Powstać z kolan
Sobota, godzina 22.00.
Barcelona zrobiła nam w ubiegłym tygodniu dwa trudne egzaminy – egzamin z umiejętności piłkarskich i egzamin z pokory. Oba beznadziejnie oblaliśmy. Oczywiście najlepiej byłoby mieć teraz kilku słabych przeciwników, z którymi można by odnotować wysokie zwycięstwa (może Almeríę) i w ten sposób podbudować morale i piłkarzy, i kibiców. No ale niestety, kalendarz rozgrywek jak zwykle nie rozpieszcza Królewskich, toteż o punkty zawalczymy z piątą obecnie drużyną La Liga, sześciokrotnym mistrzem Hiszpanii, prowadzonym ponadto przez jednego z najzdolniejszych młodych trenerów Półwyspu Iberyjskiego.
Oczywiście Real Madryt jest faworytem tego spotkania – przyznają to pewnie nawet kibice Valencii. No ale nawet kibice Dumy Katalonii nie spodziewali się takiego pogromu Los Blancos na Camp Nou, a tymczasem… Niemniej jednak, pogrom czy nie, wygrać ten mecz trzeba. Po pierwsze: aby nie tracić dystansu do Barcelony. Po drugie: dla wspomnianego już morale. Po trzecie wreszcie: bo trudno wyobrazić sobie furię madryckich kibiców, jeśli Real Madryt nie wygra dwóch z rzędu prestiżowych meczów, niezależnie od konkretnych wyników.
Walkę o trzy punkty utrudni nam brak kilku kluczowych zawodników. Przede wszystkim są to Sergio Ramos i Ricardo Carvalho, zawieszeni za kartki w Gran Derbi – pierwszy za czerwoną, drugi za piątą żółtą. Oznacza to, że z boku zagra Arbeloa, na środku obrony zaś Pepemu towarzyszyć będzie Raúl Albiol, skądinąd wychowanek Valencia CF. Nie zagra też Gonzalo Higuaín, który co prawda bardzo nie chce, ale chyba jednak nie uniknie operacji. Na szczęście na tym kończą się uszczerbki na potencjale ofensywnym Królewskich, gdyż sztab medyczny doprowadził do porządku Cristiano Ronaldo. Inna sprawa, że Portugalczyk ma szczęście, iż nie został na to spotkanie zawieszony. Moim zdaniem – a bywam w takich kwestiach mocno pryncypialny – za przepychanki rodem z przedszkola obaj z Guardiolą powinni byli dostać po czerwonej kartce.
Jednakże w drużynie Unaia Emery'ego też nie wszyscy są do natychmiastowej dyspozycji trenera. Podstawowy ubytek to wiekowy, 39-letni już golkiper César Sánchez Domínguez – tak, tak, nasz César, ten sam, który stał w bramce przez większość finałowego meczu Ligi Mistrzów w 2002 roku. A ponieważ z urazem, i to poważnym, zmaga się również Miguel Ángel Moyá, strażnikiem bramki VCF musi zostać niedoświadczony, 23-letni Vicente Guaita. Inni zawodnicy, którzy obejrzą mecz spoza murawy, to obrońcy David Navarro i Jérémy Mathieu oraz skrzydłowy Vicente. W związku z absencją dwóch pierwszych defensywa Valencii przyjmie – według dziennikarzy Marki – postać: Jordi Alba, Ricardo Costa,Hedwiges Maduro, Manuel Fernandes. Wsparcie zapewni im duet defensywnych pomocników: Éver Banega i związany z Valencią od początku kariery (z dwiema krótkimi przerwami) David Albelda, niegdyś w atmosferze małego skandalu odsunięty od kadry pierwszego zespołu przez Ronalda Koemana.
Za zdobywanie bramek odpowiadać będą dwaj piłkarze, którzy razem strzelili ich w tym sezonie osiem, tyle co David Villa i niemal o połowę mniej niż Cristiano Ronaldo. Aritz Aduriz i Roberto Soldado, bo o nich mowa, to właściwie jedyna możliwość, na którą może się zdecydować trener Emery. Ten drugi, ciepło wspominany przez większość madridistas (przynajmniej tych z Priwislinskago Kraja), to niejedyny były zawodnik Los Blancos, który pojawi się dziś na murawie Santiago Bernabéu. Obok napastnika zwanego El Guerrillero („Patryzant”, co jest nawiązaniem do nazwiska znaczącego po polsku „żołnierz”) będzie to Juan Manuel Mata. Roberto S. zdobył zresztą ostatnio kilka bramek: dwie z Bursasporem i jedną z Almeríą.
Dodajmy jeszcze, że na drugim skrzydle zagra Joaquín, i w ten sposób omówiliśmy całą wyjściową jedenastkę Valencii na jutrzejszy mecz. Z dość wysokim prawdopodobieństwem założyć można, iż będzie właśnie taka; szkoleniowiec drużyny z Mestalli nie ma większego pola manewru. Taki już los trenera, gdy drużynę dziesiątkują kontuzje.
Jestem o tyle spokojny o wynik, że José Mourinho również miał spokój – przynajmniej względny – przez kilka ostatnich dni, dzięki czemu mógł dobrze przygotować drużynę. Człowiek tak niewiarygodnie ambitny jak on na pewno zrobi wszystko, by odegrać się za klęskę z Camp Nou, choćby nawet miał zjeść własne buty bez popicia. Lecz jeśli jest na świecie cokolwiek, choćby jedna rzecz, która może osłodzić tę trudną do wyobrażenia gorycz, to jest to nie nagła zmiana preferencji kulinarnych Mourinho, ale manita z Valencią. Czy Królewscy są w stanie osiągnąć taki wynik? Na pewno tak. Czy im się to uda. Najprawdopodobniej nie. Ale może…
PS Serdecznie dziękuję autorom wszystkich ciepłych komentarzy i maili, które dostałem po zapowiedzi poprzedniego meczu. Ja też za Wami tęskniłem. :)
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze