Kilka słów o Casillasie i Mourinho
Komentarz do wczorajszej sytuacji
Poniższy tekst jest tylko i wyłącznie opinią autora. Nie jest oficjalnym stanowiskiem redakcji RealMadrid.pl.
José Mourinho chyba nie na żarty przejął się listopadowymi wynikami sprzedaży Marki, które były o kilkanaście procent niższe w stosunku do poprzednich miesięcy, bo dał prasie zajęcie na całą świąteczną przerwę, a może i dłużej. Lawina gorących, często nieprzemyślanych komentarzy ciągnęła się przez cały mecz i jeszcze długo po nim, wynik stał się sprawą drugorzędną, a kamery pokazywały Ikera Casillasa jakieś sześćdziesiąt osiem razy częściej niż kiedy ten stoi na placu między słupkami.
Jeśli część kibiców uspokoiła się po krótkim tekście w El Confidencial o zażegnanej wojence i pojednaniu między Mourinho a Ramosem, to raczej wczorajszą sytuacją Mourinho nie zjednoczył jakoś specjalnie światowego madridismo przed świętami. Sprawa trenera i szatni to temat odrębny, szeroki na jakieś kilkanaście megabajtów tekstu. Poniżej nieśmiało pochylę się tylko nad dwoma aspektami tego gorącego incydentu.
José Mourinho to naprawdę silny trener. Być może bardziej o jego sile od wszystkich zdobytych na przestrzeni dziesięciu lat trofeów i opowiastek byłych jego zawodników świadczy właśnie ta sytuacja z Ikerem Casillasem. Oto po raz pierwszy od czasów Vicente del Bosque (a może i tych jeszcze wcześniejszych) znalazł się ktoś, kto odważył się posadzić kapitana, legendę i symbol klubu na ławce rezerwowych za - tu najważniejsze - słabą postawę w ostatnim czasie. Pomyślcie, ilu trenerów zasiadających na ławce trenerskiej Realu Madryt w ostatnich latach podświadomie luzowałoby krawat na samą myśl o takiej możliwości?
Poza tym, nie rozumiem sporej części z Was. Przez dekadę meczom Królewskich towarzyszyły z każdym razem głośniejsze pojękiwania, że trenerzy to na Santiago Bernabéu marionetki, a za sznurki pociąga prezes, siedzący w loży kilka rzędów wyżej. Gdy w końcu trafił się gość z charyzmą być może porównywalną tylko do tej, jaką miał sam Bernabéu i który pokazuje, że nawet ktoś taki jak Iker Casillas nie może uważać się za świętego, to płacz jest jeszcze większy. Zdecydujcie się w końcu.
Choćby Mourinho był najemnikiem pracującym tu tylko i wyłącznie dla pieniędzy, sprowadzającym piłkarzy tylko od zaprzyjaźnionego agenta, choćby chęcią pracy w Madrycie kierowały osobiste żądze i ambicje, to póki co José Mourinho, a nie Iker Casillas jest trenerem klubu i to on stoi od dwukrotnego mistrza Europy i mistrza świata w klubowej hierarchii wyżej. Jeśli stawiacie Ikera ponad Mourinho to stawiacie Ikera ponad herb klubu. A tak to nie działa.
Teraz, kilkanaście godzin po meczu, na chłodno, niech każdy odpowie sobie uczciwie na pytanie, czy w ciągu tych dziesięciu lat nie było sytuacji, w której Iker Casillas nie powinien usiąść na ławce choćby na jeden mecz za to, co prezentował? I czy ostatni okres w wykonaniu kapitana naprawdę nie obliguje go do poprawy swojej dyspozycji? Czy Mourinho sadzając i otwarcie przyznając, że Iker nie jest w najlepszej dyspozycji robi mu tak wielką krzywdę? To nie trener, a prasa robi Ikerowi największą krzywdę wbijając mu do głowy każdym artykułem, który pojawi się na przestrzeni tych dwóch tygodni, że jest niezniszczalny, niezastąpiony i święty.
Jakoś nikt nie zwrócił uwagi, że może to wyjść pierwszemu bramkarzowi tylko na dobre, nikt nie mówi, że Mourinho chce znakomitego specjalistę jeszcze bardziej zmotywować. Ta część kibiców, która go jeszcze nie zwolniła zastanawia się, dlaczego Mourinho nie ma odwagi sam zrezygnować i robi wszystko, aby wypłacono mu odszkodowanie zapisane w klauzuli. Szaleństwo.
Śledź autora na Twitterze
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze