Advertisement
Menu
/ goal.com

Real i Barça - europejskiej hegemonii początki

Felieton Sulmaana Ahmada

Sulmaan Ahmad jest redaktorem naczelnym serwisu goal.com

-------------------------------

Być może postronni kibice mają już dość czytania o meczach Realu z Barceloną. Być może nie chcą już wierzyć mediom. Dwa rzuty karne w meczu pierwszym, jedna celna główka przez sto dwadzieścia minut gry w meczu drugim? To ma być wszystko? Najwspanialszy futbol na ziemi? Sęk w tym, że wielkie mecze rzadko kiedy spełniają pokładane w nich oczekiwania, nie mówiąc już o sytuacjach, gdy kibic spodziewa się wielu goli i strzałów.

A przecież cała otoczka tych gier Realu z Barceloną dostarcza nam o wiele, wiele więcej. Sam powrót z demolki 0:5 do zwycięstwa 1:0 w finale Pucharu Króla, i to w ciągu zaledwie pięciu miesięcy, to kwintesencja Realu Madryt. Ta zmiana w zespole Królewskich była niesamowita i wielu kompletnie się jej nie spodziewało.

Przewidział to akurat Pep Guardiola, co jest zresztą dość niezwykłe. Po tylu sukcesach osiągniętych z Barceloną mógłby obrosnąć w piórka, stać się typem aroganckim i zadufanym w sobie. W końcu to jego drużyna pięć razy z rzędu biła Królewskich. Ponadto Pep to człowiek z Camp Nou, przesiąknięty tamtym klimatem. Gdyby chciał uderzyć w sponiewieranego rywala, mało kto miałby do niego pretensje.

Mimo to nawet po 5:0 nie okazał niczego więcej poza szacunkiem dla rywala. Guardiola wiedział, że pięć kolejnych zwycięstw nad Realem było skutkiem najlepszej gry w całym złotym okresie, jaki ostatnio nastał w Barcelonie. W tych pięciu spotkaniach jego zespół grał na najwyższym poziomie światowym, czasami nawet pokazując rzeczy ponad naturalne.

Guardiola wiedział cały czas - a jeszcze lepiej wiedział o tym Mourinho - że Madryt ma zespół gotowy do eksplozji na miarę galaktyki. Porażki Realu zdarzały się ostatnio tylko w meczach na wysokim szczeblu - klasyki z Barceloną i Liga Mistrzów. W takich spotkaniach przechodzi się test na wielkość drużyny. Po takich ciosach nikt nie jest w stanie naprawić drużyny w jeden wieczór.

Co dzieje się teraz? Mourinho udało się jednak zaszczepić wartości, jakie niesie przez całą karierę trenera we wszystkich klubach - zaufanie i jedność w drużynie. To, oraz jego unikalna zręczność przygotowania taktyki sprawiają, że w Realu Madryt zachodzi właśnie TA ZMIANA. Niby, niewielka, a jednak bardzo widoczna i o ogromnym znaczeniu. Bo przecież odpowiednia jakość i talent były w Madrycie zawsze. Teraz po prostu wskoczyły na wyższy poziom.

Puchar Króla to pierwsze trofeum w gablotach przy Concha Espina od trzech lat. Trofeum zdobyte na Barcelonie, w bezpośrednim starciu.

Gdy popatrzymy na wyniki Ligi Mistrzów w tym sezonie, Real Madryt wypracował bilans najlepszy. Tuż za nim jest FC Barcelona. Tym razem bukmacherzy nie pomylili się - od początku stawiali dwóch hiszpańskich gigantów na pierwszych miejscach, Real wreszcie sprostał ich oczekiwaniom. Teraz czas na bitwę o prawo gry na Wembley.

W drugim półfinale gra Schalke 04 z Manchesterem United. Nawet najzagorzalsi kibice niemieckiej drużyny zdają sobie sprawę, jak wiele dzieli ją od angielskiego potentata. A jak wielka jest różnica pomiędzy Barceloną, Realem i kimkolwiek, z kim jedna z hiszpańskich drużyn zmierzy się w finale Ligi Mistrzów?

I co będzie po finale? Przyszłość dla wszystkich klubów za wyjątkiem tej dwójki wygląda złowrogo. Patrząc na średni wiek składów hiszpańskich gigantów dochodzi się do jednego wniosku - w wielu klubach z europejskiej czołówki wkrótce konieczne będą solidne zmiany personalne.

Zapytacie, dlaczego Hiszpanie są tacy mocni, skoro w dwóch pierwszych meczach hitowego serialu czystej, atrakcyjnej piłki za wiele nie było? Bingo! Te dwa zespoły są tak potwornie mocne, tak wyrównane, że wzajemnie znoszą swe największe atuty. Są dla siebie takim zagrożeniem, że potrafią zatrzymywać rywala i nie pozwolić mu na wejście na najwyższe obroty.

Dobra piłka to przecież nie tylko atak, bramki, czy posiadanie dla samego posiadania. To nawet nie tylko wygrywanie dla samego wygrywania.

La Liga otrzymała błogosławieństwo posiadania dwóch najlepszych drużyn piłkarskich na świecie. Jedna z nich cieszy się z prawdopodobnie z najzdolniejszej generacji (dwóch generacji?) wychowanków w historii, gra w stylu wystawnym, na poziomie, na którym prawdopodobnie nigdy wcześniej nie grała. Wymienia największą liczbę podań i posiada piłkę tak długo, jak nikt nigdy wcześniej. Bije rekordy statystyczne, wygrywa multum trofeów. Ma najlepszego zawodnika świata, liderującego najlepszej wyjściowej "jedenastce" na świecie.

Ta druga drużyna nie ma jeszcze tylu zwycięstw na koncie. Być może nigdy mieć nie będzie - tego jeszcze nie wiemy. Wiemy natomiast, że ma wszystko co potrzebne, aby osiągnąć taki sam sukces: zdecydowanie najmocniejszy i najszerszy skład na świecie. Dla przeciwników aż przerażająco młody. Zebrany wielkim kosztem, któremu lideruje najdroższy i drugi najlepszy zawodnik na świecie. Ten zespół to najbardziej zabójcza maszyna piłkarska od wielu lat. Pierwszy tego powód to szybkość, z jaką wyprowadza ataki. Drugi tego powód to siła, z jaką potrafi się bronić. Tempo, szybkość, siła, wizja, talent. Niczego tu nie brakuje.

Jako czysto piłkarska siła Real Madryt jest niezrównany. Barcelona ma jednak arcy plan. Tak zwany plan A, który prawie nigdy nie zawodzi i prawie nigdy nie potrzeba planu B. Mourinho natomiast może stosować zagrywki od A do Z i zawsze mieć jakieś wyjście z sytuacji. Przemyślcie to dobrze - naprawdę nie ma większej różnicy klas pomiędzy Realem i Barceloną. Lecz pomiędzy nimi, a Manchesterami, Milanami, Chelsea, Interami, Bayernami całego tego świata, bez względu na to, jak zagrają, jak próbować będą, przepaść do zasypania jest naprawdę spora.

Letnie okienko transferowe będzie w związku z tym bardzo ciekawe.

Popatrzmy na liczbę zdobytych punktów ligowych przez te dwie drużyny w ostatnich sezonach. Popatrzmy na drugi garnitur Realu rozbijający w puch i perz Valencię na jej terenie, trzecią siłę ligi. Popatrzmy na Messiego - 50 goli, 23 asysty w tym sezonie. O sile Realu i Barcelony przekonały się już w tym sezonie AC Milan, Tottenham i Arsenal. Chelsea może nadal czuć żal o odpadnięcie z Barceloną przed dwoma laty, Inter może odwoływać się do triumfu sprzed roku, lecz to wszystko bardziej wyjątki niż zasada. I wielce prawdopodobne, że ta zasada będzie obowiązywać jeszcze przez wiele lat.

Przez ostatnie dziesięc dni widzieliśmy Leo Messiego uciekającego przed podwójnym i potrójnym kryciem, aby pokazać iskrzący magią futbol w warunkach najtrudniejszych z możliwych. Widzieliśmy Cristiano wożącego się po obu flankach boiska, ostrzeliwującego bramkę, strzelającego pięknego gola głową. Widzieliśmy odbywającą się walkę Alvesa i Marcelo, walkę na wysokościach dla innych bocznych obrońców neiedostępnych. Widzieliśmy Pepe, gaszącego wszystko, co biega w środku pola, z reguły rezerwowego Adriano ratującego Barcelonie mecz, i bramkarzy, zwłaszcza Casillasa, pokazujących interwencje zapierające dech w piersiach. Był Xavi i Mesut, od czasu do czasu pokazujący przebłyski geniuszu, byli obrońcy zatrzymujący ataki najlepszych na świecie atakujacych, jakby to była dla nich niedzielna przechadzka po parku. I wiele, wiele więcej.

Już dziś kolejna uczta, tym razem o najwyższą stawkę z dotychczasowych.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!