Mourinho: Camp Nou nigdy mi nie wybaczy
Wywiad dla FIFA.com - cz. 2
Uważa pan, że pański Real Madryt ma szanse na dojście do finału Ligi Mistrzów, który zostanie rozegrane na Wembley?
Tak, ale możemy odpaść także wcześniej. Jeśli czegoś się nauczyłem, to na pewno tego, że Liga Mistrzów jest bardzo trudna, bardzo skomplikowana, gdzie nie wybacza się ani jednego błędu. W tym sezonie spróbujemy przejść 1/8 finału, fazę, z którą Real ma problem od 2004 roku.
Jacy rywale będą najgroźniejsi na drodze do Londynu?
Tacy sami, jak zawsze, Anglicy na czele z Chelsea i Manchesterem, Inter, Bayern, Barça... To straszne rozgrywki, bardzo ciężkie, w których bardzo trudno jest pokonać faworytów, jak zrobiliśmy to z Porto w 2004 roku.
Ostatnio mierzył się pan z Milanem na San Siro. Powrót na ten stadion był wyjątkowy?
San Siro zawsze będzie dla mnie wyjątkowe, tak samo Stamford Bridge, gdzie przeżyłem dobre lata z Chelsea. Kiedy tam wróciłem, to znowu czułem się jak trener Chelsea dzięki ludziom, szatniom, piłkarzom, prezesowi... dzięki wszystkiemu. To uczucie jest czymś najpiękniejszym w futbolu. Jedziesz do rywala, a czujesz się jak w domu. Dzień, w którym pojadę zagrać przeciwko Interowi i jego fanom na San Siro, będzie wyjątkowy. Fani Interu już pokazali mi w czasie meczu z Milanem, że wciąż są lojalni. Nie przestali mi kibicować.
Oczekiwał pan lepszego Milanu?
Milan może liczyć na najlepszych napastników Europie, ale to Real Madryt dominował w obu meczach. Mieliśmy większe posiadanie piłki, kontrolowaliśmy rytm spotkania i posiadaliśmy inicjatywę. Zagraliśmy dwa bardzo kompletne spotkania. W poprzednim roku Real w dwóch meczach z Milanem ugrał punkt, teraz cztery. Jest coraz lepiej, chociaż moi piłkarze wciąż muszą się poprawiać i wiedzieć, jak radzić sobie emocjonalnie z meczami Ligi Mistrzów.
Dlaczego Zlatan Ibrahimović nie zatriumfował w Barcelonie? Naprawdę chciał go pan do swojego Realu?
Nie wiem, to nie moja sprawa. Mogę jedynie stwierdzić, że ze mną w Interze był najlepszym strzelcem Serie A, strzelił 25 bramek i nigdy nie miałem z nim poważniejszych problemów. Mógł liczyć na mój pełny szacunek i uważam, że on również miał takie same odczucia wobec mnie. Chociaż chciałem go mieć w Realu Madryt, było to niemożliwe. Po tym, co stało się z Luisem Figo, uważam, że miną setki lat zanim piłkarz Barçy odejdzie do Realu i na odwrót.
Samuel Eto'o tylko pana chwali. Miał pan z nim wspaniałe relacje, ale czy umieściłby pan go wśród najlepszych napastników, których trenował? A co z Didierem Drogbą?
Mamma mia, dwóch wielkich piłkarzy! To była niesamowita przyjemność móc trenować tych dwóch potworów od strzelania bramek, dwóch killerów z instynktem, którego nie ma nikt inny. To dwójka ludzi z nieposkromionym charakterem, mentalnością zwycięzców trudną do spotkania u innych zawodników.
Zbliża się el Clásico z Barceloną. Pańska drużyna jest przygotowana, by się z nimi zmierzyć i pokonać w długim sezonie?
Barça to wielka drużyna, grupa z jedną filozofią, która jest taka sama od wielu lat. Mają piłkarzy, którzy są tam przez całe życie, jak Iniesta, Xavi czy Messi. Nie łatwo jest się z nimi mierzyć, ale pracujemy, żeby być równie silnymi i pokonać ich, by móc zdobywać tytuły. W rozgrywkach pucharowych jest to łatwiejsze. Z Interem i Chelsea już ich pokonałem.
Mógłby pan wyjaśnić tę filozofię grupy, o której pan wspominał?
Pep ma określoną drużynę, skończony projekt. Filozofię, która przez lata była coraz lepsza, od Cruyffa, przez Van Gaala i Rijkaarda, po Guardiolę, który nawet ją ulepszył. Z drugiej strony, gra Realu Madryt cały czas musi zostać określona. Od Capello do Pellegriniego, przez Schustera czy Juande Ramosa. Tak nie może być. Taki klub, jak Real Madryt, potrzebuje organizacji strukturalnej w klubie ze schematem gotowej gry, z właściwą filozofią. Pracujemy nad tym od początku mojego przyjścia.
El Clásico z Barceloną nadchodzi za szybko?
Grać w Klasyku o takiej skali to marzenie każdego piłkarza i każdego trenera. Barça - Real to wyjątkowy mecz, wszyscy śledzą ten pojedynek. Jeśli chodzi o mnie, to moglibyśmy grać nawet jutro. To zawsze sama radość.
Jeśli byłby pan prezesem, to zatrudniłby pan Pepa Guardiolę jako trenera?
Jeśli byłbym Sandro Rosellem, prezesem Barçy, przedłużyłbym z nim kontrakt na kolejne 50 lat.
Dlaczego?
Ponieważ to ich człowiek, który wyssał barcelonismo z mlekiem matki. To culé, zna ten klub, zna filozofię gry, której chce kibic Barcelony, to idealny trener, by prowadzić tę drużynę do czasu, kiedy tylko sam zrezygnuje.
A jeśli byłby pan prezesem Realu?
Również. Pep to wielki trener. Już wiele lat temu mówiłem, że będzie wspaniałym trenerem. Idźcie do archiwum i zobaczcie, że mówiłem już tak 20 lat temu.
Jakie utrzymuje pan z nim relacje?
Pracowaliśmy razem w Barcelonie i mam z tego okresu tylko dobre wspomnienia. Teraz jesteśmy trenerami rywalami, ale w moim odczuciu szanujemy się. Dla mnie to dobra rzecz, byłoby perfekcyjnie, gdyby było tak dalej.
Zaskoczył pana jego sukces na ławce Barcelony?
Nie, w ogóle. Kiedy był piłkarzem Barçy, a ja trenerem, to już było widać, że zostanie szkoleniowcem. Na boisku był prawą ręką trenera, lubił dowodzić, myślał o innych zawodnikach. Wiedziałem, że jeśli tylko zechce, to zostanie wspaniałym trenerem.
Pogodził się pan już z Xavim Hernándezem, który obok Carlesa Puyola jest zawodnikiem, z którym miał pan kiedyś świetne relacje?
Nigdy nie toczyłem wojny z Xavim. Utrzymujemy również doskonałe relacje. W meczach czasami mówi się na gorąco różne rzeczy, które po jakimś czasie mijają. Xavi wciąż jest dla mnie crackiem, wielkim zawodnikiem. Nigdy tego nie zaprzeczałem. Również z Puyim mam dobry kontakt.
Jakiego przyjęcia oczekuje pan na Camp Nou? Gorszego czy lepszego niż to, które otrzymał pan od fanów Milanu na San Siro?
Camp Nou nigdy mi nie wybaczy, że pozbawiłem ich możliwości wygrania Ligi Mistrzów na Santiago Bernabéu. Dla barcelonismo jestem persona non grata. Przyjęcie będzie negatywne. Jednak ja jadę rozegrać mecz i nic więcej. Zawsze to mówię: jeśli wygramy w poniedziałek, to następnego dnia będzie wtorek. Jeśli przegramy w poniedziałek, również nadejdzie wtorek. Dlatego staramy się ciężko pracować, cieszyć się grą niezależnie, co się wydarzy.
Na koniec, jak pan rozumie to, że zawsze pan podkreślał, jak ważny był dla pana okres pracy w Barcelonie, a w zamian został pan tam wrogiem numer jeden, nawet jeszcze przed przejściem do Realu Madryt?
Taka jest piłka. Wygrywałem z nimi pracując w Chelsea i potem z Interem. Teraz trenuję ich największego rywala, Real Madryt. To razem zbyt wiele. Przeszłość się nie liczy, tylko obecne epizody. To prawo futbolu, tak działa piłka.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze