RealMadryt.pl w Madrycie: Z wizytą na Vallecas
Rayo sprawiło niemałą niespodziankę
Niedziela minęła bardzo piłkarsko. Jak już pisałem, nie udało mi się obejrzeć meczu Manchesteru United z Evertonem, ale to nie było istotne, tym bardziej, że najważniejszy punkt dnia miał nastąpić o godzinie 21. Rayo Vallecano podejmowało na Estadio de Vallecas zespół Atletico Madryt i nie mogło mnie zabraknąć na tym meczu.
- Serio jedziesz na Vallecas? To mało przyjazna, biedna dzielnica robotnicza. Lepiej nie chodzić tam po nocy – ostrzegła znajoma. Pomyślałem sobie: „na pewno nie jest gorzej niż na Wildzie w Poznaniu”. Dlatego nie zważając na ostrzeżenia, ruszyłem na stadion. Już trzy przystanki metra przed stacją Portazgo, przy której znajduje się Estadio de Vallecas, wsiadali pierwsi kibice. Kobiety owinięte były różowymi szalikami, natomiast mężczyźni w brawach biało-czerwonych. Najczęściej były to białe koszulki z czerwony paskami poprzecznymi z przodu. Coś ala River Plate, kojarzycie?
Po wyjściu ze stacji metra rzeczywiście okolica nie zaprezentowała się najlepiej. Obdrapane mury i sznur knajp wzdłuż głównej ulicy, gdzie miejscowi kibice sączą piwo. Moim oczom ukazał się stadion Rayo, który mówiąc delikatnie - nie zachwyca. Pomyślałem sobie: To na pewno obiekt pierwszoligowego klubu? I to w dodatku Primera División? Popękane ściany, bramy pamiętające pewnie lata 80 (stadion został otwarty w 1976 roku)? Niestety tak.
Do meczu pozostała ponad godzina, dlatego postanowiłem nieco pozwiedzać okolicę. I tu muszę przyznać, że tam nie ma nic godnego uwagi. Obskurne kamienice, szaro i ponuro. Trudno uwierzyć, że to wszystko ledwie kilka kilometrów od malowniczego centrum. Przecież Vallecas znajduje się trzy przystanki od przepięknej okolicy dworca kolejowego Atocha.
W końcu stwierdziłem, że nie ma co tracić czasu, bo i tak niczego ciekawego nie zobaczę, a jeśli się uprę, to jedynie przekonam się, jak się leży na chodniku. Dlatego ruszyłem pod stadion. Chcąc odebrać akredytację, podszedłem do jednego z policjantów, aby zapytać o wskazanie drogi. Życzliwi stróżowie prawa odesłali mnie dookoła stadionu, kiedy jak się okazało - wystarczyłoby, żeby przepuścili mnie przez zablokowaną ulicę. A zamiast ponad kilometra, zrobiłbym 100 metrów. No cóż, ale chociaż mogłem zobaczyć obiekt im. Teresy Rivero z innej perspektywy.
W końcu dotarłem do punktu, gdzie wydawane są akredytacje. I nie wierzyłem, że naprawdę tak to wszystko funkcjonuje. Rozumiem, że na Pogoni Szczecin akredytacje wydawane są przez okno budynku klubowego, ale powtarzam – na pierwszej lidze hiszpańskiej wydawać przepustki dziennikarzom z okienka, nad którym wisi przyklejona taśmą kartka: „Acreditaciones”? Wszystko to wyglądało tak, jakby Atletico Madryt przyjechało na Puchar Króla na jakąś prowincję z trzeciej ligi. Możecie sobie wyobrazić, moje zdumienie było ogromne.
Sam mecz zrekompensował całe negatywne wrażenie sprzed rozpoczęcia spotkania. Rayo zagrało bardzo odważnie, a Paco Jemez po raz kolejny udowodnił, że jest świetnym trenerem. Piłkarze z Vallecano przewyższali rywali szybkością i skuteczniej stawiali pressing, koncentrując grę na skrzydłach, co przyniosło efekt w postaci dwóch bramek. Radamel Falcao zupełnie sobie nie radził, a bramka z doliczonego czasu gry nie poprawia miernej oceny występu Kolumbijczyka. Tym razem to nie był Tygrys, a małe tygrysiątko. Były Piłkarz Porto nie potrafi odbudować formy sprzed kontuzji i po raz kolejny zawodzi kibiców Rojiblancos, którzy w niewielkiej grupie przybyli na stadion. Kilkukrotnie próbowali nawet wesprzeć swoich ulubieńców, ale nic to nie dało wobec bardzo intensywnego dopingu sympatyków Rayo. Najbardziej oberwało się Diego Simeone. Grupa kibiców przez większość czasu spotkania prowokowała trenera Atletico różnego rodzaju wyzwiskami (nawet nie wiedziałem, że niektóre słowa można zastosować w takiej kombinacji), jednak charyzmatyczny Argentyńczyk był skoncentrowany na meczu i ignorował zaczepki.
Po zakończeniu spotkania dziennikarze udali się do strefy… czegoś co przypominało strefę mieszaną. Pod wyjściem z klubu ustawiono dwa ogrodzenia i dwie tablice z reklamodawcami. Tam czekali dziennikarze na piłkarzy. Wszyscy, co zrozumiałe, czekali na Falcao, jednak solenizant nie zamierzał rozmawiać z kimkolwiek. Żal było redaktorów z Punto Pelota, którzy przygotowali specjalny prezent dla El Tigre z okazji 27-ych urodzin. Falcao przyjął upominek i bez słowa ruszył do autokaru.
I jeszcze ciekawostka. Przed meczem wymieniłem wiadomości z Krzysztofem Przytułą, z którym wywiad mieliście okazję przeczytać kilka dni temu. Komentator Canal+ napisał coś takiego: „Przewiduję niespodziankę. 2:1 dla Rayo”! Jeśli chcecie jakieś pewne typy, to tylko do niego.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze