Navarro zatrzymał Madryt
Pierwsza porażka koszykarzy w lidze
Czasami jest tak, że jedenastu zawodników nie może poradzić sobie z jednym, wyjątkowo natrętnym. Fantastyczny występ Juana Carlosa Navarra przerwał zwycięską passę podopiecznych Pabla Lasa (96:89), jednocześnie pozwalając własnemu zespołowi na miejsce w pierwszej ósemce i szanse na awans do rozgrywek Copa del Rey. Real Madryt, nieprzerwanie, przewodzi ligowej tabeli.
Niezwykle zmotywowaną postawę gospodarzy ujawniły szybkie i skuteczne akcje, przede wszystkim w wykonaniu Juana Carlosa Navarro i jego charakterystycznych floaterów. Po stronie madryckiej dorównywał mu jedynie Rudy Fernández, świetnie broniący i punktujący. Wszystko zmieniło się, kiedy obie drużyny zrzuciły pierwszy garnitur, a na parkiecie pojawili się zmiennicy.
Gra podkoszowa Realu Madryt urosła w siłę, gdy ławkę rezerwowych opuścił Felipe Reyes. Kapitalnie odnalazł się w walce na tablicach z CJ Wallace'em i Nathanem Jawaiem, ba, trafił nawet z odległości ponad sześciu metrów. Los Blancos po raz pierwszy objęli prowadzenie w drugiej kwarcie, po celnym rzucie z dystansu Dontaye'a Drapera, co niejako potwierdziło dobrą postawę rezerwowych. Inicjatywa powoli zaczęła przechodzić w ręce gości. Barçę w grze utrzymał Navarro, autor dziewiętnastu punktów w pierwszej połowie. Żaden z madryckich obrońców nie potrafił go zatrzymać.
Sergio Rodríguez zaistniał w grze tylko przez kilka minut, lecz zdołał zrobić więcej niż inni przez kilkanaście. Nie dość, że obsłużył kolegów pięcioma asystami, to jeszcze zakończył połowę buzzer beaterem (45:44). Najlepsze było jednak przed nim, bowiem, jako jeden z niewielu, w trudnych chwilach potrafił wziąć odpowiedzialność całego zespołu na swe barki. Gdy potrzebne były punkty, Sergio trafiał zza obwodu, wbijał się pod kosz, wypracowywał pozycje do rzutów.
Skąd te trudne chwile? Łatwo się domyślić, że palce maczał w tym człowiek, którego nazwisko przewinęło się już kilkukrotnie. Juan Carlos Navarro Feijoo. Katalończyk opuścił plac gry z trzydziestoma trzema punktami na koncie, a w całym meczu trafiał jak na zawołanie, myląc się zaledwie raz, przy rzucie „za dwa”. Kiedy tylko goście inicjowali remontadę, pojawiał się La Bomba i niweczył ich zapędy. Co naturalne, kapitalne zawody hiszpańskiego obrońcy odbijały się na atmosferze w zespole Królewskich, bardziej nerwowej z każdą upływającą sekundą. Ostatnia minuta była już zupełnym zrezygnowaniem z walki, a pierwsza porażka w Lidze Endesa 2012/13 stała się faktem.
96 – FC Barcelona Regal (23+22+28+23): Sada (7), Navarro (33), Mickeal (15), Lorbek (9), Tomić (8) – Marcelinho (2), Jawai (7), Wallace (8), Rabaseda (-), Jasikevicius (7).
89 – Real Madryt (20+24+20+25): Llull (6), Fernández (18), Suárez (2), Mirotić (12), Begić (-) – Rodríguez (17), Slaughter (8), Carroll (11), Reyes (10), Draper (3), Hettsheimer (2).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze