Powrót na dobrą drogę
Królewscy pewnie pokonują Granadę
Radość po zdobyciu Superpucharu Hiszpanii szybko odeszłaby w zapomnienie, gdyby w trzeciej kolejce Primera División Królewscy nie zdołali zdobyć kompletu punktów. Przed oczami José Mourinho i jego zawodników stanęła wstydliwa seria trzech inauguracyjnych meczów bez zwycięstwa, co ostatnio zdażyło się kilkanaście lat temu. Królewscy musieli udowodnić, że dyspozycja z rewanżowego meczu o Superpuchar z Barceloną nie była przypadkowa.
I udowodnili dobitnie, że forma z pojedynków z Valencią i Getafe odchodzi w zapomnienie, a sam zespół wchodzi na dobrze w Madrycie znaną i bardzo często uczęszczaną ścieżkę zwycięstw. Real Madryt pokonał Granadę 3:0, nie tracąc przy tym zbyt wielu sił i nie narażając się praktycznie w ogóle na jakiekolwiek ataki drużyny gości.
Mourinho postanowił zaskoczyć, a raczej potwierdzić przedmeczowe przewidywania hiszpańskich dziennikarzy i w miejsce Özila na murawę posłał od pierwszych minut Lukę Modricia. Chorwat nie tylko odpowiedział na pytanie o jego dyspozycję, zażegnał wątpliwości co do przydatności i słuszności jego indywidualnych treningów w Londynie, ale co najważniejsze - udowodnił, że jest po prostu fantastycznym piłkarzem.
Jeżeli można wyciągać wnioski po godzinie spędzonej na placu gry, to są one bardzo proste - Luka Modrić może okazać się nie tyle przydatny, co po prostu w dalszej części sezonu kluczowy. W pierwszych czterdziestu pięciu minutach Chorwat był najlepszy na boisku, imponując przeglądem pola i wachlarzem zagrań.
Na przerwę Królewscy schodzili z jednobramkowym prowadzeniem po golu Cristiano Ronaldo w dwudziestej piątej minucie, który zaskoczył bramkarza gości strzałem z bardzo ostrego kąta. Na drugą połowę nie wyszedł inny piłkarz, który zaskoczył swoją obecnością w pierwszej jedenastce. José Callejón został zmieniony przez Di Maríę i po raz kolejny kibice na Santiago Bernabéu mogli się przekonać, jak ważny dla tej drużyny jest ten chudziutki Argentyńczyk. To po jego podaniu Cristiano Ronaldo zdobył swoją drugą bramkę w tym meczu. Dziesięć minut później, CR7 (a dziś raczej CR150, bo na tej liczbie zatrzymał się licznik goli Portugalczyka w Realu) musiał opuścić boisko ze względu na uraz mięśnia.
Wynik spotkania piętnaście minut przed końcem ustalił Gonzalo Higuaín, lecz trzeba tu uczciwie napisać, iż bramka ta padła z ewidentnego spalonego, na którym znajdował się podający do Argentyńczyka Karim Benzema. Francuz był dziś krok za wszystkimi, mogliśmy oglądać najgorszą wersję Francuza, o której zaczynaliśmy przez wydarzenia minionego sezonu powoli zapominać.
Dzisiejszy mecz był z serii tych, jakich na Santiago Bernabéu było w przeszłości wiele. Bez fajerwerków, bez historii. Najważniejsze, że drużyna zapomina powoli o złym początku i wchodzi na swój normalny, wysoki poziom.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze