Jesé, nie idź tą drogą
Komentarz do dzisiejszego wywiadu w <i>Marce</i>
Poniższy tekst jest tylko i wyłącznie opinią autora. Nie jest oficjalnym stanowiskiem redakcji RealMadrid.pl.
Nadgryzania ciąg dalszy. Desek ratunku coraz mniej. Działa coraz cięższe, ale kule nadal ślepe. Nie udała się prowokacja związana ze spotkaniem kapitanów i Florentino Peréza więc Marca na kilka dni przed kluczowym tygodniem José Mourinho i całego Realu Madryt w tym sezonie atakuje ponownie, tym razem sprzymierzona z nie byle kim, bo Ginés Carvajal może z uniesioną głową stanąć obok takich osób jak Jorge Mendes czy Mino Raiola.
Dzisiejszy wywiad z Jesé Rodríguezem, którym Marca atakuje z pierwszej strony, zapoczątkował dyskusję, która oczywiście poszła nie w tę stronę co trzeba, ale takie było zamierzenie największego hiszpańskiego dziennika sportowego. Oto bowiem jedna z gwiazd Realu Madryt Castilla zajmującego w drugiej lidze czternaste miejsce, mającego cztery punkty przewagi nad strefą spadkową, dwudziestego lutego, sześć dni przed rewanżowym meczem z Barceloną w Pucharze Króla i niemal dwa tygodnie przed rewanżem z Manchesterem United przypomniała sobie, że powinna dostawać więcej szans w pierwszym zespole i dziwi się, dlaczego José Mourinho jeszcze nie spojrzał w jego stronę.
Mało tego. Grozi, że jeśli tych szans nie otrzyma, będzie musiał rozejrzeć się za innym miejscem, które zagwarantuje mu rozwój. Wszytko to za cichym przyzwoleniem i wcześniejszym dokładnym ustaleniem Ginésa Carvajala, potężnego agenta piłkarskiego (reprezentuje oprócz Jesé m.in. Moratę, Deulofeu, Valdésa, Raúla, kiedyś Casillasa i Salgado), który jeszcze w grudniu 2012 roku sam przyznawał, że przy takim składzie, jakim dysponuje Mourinho jego podopiecznemu trudno będzie odnaleźć się w pierwszym zespole.
Cała akcja od początku do końca starannie wymierzona w José Mourinho. Wystarczył jeden gol Moraty z Rayo Vallecano, żeby dziennikarze Marki uznali, że kolejny wychowanek poradził sobie w pierwszej ekipie. Jak drażliwy jest temat cantery w Hiszpanii, każdy zorientowany doskonale zdaje sobie z tego sprawę, w Polsce bywa czasami nawet goręcej.
Wywiad miał skompromitować pierwszego trenera Królewskich, a skompromitował samego zawodnika Castilli, który jednak nie zdecydował się pójść drogą Moraty, naznaczonej mozolną, ciężką pracą bez stawiania jakichkolwiek warunków, tym samym zamykając sobie drogę do pierwszej drużyny przynajmniej za panowania José w Madrycie.
Zupełnie inną sprawą jest to, czy Jesé rzeczywiście zasługuje, aby w przyszłym sezonie dołączyć na stałe do dorosłej kadry (trzynaście bramek dotychczas; można pozastanawiać się nad przydatnością Callejóna), a jeszcze inną jest zachowanie piłkarza rezerw wygłaszającego pod adresem trenera, z którym rozmawiał może dwa razy w życiu, opinie za pośrednictwem dziennikarzy.
Być może Jesé wcale nie chciał brać udziału w tej akcji, być może był do tego nakłoniony, ale przegrał przede wszystkim on. Gdyby takie słowa wypowiadał podopieczny Jorge Mendesa, Marca nie zostawiłaby na nich suchej nitki, grzmiąc, że jedyne o czym myślą to obrona własnych interesów. Tym razem cisza, bo robotę robi nasz człowiek.
Śledź autora na Twitterze
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze