RMPL: Czy ktoś tu jest jeszcze święty?
Realny Mocno-subiektywny Przegląd Leraksujący
W ostatnich tygodniach pojawiły się informacje o nowej umowie sponsorskiej pomiędzy klubem FC Barcelona a Qatar Airways. A jeszcze kilka lat temu drużyna z miasta Gaudiego chwaliła się posiadaniem, jako jedna z bardzo nielicznych, koszulek "nieskalanych" logiem jakiegokolwiek sponsora. Przez jakieś sto jedenaście lat.
Kibice Realu Madryt z rozrzewnieniem i tęsknotą wspominają wielki sezon 2001/02, nie tylko ze względu na zdobycie 9. Pucharu Europy i finałowy wolej Zinedine'a Zidane'a wybrany w głosowaniu UEFA najładniejszą bramką w historii Ligi Mistrzów. Wspominają tęskniąc, ponieważ Królewscy przez pierwszą połowę sezonu grali wtedy wprawdzie z reklamą na piersiach, ale witryny internetowej klubu - realmadrid.com. I wyglądali przykładnie. A jeszcze lepiej, gdy w roku 2002, na stulecie założenia Klubu, koszulki zostały wybielone, ozdobione tylko godłem Królewskich. I logo Adidasa.
Ostatnio padł kolejny bastion konserwatyzmu wymierzony przeciw koszulkowym reklamom. Jak napisał redaktor Michał Kiedrowski w ostatnim sportowym dodatku do Gazety Wyborczej "Reprezentacja Nowej Zelandii zerwała z tradycją i ozdobiła piersi rugbystów reklamą. W ponad stuletniej historii dwukrotnych aktualnych mistrzów świata tylko raz - na bardzo krótko - zdarzyło się coś podobnego. (...) Tym razem skusił ich amerykański ubezpieczyciel AIG".
Internauci, co było prostym do przewidzenia, zareagowali natychmiast. Głosy o sprzedaży dumy i pasji, utrata, nie dziewiczej już wprawdzie, wyjątkowości stoją jednak w wyraźnej sprzeczności z wynikami przeprowadzonych wcześniej badań marketingowych. Wynika z nich, że ledwie pięć procent ankietowanych nie zgadza się z obecnością nazwy sponsora na koszulkach słynnych All Blacks.
Powód podpisania kontraktu z amerykańską firmą jest prozaiczny, biega oczywiście o pieniądze. Stoi jednak za nim okoliczność niezwyczajna. Otóż Nowozelandzka Unia Rugby twardo obstaje przy zasadzie powoływania do reprezentacji narodowej jedynie zawodników grających w kraju. Ci zarabiający na chleb tym "chuligańskim sportem dla dżentelmenów" poza granicami Nowej Zelandii szans na występy w barwach ojczyzny nie mają. A w samej Europie jest ich już ponad stu. "Potrzebujemy nowych przychodów, aby podtrzymać rozwój rugby. Jeśli ich nie zdobędziemy, nie będziemy w stanie wychowywać najlepszych graczy na świecie" - argumentuje decyzję NZRU.
Wróćmy do sportu nazywanego, w opozycji do rugby, "dżentelmeńską grą dla chuliganów", czyli do piłki nożnej. Obecnie reklamy na koszulkach zawodników to jedno z głównych źródeł zapewniających stały dopływ funduszy do klubowej kasy. Do zarabiających najwięcej należą wspomniane Real i Barcelona, monachijski Bayern, czerwony i niebieski Manchester, Liverpool, Chelsea i Sunderland. W pierwszej dziesiątce znajdziemy także Tottenham oraz AC Milan. Klasyfikacje te mają jednak jedną cechę absolutnie kluczową - zmieniają się często, bo i wysokość kontraktu potrafi rosnąć wraz czasem jego trwania, bądź zmienia się sponsor. Wkrótce madrycki Real zachęci do latania po świecie linią z Emiratów, a Manchester United zaprosi do przejażdzki Chevroletem.
Niezmienna od lat jest natomiast dominacja w czołówkach tych zestawień piłkarskich przedstawicieli Anglii. Kluby z samej Premiership zarobią na reklamach na t-shirtach grubo ponad 160 milionów euro w samym tylko sezonie 2012/13. Kto był pierwszy? Powszechnie to zespół z Anfield Road uważa się za angielskiego prekursora pomysłu na sportowy sponsoring na piłkarskich strojach. W roku 1979 The Reds podpisali kontrakt z firmą Hitachi, wtedy potentatem produktów RTV i AGD, dziś jedną z większych firm na szeroko rozumianym rynku technologicznym.
Tyle że trzy lata wcześniej, dokładnie 24 stycznia 1976 roku, mały klubik z Southern League o nazwie Kettering Town, jako pierwszy w historii brytyjskiego futbolu zagrał z reklamą sponsora na koszulkach. A kontrakt podpisał z lokalną firmą Kettering Tyres. Debiut nastąpił w meczu ligowym z Bath City, umowa opiewała na sumę czterocyfrową.
Angielska Federacja Piłkarska zareagowała, ujmując sprawę powściągliwie, dość nerwowo. Reklamy natychmiast zakazała, chociaż w jej regulaminie o sponsoringu koszulkowym nie stało nic. Nowy dyrektor wykonawczy klubu z Kettering, kiedyś bardzo dobry piłkarz Derek Dougan, próbował FA okpić, napis na strojach zespołu zmieniając z "Kettering Tyres" na "Kettering T" - że niby "T" oznacza "Town". Nic to jednak nie dało, tysiąc funtów kary skutecznie odstraszyło prekursorów koszulkowego sponsoringu od pomysłu, jaki obecnie jest co najmniej żyłą złota. I dla firm sponsorujących siebie, i dla firm sponsorujących inne (na swych trykotach oczywiście).
Dzięki poparciu od Bolton Wanderers i Derby County dla drużyny z Kettering, zakaz reklam na koszulkach został zniesiony w czerwcu 1977 roku. I Liverpool mógł podpisać umowę z Hitachi, a rzeczone Kettering, o losu ironio, sponsora na następny sezon już nie znalazło...
Kto jest więc nadal wolny od sponsorskiej obroży na sportowej piersi? W Europie o klub piłkarski trudno. Inaczej ma się sprawa z reprezentacjami narodowymi, gdzie krajowe federacje godzą się jedynie na logo, tudzież niewielkimi literami napisaną nazwę firmy dostarczającej sprzęt piłkarski. Jakiegokolwiek innego rozwiązania zabrania FIFA, dbając o interesy swoich sponsorów. Do czasu? Prawdopodobnie tak, niestety. Warto natomiast zajrzeć za ocean i to do lig najpotężniejszych. Przecież to właśnie kluby z NFL, MLB, NHL i NBA prezentują na koszulkach meczowych nazwę drużyny, czasem jej maskotkę czy logo.
I tu wracamy do pana Michała Kiedrowskiego, który we wspomnianym na początku artykule również poruszył temat koszulkowego sponsoringu, i niejako stał się inspiracją do powstania tego tekstu. Redaktor wyjaśnił także kwestię reklam na koszulkach treningowych. Otóż dwa lata temu media w Polsce informowały o genialnym ruchu marketingowym Manchesteru United, który został pierwszym klubem na świecie, jaki sprzedał miejsce reklamowe na koszulkach treningowych, podpisując kontrakt z firmą DHL. A przecież "co najmniej kilka lat wcześniej tego typu umowy podpisywano w NFL. Właściciel Manchesteru United Malcolm Glazer, który posiada drużynę Tampa Bay Buccaneers, stamtąd właśnie zaczerpnął swój pomysł" - czytamy w rubryce o "Kiedrosport".
Jak można więc zauważyć, z informacjami o reklamach na koszulkach bywa czasami tak, jak w starym jak świat żarcie z brodą równą długością tej prawdziwego Świętego Mikołaja z Laponii - "Słuchacze pytają: Czy to prawda, że na Placu Czerwonym rozdają samochody? Radio Erewań odpowiada: tak, to prawda, ale nie samochody, tylko rowery, nie na Placu Czerwonym, tylko w okolicach dworca warszawskiego i nie rozdają, tylko kradną".
Nie pozostaje nic innego, jak Fly Emirates albo Qatar Airways, co kto woli.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze