał, a to stymuluje inne strefy Realu. Podoba nam się jego profesjonalizm i podoba nam się, że zachowuje się z rygorem. Wydaje mi się bardzo sprawiedliwym trenerem w sensie decyzji i dowodem na to jest to, że jeśli faktycznie karze osoby, jak mówi prasa, to wszyscy byli przynajmniej raz ukarani przez Mourinho, czyli sprawiedliwie aplikuje swój system zasług i tyle. Każdy, kto zna świat piłki, wie, że istnieją bardzo profesjonalni zawodnicy i inni, którzy tracą głowę. Odpowiedzialnością trenera jest do tego nie dopuszczać. On przestaje naciskać i na końcu maszyna się zacina... Tego nie widzimy, tego nie powiedzą nam wyniki, ale sądzę, że piłkarzy i trenerów trzeba oceniać na podstawie tego, co powstaje z ich pracy, a nie z wystawionych jedenastek, jak próbuje to robić prasa.
Dziennikarze zarzucają, że Mourinho przez te 3 sezony wyrzucił za burtę seńorío Realu Madryt...
Bernabéu powiedział: „Real Madryt klubem seńor uczyniły tytuły”. Chciał powiedzieć, że to popularny klub i w opinii Bernabéu najpopularniejszy na świecie, ale nie w sensie sławy, ale ludzi. I to on napomknął o tym, żeby ludzie, którzy stworzyli stadion, również go finansowali. To jest prawdziwy Real Madryt. Potem opowiedziano milongę, która wzięła się nie wiadomo skąd, bo nie robi nic więcej, jak tylko nas osłabia. Sportowe nie jest skarżenie się na sędziów? Jak to sportowe nie jest skarżenie się na kogoś, kto popełnia niesprawiedliwość... Decyzje podejmuje się teraz z całkowitą arbitralnością i bez możliwości apelacji, a nawet nie można powiedzieć, co zrobili źle albo zapytać z jakiego powodu mylą się w jedną stroną. Ja nie znałem tego Madryt, jestem madridistą od 53 lat i nie znałem takiego Madrytu. Znałem Real, który skarżył się na sędziów i to był właśnie Real Bernabéu. Przeciwnie do tego, co powiedziała prasa z chęcią zdyskredytowania, jak to nazywają, mniejszości wspierającej Mou, to nie nastolatkowie wspierają Mou, ale wręcz przeciwnie, najwięksi weterani wśród socios, bo oni identyfikują się z Realem, który kiedyś zostawili daleko za sobą. Może Real powinien popatrzeć na temat, żeby to nie Mourinho był złym wizerunkiem, ale żeby raczej naciskać na to, co trzeba, w celu niepozostawania ofiarą niesprawiedliwości. Mourinho nie robi nic więcej, jak tylko wykorzystuje swoją swobodę do wypowiedzi i już na to czas, bo tak ją odnawialiśmy, że nie wiemy już do kogo należy. On stawia jasno sprawy, które widzimy też my, ci inni ludzie, i wobec których nie mamy rzecznika prasowego, żeby opowiadać o nich na konferencjach.
Więc możemy stwierdzić, że teraz Real przypomina drużynę, której chciał Bernabéu. Więcej, Mourinho zwrócił Real ludziom.
W jakiś sposób Mourinho zwrócił Real ludziom. Real nie jest stworzony do demokracji, tak samo, jak - według mnie - nie są do niej stworzone firmy. Do demokracji mamy inne sprawy. Obecnie jest wielkie połączenie z drużyną i tego nie rozumie prasa, a niektórzy dostają ciężkie policzki, bo próbują przyjąć lekką linię antimadridismo, a przez to obrażają wielu ludzi. Nie zastąpi się w tym Sportu. Kiedy mówi się z ukrytym interesem, to naprawdę nie można mieć tak głupiego redaktora naczelnego, który nie wie o co chodzi, ale obraża się swój target... 60% socios jest z Mourinho w pełnym kryzysie Mourinho i przy 24 okładkach nakierowanych przeciwko niemu, kiedy przy tym buczy się na nazwisko chłopaka z cantery, który na razie nic nie zrobił. To żenujące spektakle.
Przypuszczam, że mówi pan o Adánie i dniu, w którym Casillas pozostał na Bernabéu na ławce.
Tego dnia czułem się źle, nie spodziewałem się tego. Wrogowi nie daje się nawet wody, nie kłaniasz się mu, ale nagle w domu niszczysz zawodnika za cokolwiek, ale nie robisz tego z rywalem. Musisz wspierać swoich do śmierci, a nie czekać aż oni wesprą ciebie, to ty masz pomagać. Na stadionie jesteś częścią meczu, nie możesz stawać się częścią rywala, bo wtedy jesteś po prostu głupi.
Potem wyszły whatsappy z posiłku Florentino, Ramosa i Casillasa...
To ostatnie, czego brakowało mi w tej atmosferze niewinności, bo powiedz, co zostało przez to pokazane? Jesteś albo wiarygodny, albo nie, tego się nie wygrywa, więcej, to można tylko przegrać. Problemem mediów przy użyciu anonimowych źródeł nie jest możliwość pokazania, że takie źródła istnieją, ale ich wiarygodność przed czytelnikami, przed publicznością. Jeśli nie masz wiarygodności, to nie uwierzą ci nawet w cuda, bo stworzyć rozmowę w Whatsappie mogę nawet ja. Dziennikarze nie mogą ukrywać się za elastycznym użyciem języka, bo dziennikarz szuka tytułu i jest logiczny, jego wiadomość musi być atrakcyjna, ale nie można robić cytatu ze słów, których nie wypowiedziano, bo to brak szacunku dla twojej publiczności.
Mourinho drogo płaci też za swoje starcie z Antónem Meaną z Radio Marca?
Jeśli zachowywałbym się of the record tak elastycznie, jak robi to Antón Meana, to opowiedziałbym teraz o tym, co on powiedział mi rok temu, żeby udowodnić, że to nie jest wiarygodne źródło. Palomar powiedział mi, że Mourinho ma lepszy gust w wybieraniu prawników niż piłkarzy. Nikogo nigdzie nie zamknięto i nie torturowano, to była rozmowa z podniesionym tonem, w której Antón mógł poczuć się źle, zależy od nadania przeze mnie wartości osoby krzyczącej czy jej wpływu hierarchicznego wobec mnie. Wydaje mi się, że nie można tolerować tego, iż przypisano rozmowę Meany z Silvino Louro do policyjnych tortur, jak zrobił to ktoś, kto wykłada na uniwersytecie w Madrycie. Nie można tworzyć takiego dziennikarstwa, a przy tym przecież ludzi z Twittera nazywa się terrorystami, tego nie można tolerować. Dziennikarze próbują wyeliminować dyskusję i debatę. Ja nigdy nikogo nie obrażałem, a jeśli już to zrobiłem, prosiłem o wybaczenie, ale nie jest słuszne próbowanie powiązania opinii z kimś, kto cię wspiera. Szacunek jest bardzo ważny, bo jeśli język nie jest używany do zrozumienia siebie, to po co on istnieje?
A jeśli ci dziennikarze poproszą o wybaczenie, to Mourinho wycofa pozwy?
Nie poprosili. Kiedy ja piszę, nie jest to tym samym, kiedy mówię. Zaoferowano El País zwykłe zdjęcie tych słów ze strony, ale tego nie zrobili. Wydaje się, że dla dziennika El País, który jest pozywany, normalną relacją z mieszkańcami jest zamienianie imienia i nazwiska na epitety, w tym przypadku „portugalskiego nazistę”. Jako redaktorzy powinni wytrzymywać swoją odpowiedzialność. Jeśli wsadzasz komuś palec w oko, jest to brzydka akcja, ale nie można nazywać kogoś nazistą i tym bardziej zamieniać na to słowo jego nazwiska. Jeśli mylisz się w artykule, to sądzę, że tak, powinieneś poprosić o wybaczenie. Jeśli myślisz, że nie jest, ale potem odkrywasz, że jest inaczej, ale nastawienie do obrazy przy wypowiadaniu słów „portugalski nazista” jest całkowite, to więcej niż obraza - to poniżenie.
A w przypadku Palomara?
Palomar to starszy człowiek, nie ma problemu z poproszeniem o wybaczenie, jeśli to byłoby pomówienie zamiast pozwu o ochronę honoru człowieka. Prawo nakazuje, żeby przed tym było spotkanie zjednujące, ale w tym przypadku Palomar jest starszy i wolny, nie lubi poniedziałku [tak nazywa się jego kolumna w Marce], a w każdy poniedziałek pisze w gazecie. On wie czy musi prosić o wybaczenie, więc pewnie uważa, że za to nie musi. To zachowanie musi wyjść od jednej strony, a nie od drugiej. Jest dosyć wyraźna granica między mówieniem a pisaniem, bo mózg nas zdradza, ale kiedy widzisz coś napisanego... Palomar miał łatwiej, bo był powiązany z kancelarią broniącą José Mourinho. Palomar i ja znamy się od długiego czasu i mógł powiedzieć, że trzeba to zostawić za nami, ale nie zrobił tego i teraz decyzję podejmą sądy. On ma pretensje, które nie są dla mnie słuszne, a ja mam pretensje, które nie są słuszne dla Palomara, więc to sąd rozstrzygnie w bezpośredniej konfrontacji, kto ma słuszność.
Pan zna Mourinho, jaki on jest w bliższych stosunkach?
Mourinho to bardzo poważny i uprzejmy człowiek. Nie wiem w jaki sposób mówi ci, że się lenisz, może jest ostry, nigdy nie byłem u niego w pracy. Jednak wydaje się bardzo rzeczowy, ma bardzo szybki umysł, jest bardzo poważny i przekazuje wszystko z uprzejmym tonem.
Ludzie z nim pracujący podkreślają jego profesjonalizm.
To trener Realu Madryt, który nigdy nie wyjechał na 1,5 miesiąca na wakacje, a to zdarzało się innym trenerom. Jest wielkim profesjonalistą, który ma wielki poziom samowymagań i samodyscypliny, do tego autorytet. Autorytet tworzy znajomość. Mou pokazał wyższość w ustawieniach taktycznych. Dużo kosztuje mnie krytykowanie Mou, bo jest tak krytykowany... Kiedyś chciałem go skrytykować, ale poczułem się jak za dyktatury, nie dałem rady, wydaje się, że stawiasz się wtedy za frankistami. To agresywna kampania prasy, której ja nigdy nie widziałem wobec żadnej osoby publicznej, bo jest podejrzana i mocna jedność. A mniejszość siedzi bardzo cicho, bo jesteśmy w większości, która nie widzi odniesienia w codziennej prasie. On z punktu widzenia taktycznego wygrał wiele bitew i planuje te bitwy z punktu widzenia tego, co nadchodzi. On wskrzesił Real.
Oskarża się go o niekorzystanie ze szkółki...
Debata o szkółce ma 90 lat i nigdy się w niej nie zgodzimy. Real 5 Pucharów Europy był przepełniony zagranicznymi zawodnikami i ludźmi, którzy nie dorastali w canterze. Pierwszy wielki Real, ten z czasów republiki, był stworzony z Basków. Potem mieliśmy dobre generacje wychowanków, jak Piątką Sępa. Szkółkę traktujemy z pewnym nerwem, dlatego ona tworzy pewne klęski. Real Madryt to nie jest szkółka, Barcelona też nie. Barcelona to szkółka obecnie, ale zobaczymy ile zajmie im znalezienie drugiej takiej generacji, jak ta obecna. Real i Barcelona walczą o światową hegemonię i nawet jeśli cantera jest świetna, to nie można na niej bazować. W Realu żaden wychowanek nie powinien mieć przywilejów, bo piłkarz z cantery to zawodnik ukształtowany w najlepszej akademii na świecie, ale już w wieku 14 lat ma agenta, co jest nie do naprawienia. Tak, czuje przywiązanie do barw, ale dzieli je z agentem.
To się sprzedaje.
Jest masowa prasa, która powinna być drukowana na żółtym papierze, bo ma nieodpowiednią jakość.
Broniłby pan Guardioli?
Oczywiście, ale na pewno on ma wielu świetnych prawników. Chociaż są też ludzie niepotrzebujący prawników. Doskonale wiesz, że Pep to święty i kiedy ktoś staje się świętym, to nie potrzebuje prawników. To samo dotyczy niektórzy zawodników Realu Madryt, po co prawnicy Casillasowi czy Ramosowi, na przykład. Może do jakiś spraw z nieruchomościami, ale do innych kwestii - jak te Mourinho - oni ich nie potrzebują.
Prasa w Katalonii chroni bardziej Barcelonę niż ta madrycka Real?
Nie chciałbym mieć prasy z Barcelony w Madrycie. Ja znałem Asa i Markę z dużo mniejszym poziomem do szukania sensacji, z większą ilością sportu i krytyki dla Realu. To była osłodzona krytyka, ale także zdrowa prasa. Ta z Barcelony to prasa klubu albo nawet gorzej, to obrońcy herbu Barcelony. To taka sytuacja jak ta w sądzie, gdy adwokat zadaje ci pytanie, a ty już dawno wiesz, co masz powiedzieć.
Czy programy z dziennikarzami wygłaszającymi opinie wymknęły się pod kontroli?
W telewizji ostatnim, co się liczy, jest myślenie, liczy się wybuch, a czym większy, tym lepsza sprzedaż. Narzucono model programu rozrywkowego i przerzucono go na debatę sportową. Jest za dużo programów i za mało poziomu. Nie widzę potrzeby chodzenia do studia w koszulce drużyny. Tak się chodzi na stadion, a nie na debatę.
Mógłby pan skrytykować swój Real?
Skrytykowałbym Real w czystej debacie, ale nie tam, gdzie moje słowa zostaną przypisane prawnikowi Mourinho. Jeśli Real byłby poważnym miejscem, to zawiesiłby Ramosowi pensję za znieważenie sędziego, może do połowy, bo przyjeżdżał na treningi. Mój brat, który jest wielkim fanem Ramosa, powiedział mi, że można być durniem, ale jeśli jest się kapitanem i wie się, że drużyna akurat nie ma innych stoperów, a nadchodzą bardzo ważne mecze, to trzeba zachować głowę i nie można jej stracić i wyzywać arbitra, zyskując przy tym 4 mecze wakacji. A prasa absolutnie tego nie skrytykowała. Boże, jeśli zrobiliby to Cristiano czy Pepe, to musieliby wyjechać z Hiszpanii. Ten poziom stronniczości przekłada się na debatę bez argumentów, mi to się nie podoba, ale się sprzedaje. To nie uczy, ale się sprzedaje.
Czy dziennikarze powinni jasno stwierdzać komu kibicują zanim zaczną pracę?
Znam ludzi, którzy zmieniają religie, partie, małżonka... ale nikt nie zmienia drużyny piłkarskiej. Bolą mnie ci, którzy udają, że są bardziej dziennikarzami niż kibicami. To się ma w ciele migdałowatym i nie można od tego uciec, lepiej o tym wiedzieć, nie da się tego ukryć. Carlos Martínez obraził się na mnie za to na Twitterze. Racjonalne jest przyznanie się do swojego oryginalnego pochodzenia. Nie urodziłeś się z myślą o byciu dziennikarzem, ale na pewno na osiedlu chciałeś być Kubalą. Nie chciałeś być Di Stéfano, chciałeś być Kubalą. Tak to jest...
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze