Quo vadis, Madrycie?
Felieton o przyszłości
Poniższy tekst jest tylko i wyłącznie opinią autora. Nie jest oficjalnym stanowiskiem redakcji RealMadrid.pl.
Ostatnio różne wydarzenia i związane z nimi sytuacje po raz kolejny doprowadziły mnie do refleksji, że tak naprawdę znamy bardzo dobrze tylko ten klub, któremu kibicujemy i którego życiem na co dzień się interesujemy. Najpierw w grudniu przed losowaniem Ligi Mistrzów odwiedziłem kilka for i polskich stron o zagranicznych klubach. Chciałem dowiedzieć się jakie odczucia mają różni ludzie wobec Realu Madryt i możliwości wylosowania go. Od jednej z grup dowiedziałem się, że absolutnie nie chcą trafić na Real, bo o ile Królewscy są teraz słabi, o tyle w styczniu mają wymienić pół drużyny i w lutym będą mocniejsi. Tworzono nam nawet nowy skład między innymi z Falcao. Możecie sobie tylko wyobrazić mój uśmiech, gdy to czytałem. Każdy w miarę rozgarnięty kibic Realu wiedział, że zimą nikogo nie kupimy. Faktycznie, dokonaliśmy jednego transferu, ale wszyscy znamy podstawowy powód jego przeprowadzenia. Kolejnym wydarzeniem takiej serii była reakcja polskich dziennikarzy na konferencję Florentino Péreza związaną z „ultimatum” kapitanów. Jakość głupot po prostu mnie przerastała, a poziom wiedzy w rozmowach na ten temat, które prowadzili między innymi moi koledzy-redaktorzy na Twitterze ze śmietanką polskiego dziennikarstwa sportowego, szokował. Ostatnio do tego wszystkiego doszły informacje o Fergusonie, między innymi w tekście na naszej stronie. Zawsze miałem jakiś tam szacunek dla Szkota, jego pracy i dokonań, ale dwumecz z United pozwolił mi poznać go o wiele lepiej i zobaczyć, jak wiele nie wiedziałem i na pewno wciąż nie wiem. Dlatego z każdym kolejnym takim wydarzeniem utwierdzam się w jednym przekonaniu: tylko kibice danego klubu mogą w miarę obiektywnie ocenić działania czy wydarzenia go dotyczące. Wiadomo, każdy z nas zna skład United, Barcelony czy Bayernu, ale nikt z nas nie ma szans wiedzieć więcej i móc lepiej ocenić sytuacji niż fani tych klubów. Podobnie jest z Realem - to my wiemy o nim najwięcej i znamy go najlepiej. Nie chcę być arogancki, kiedy stwierdzę, że znam ten klub - na ten moment, bo mnóstwo z was kibicuje Realowi na pewno dłużej ode mnie - lepiej, głębiej, dokładniej niż wielu polskich kibiców. Korzystam ze źródeł i czytam ludzi, do których nie macie dostępu. To też moja wina, bo mógłbym pisać więcej i lepiej, ale ten tekst ma w jakimś procencie to wynagrodzić. Ten tekst ma pokazać wam, w jak trudnej, moim i wielu innych ludzi zdaniem, sytuacji znalazł się nasz klub. To jeden z niewielu razy, kiedy kieruję do was w pełni moje słowa i odczucia, ale poczułem, że nadszedł taki moment, iż każdy z was poznać sytuację, w której znajduje się Real Madryt, która może w najbliższych dniach nabrać rozpędu i która może zaważyć na przyszłości Królewskich.
Swoisty nowotwór trawi Real Madryt. Prawdziwy rak wyniszcza ten klub. To jest to zdanie. Jaki rak? Co znowu się stało? Wiem, że odpowiedź będzie dla niektórych szokująca, że niektórzy dostaną kolejny dowód, że omamiła mnie cyganeria z Portugalii, że nie myślę racjonalnie, ale tak na teraz wygląda sytuacja z tej perspektywy i z informacji, które można znaleźć. Ta odpowiedź to otoczka Realu Madryt, którą niestety napędzają również kapitanowie, ci prawdziwi kapitanowie Realu Madryt - Iker Casillas i Sergio Ramos. Chociaż sam długo wmawiałem sobie i chciałem myśleć, że Iker i Sergio w końcu zrozumieli kto rządzi danym projektem w Realu Madryt, to srogo się myliłem. Obaj chcą odejścia Mourinho z Realu Madryt, a przynajmniej „podregulowania” go do swoich zachcianek. Tego lub tego chce też wielu z was i absolutnie nie jest to grzech. José ma swoje za uszami i sam potrafiłbym przyznać rację jakimś grubym powodom za jego wyrzuceniem (chociaż nie byłby to na pewno atak pozycyjny czy jego brak, bawią mnie rozmowy na ten temat i bawi mnie wizja, której niektórzy oczekują w tym temacie). Grzechem są jednak środki, które stosują nasi kapitanowie i sposób, w jaki traktują nie tylko trenera, ale też klub, prezesa i kibiców.
Sergio Ramos to wielki piłkarz. Nie jest moim idolem, nie jest jednym z zawodników, za którego dałbym się kroić, ale wiem, że piłkarsko jest królewski. Jest Cesarzem. Po ostatnich spotkaniach jestem atakowany za to określenie przez kilku moich fanów z forum, którzy nie mają pojęcia o co chodzi w tym określeniu i kto je wymyślił ani w jakim kontekście było używane. To pewnie po części moja wina, ale, chłopcy, Ramos piłkarsko był, jest i będzie Cesarzem, bo któż nie ma słabszych chwil? Każdy ma problemy, ale warunki piłkarskie Hiszpana są nadzwyczajne. Problem jest taki, że atakujecie nie ten aspekt, który trzeba. Ramos, przynajmniej dla mnie, poszedł w złą stronę poza boiskiem. Gol z United to jego wina. W tamtą środę byłem pod wrażeniem tego, co zrobił Welbeck - ogólnie oglądam dużo meczów United i z każdym kolejnym razem ten gość zbiera u mnie kolejne punkty, bestia - tego odstawienia Ramosa na rękę, kontroli naszego stopera, odskoczenia i załadowania bramki, klasa. Niezależnie jednak od tego, co zrobił Anglik, to Ramos przegrał tamten pojedynek. Zatrzymajcie sobie tamtą wrzutkę w locie - każdy zawodnik United w polu karnym ma swój plaster, nikt nie zaspał, każdy zrobił swoje. No właśnie, nie do końca, bo ktoś przegrał pojedynek indywidualny. Co miał powiedzieć Mourinho? Powiedział prawdę, „ktoś przegrał pojedynek indywidualny”. Diego López to fajny koleś - więcej o nim za chwilę - lubię go też za to, że wziął winą na siebie, ale ciągle to Ramos nie pokrył Danny'ego. Pamiętacie jak Mourinho zrzucił całą winę za porażkę z Levante na Khedirę? Być może Sami nie szczekał i nie płakał w mediach, bo nie za bardzo wtedy potrafił robić to po hiszpańsku. Więc albo sam zrozumiał, o co chodzi, albo nie miał wyjścia, ale po prostu wziął się za robotę, żeby odpowiedzieć Mourinho na boisku. Gdzie jest dzisiaj? Najważniejszy mecz sezonu, 3 w nocy, budzisz się i masz podać skład na to spotkanie - zaczynasz od Cristiano, wstawiasz Özila, nie zapominasz o Xabim i na następnym miejscu dajesz Khedirę. Tutaj dzisiaj jest Niemiec. I tak powinien zrobić Ramos. Przeprosić trenera czy drużynę, a jeśli nie jest do czegoś takiego przyzwyczajony, to po prostu powiedzieć, że będzie więcej pracować i będzie bardziej skoncentrowany. On jednak wie, że koledzy z prasy go chronią i nie jest to tylko przepisanie słów Mourinho. Bo o ile Mourinho został zjedzony za swoje wskazywanie winnego, to Sergio zrzucając nie wprost krytykę na José i Diego już nie. Taka jest prawda, którą widać w ocenach, artykułach i felietonach dotyczących mistrzów świata i Europy w prasie. Jedynym zawodnikiem z tej grupy bez ochrony jest Arbeloa, któremu w Hiszpanii „zabrano” już te tytuły za bronienie Mourinho. Teraz na ten sam poziom wchodzi Alonso, o którym w tym aspekcie także za chwilę. Wracając do Ramosa, zrobił błąd i nie jest to niestety pierwsza taka pomyłka w tym sezonie. Przed City Sergio też odszczekiwał się trenerowi. W Lidze Mistrzów nie zagrał, wydawało się wtedy, że wiele zrozumiał, bo wrócił do gry na poziomie top. Teraz jednak znowu zaczyna tę samą historię, która polega na podkopywaniu autorytetu trenera przed klubem, drużyną, kibicami i mediami. Niektórzy pozwolili mu myśleć, że jest wyżej czy na tym samym poziomie, co cały Real Madryt jako Real Madryt. Tak nie jest. Jest Real Madryt, jesteśmy my kibice, wśród których najważniejsi są ci płacący składki, jest prezes, jest trener i jest drużyna, która pracuje na resztę. Ramos jest najniżej w hierarchii i nigdy wyżej nie będzie, chyba że zostanie prezesem czy trenerem. Na razie jednak powinien się zamknąć i skupić na cesarzowaniu na boisku, a nie w wypowiedziach.
Iker Casillas. Człowiek, na którego paradach na przykład w meczu z Leverkusen się wychowałem, jak wielu z nas. Ikona. Tu problem jest nawet większy, bo dotyczy też boiska. Jako że czytam wiele opinii - lubię sobie wmawiać, że czytam wszystko - wiem, że niektórzy z was i niektórzy z ekspertów nie widzieli absolutnie żadnego problemu w postawie Ikera w tym sezonie. Chociaż kiedyś przeczytałem na jednej ze stron naszego drugiego ulubionego klubu, że gdy z kimś się nie zgadzam, to niszczę go i wypluwam, to tym razem ze względu na szacunek dla samej postaci Ikera posłużę się cytatem, który ostatnio poznałem przy oglądaniu serialu House of Cards i który świetnie odnosi się do podobno dobrej formy kapitana w tym sezonie: „Wolno wam tak myśleć, ja raczej nie mogę tego komentować”. Po prostu powiem tyle, że z Diego w bramce czuję się tak pewnie, jak nie czułem się przez kilkanaście ostatnich miesięcy. Według mnie, problem z golkiperem Realu istniał i w swoim czasie nawet ratowanie się marnym Adánem, żeby pobudzić Ikera, było dobrym rozwiązaniem. Słabym, bo słabym, ale mimo wszystko dobrym. Ważniejsze są jednak w tym momencie sprawy pozaboiskowe, bo do powrotu Casillasa sytuacja w bramce jest bardzo stabilna. Sytuacja poza czystym futbolem ma różne podłoża. Jednym z nich jest na przykład wypływanie do mediów niekorzystnych informacji dotyczących Mourinho. Jeśli ktoś uważa za zbieg okoliczności, że przyjaciel Casillasa najpierw publikuje jako pierwszy dokładną kolejność głosów Ikera w plebiscycie Złotej Piłki, a potem na przykład jako pierwszy podaje informacje o kłótniach Mou z zawodnikami - które swoją drogą są w wielu przypadkach dosyć normalne, gdy mamy do czynienia z zawodowym sportem, grupą kilkudziesięciu ludzi, pracą przy ogromnej presji i wymaganiach - to „wolno wam tak myśleć, ja raczej nie mogę tego komentować”. To jednak koniec końców tylko przypuszczenia, przejdźmy do jakichś faktów. Faktem są na przykład działania Casillasa na portalach społecznościowych. Ostatnio najwięcej mają wspólnego z wypowiedzią Carbonero. Otóż, co wygodne dla kapitana, Casillas przez kontuzję nie musi komentować tej sytuacji dla mediów. Robi to jednak przez program Instagram, gdzie ostatnio hurtowo klika „lubię to” przy zdjęciach Sary i jakichś opisach o tym, jaką to nie jest dziennikarką i czego nie musi robić. Jeden z takich epizodów miał miejsce w czasie meczu z Barceloną. Ba, po golu Varane'a, gdy drużyna walczyła jednocześnie o utrzymanie remisu i wyszarpanie wygranej - piłkarsko Barcelona jest naprawdę kapitalna, niezależnie od tego, co myślicie o moich poglądach na ich temat, chociaż publikowanie takiej opinii w noc po meczu w Mediolanie nie jest za bardzo trafione - Iker koło 85. minuty zaczął sobie przeglądać zdjęcia Sary. Z drugiej strony, również hurtowo zaczął blokować niepochlebne dla siebie opinie i nie mówię tu o poziomie, jaki często widać też u nas, gdy kilku kozaków pójdzie nie w tę stronę, w którą powinni. Kapitan blokował użytkowników za proste opinie przypominające mu jakiej instytucji broni i co jest najważniejsze. Oberwało się nawet pewnej Vanessie. Nie poznałem większej zagranicznej fanki Ikera. Broniła go, merytorycznie, przed chamskimi atakami, kiedy był w tym sezonie bez formy, ale po wypowiedzi Carbonero przypomniała mu naprawdę kulturalnie o tym, że gra dla Realu Madryt. Następnego dnia... tak, blok. Nikt nie wiedział czy się śmiać, czy rozpłakać. Na przykład w tym samym czasie Arbeloa Instagramu używał do okazania wsparcia przeżywającym kryzys Benzemie i Pipicie. Nie wiem, może Iker nie mówi nic Sarze o szatni, może sytuacja jest inna, ale on milczy, a prywatnie na portalach społecznościowych tylko potwierdza złe przypuszczenia.
Zanim przejdę do kilku słów na temat samych mediów, spełnię obietnicę dotyczącą Xabiego. Ogólnie sytuacja jest prosta - Arbeloa i Alonso grają ostro z Barceloną i są wierni trenerowi. Álvaro odkrył się w tym temacie dużo wcześniej i jak pisałem, od dawna nie jest takim mistrzem świata jak chociażby Pedro czy Villa. Dziennikarze nie mają już dla niego szacunku, co widać na przykład w pomeczowych ocenach na Marce, gdzie Hiszpan miał bardzo dobre występy, ale zajmowano się tylko tym, że „dzisiaj kopał mniej niż w starciu z Blaugraną”. Jeśli chodzi o Xabiego, to w tym sezonie pojawiło się dużo więcej artykułów zbliżających Baska do Mourinho. Alonso nigdy nie oszczędzał siebie ani rywali w meczach z Barceloną, co doprowadzało do furii graczy z Katalonii. Od dłuższego czasu gracze Blaugrany starają się wyrzucić obu zawodników Realu z reprezentacji i nawet nie za bardzo się z tym kryją, chociaż oczywiście oficjalnie nikt nigdy tego nie powie, przynajmniej dopóki reprezentacja wygrywa tyle trofeów. Problem jednak istnieje, ale kapitan Casillas, który zadbał po pamiętnym Superpucharze o dobre samopoczucie Xaviego, tym razem nie interweniuje. Nie wiadomo jaki wpływ na brak działań mają jego osobiści fani, ale ostatnio Alonso może poczytać w Internecie ze strony fanów Ikera hasła na poziomie „wiemy, gdzie mieszkasz i do której szkoły chodzą twoje dzieci”.
Media w Hiszpanii... Jeśli ktoś dotarł do tego momentu, to jest z moimi myślami dosyć długo i raczej nie mogę trzymać go dużo dłużej wymieniając tysiące przykładów o tym, jak traktuje się w Hiszpanii Real Madryt Mourinho. Oczywiście, Królewscy mają problemy w największej części z powodu Portugalczyka, ale oceny są niesprawiedliwe, bo ataki są wyprowadzane z czystej nienawiści do trenera. Dlaczego? Podstawowy powód jest tak prosty, jak porównanie zdjęć, gdzie na jednym Manuel Pellegrini je obiad z połową redakcji Asa, a na drugim widzimy kawowy kącik Asa po tym, jak przyszedł Mourinho, który zakończył wyjawianie składu dziennikarzom, zamknął drużynę i sprofesjonalizował jej pracę. To prawda, że Mourinho można wiele zarzucić piłkarsko i pozapiłkarsko, ale większość takiej krytyki nie jest wyprowadzona z czystym sumieniem. Najświeższy przykład - wywiad z Jesé. Większości wydaje się, że chłopak po prostu dopomina się szansy. To ciekawe, że nikt nie pisze o tym, że jego kontrakt wygasa w 2014 roku i czas prowokować klub oraz zwabić potencjalnych kupców. Dobra, można to jeszcze usprawiedliwić, że chłopak chce zapewnić sobie przyszłość, że jego agentem jest Carvajal, który prowadzi też interesy takiego Valdésa, który ostatnio postanowił sobie odejść z Barcelony. Ale jak wytłumaczycie timing takiego wywiadu? Pomijam to, że niedawno prezes naszego klubu oskarżył ten dziennik o kłamstwo i manipulację, a dzisiaj jeden z wychowanków udziela w nim takiego wywiadu. Taka rozmowa w takim okresie dla klubu, gdzie za kilka dni rozstrzygnie się sezon, a piłkarz z dolnej części Segundy dopomina się szansy i ma pretensje, że trener Realu Madryt gra gotowymi zawodnikami. Warto napisać, że młody atakujący też zaczął blokować wszystkich fanów z negatywnymi dla niego ocenami. Dodajmy do tego, że dziennikarz to dobry przyjaciel Torila, a sam Jesé gada coś o tym, że jego opiekun powinien dostać szansę w pierwszej drużynie. Po tym wszystkim pojawiły się już dzisiaj ploteczki, że szkoleniowiec Castilli zastąpi Mourinho, jeśli ten postanowi nagle odejść w środku rozgrywek. I jak pisałem, wszystko to w kluczowym okresie. Okładka jest czysta - zawodnik chce grać. Jednak w środku strony są zapisane jadem, który ma zmącić spokój trenera i ekipy w kluczowym momencie. I tu też swoje za uszami mają kapitanowie... Iker w takich chwilach robi sobie wolne na Teneryfie, a Ramos ma zaplanowany udział w jakimś programie rozrywkowym. Tymczasem, gdy Xabi Alonso pojawia się na zgrupowaniu drużyny, żeby tworzyć atmosferę i pomóc kolegom mentalnie, chociaż ma uraz i mógłby zrobić sobie kilkudniowy urlop, to dostaje pogróżki, bo po prostu idzie za swoim trenerem. Nie dostaniecie komentarza dotyczącego zachowania Casillasa i Ramosa, ale za to mieliśmy okładkę, gdy Mourinho po pracy poszedł obejrzeć trening syna zamiast bić brawo dla Del Bosque. Może niektórzy nie rozumieją takiego zachowania dziennikarzy i nie wierzą, że może istnieć taka głupawka. Może istnieć, a najlepszy przykład w skali mikro to Polska i zachwyty naszych dziennikarzy nad Robertem Lewandowskim. U nas to weszło na naprawdę idiotyczny poziom, a teraz przenieście to na skalę Hiszpanów, którzy od 5 lat panują na świecie, a ich zawodnicy robią ze wszystkimi co chcą, więc są święci. Są wyżej niż brudny Portugalczyk, który zamknął mediom wpływ na ich wielką ekipę. Na innym zdjęciu ze złotych czasów Pellegriniego widać, jak w mitycznej dla tego typu spotkań restauracji Txistu na stole ułożono ustawienie zespołu z jedenastu części wystroju lokalu. Zresztą sam Chilijczyk przyznał na konferencji, że Marca chciała wystawienia tego czy tego zawodnika, więc go wystawił. Gdzie wtedy skończyliśmy...? Za Mourinho to zniknęło, więc trzeba go skasować. Mou oberwał po meczu z Rayo za to, że zdjął z boiska Moratę po 30 minutach. Trener zdecydował, że potrzebuje obrońcy i mając czwórkę Kaká-Özil-Cristiano-Morata, zdjął najmłodszego z najmniejszym doświadczeniem. Czy są tu podstawy do ataku? Zażenowany taką krytyką był sam Alfredo Di Stéfano, który stwierdził, że „wydaje się, iż prasa chce rządzić bardziej niż Mussolini, a każda zmiana Mourinho zamieniana jest w konflikt”. Dzisiaj Barcelona została zlana w Mediolanie, poza tym swoje spotkania w Europie przegrały też Málaga i Valencia, ale możemy dowiedzieć się, że w ciągu kilkunastu dni jedynie Real może odpaść z dwóch rozgrywek. Co więcej, Blaugrana notuje katastrofalny piłkarsko występ, a w hiszpańskim radiu słucham o tym, kto zastąpi w czerwcu Mourinho i czy jest to dobry wybór. A jeśli do takiej krytyki sportowej dochodzą też ataki na rodzinę (na przykład w stylu analizy czy to dobrze, że żona Mourinho jeździ autem, jakim jeździ), to sami sobie wyobrażacie otoczkę klubu, która napiera na naszego trenera...
Dlatego niedawno sam powiedziałem, że zrozumiem sytuację, gdy Mourinho zmęczy się tym szambem i odejdzie po sezonie niezależnie od wyników. Uszanuję tę decyzję, chociaż wierzę, że z nami zostanie. Dlatego też na początku pisałem o przyszłości Królewskich. Florentino ma twardy orzech do zgryzienia. Portugalczyk to świetny szkoleniowiec i stworzył fantastyczną drużynę. Jednak ile można patrzeć na to, jak kapitanowie i prasa podburzają wszystkich wobec trenera, napędzając siebie nawzajem? Proste rozwiązanie to wyrzucenie Mourinho. Nie spodziewajcie się jednak wtedy, że jakiś wielki trener przyjdzie pracować z ludźmi i mediami, które wyrzuciły szkoleniowca, bo im się nie podobał. Do każdego kumatego fachowca w Europie dojdzie ciąg wydarzeń i sytuacja, którą zastałby w Madrycie, a konkretnie Hiszpanów, którzy przed nikim się nie kłaniają. Więc co można zrobić innego? Zapewne wielu z was czytając powyższe słowa zgadzało się z nimi w jakimś stopniu, ale po tych następnych przynajmniej zapytacie siebie o co chodzi i czy u mnie wszystko w porządku, bo drugie rozwiązanie jest wręcz brutalne: pozbyć się ludzi, którzy podkopują swoimi zachowaniami projekt, czyli w tym przypadku pozbyć się między innymi takich kapitanów, jak Casillas czy Ramos. Może Ramos w tym sezonie był bliżej Mourinho niż Casillas, ale niewątpliwie Hiszpanie szukali też zawiązania grupy przeciwko Mou. Zdaję sobie sprawę, że za dwa tygodnie może być po sezonie, czemu winny będzie też w ogromnym stopniu Mourinho. Jednak dlatego powstał ten tekst. Bo po przegraniu sezonu trzeba będzie planować następne rozgrywki. Florentino stanie przed największą decyzją w swojej historii na stołku prezesa: odnowa organizacji i profesjonalizacja klubu czy pójście w stronę populizmu i folkloryzacji? Każdy wybór wpłynie na wybory, bo tak samo wielu ludzi wielbi Casillasa, ilu widzi, że Mourinho zmienia cały Real Madryt. W samym klubie jest cała masa ludzi, którzy twierdzą, że „Don José to najlepsze, co przydarzyło się temu klubowi od czasów Bernabéu”. Dlatego, Florentino, jak będzie? W którą stronę ruszymy?
Jest wiele kwestii, których nie zmieściłem w tym tekście lub o nich zapomniałem, za co przepraszam. Jeśli macie jakieś pytania co do tekstu, całego Realu Madryt czy moich poglądów piłkarskich, to oprócz komentarzy możecie skorzystać też z tej strony.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze