Liga ACB: Pomyślny wieczór w Madrycie
Koszykarze pokonali zespół z Walencji, 75:63
W czwartej kolejce hiszpańskiej ligi koszykarskiej Real Madryt ograł we własnej hali Power Electronics Valencia 75:63. Tym samym, ekipa z Caja Mágica nadal ma na koncie same zwycięstwa.
Już sam początek nakreślił dystans między obiema drużynami. Pod koniec pierwszej kwarty na parkiecie powiało zachodem, i to tym dzikim, po tym, jak Ettore Messina wydelegował do gry Claya Tuckera, D'ora Fischera i Josha Fishera. Ostatni z nich, na kilka sekund przed końcem, w kapitalny sposób znalazł, wbiegającego pod kosz, Novicę Velickovicia, popisując się efektowną asystą.
Gwiazdą był jednak Tucker, popisujący się tego wieczoru niesamowitymi jumperami. Rzucał nie tylko z półdystansu (który kilka miesięcy temu spokojnie zostałby nazwany „dystansem”), ale i za trzy. Skutek tego był taki, że po piętnastu minutach Amerykanin miał na koncie piętnaście punktów.
Co sądził o grze podopiecznych trener Messina? Był zadowolony, bardzo zadowolony. Podczas jednego z czasów na żądanie, Włoch niemalże wyłącznie chwalił swoich graczy, zwracając uwagę na bardzo dobry atak, bardzo dobre pick&rolle. Nawet w trakcie przerwy, kiedy przeglądał statystyki, nie dał po sobie poznać zaniepokojenia czy niezadowolenia. Większych powodów ku temu nie miał. Jego drużyna ogrywała przeciwników dziewięcioma punktami (37:28) i prezentowała się poprawnie.
Po przerwie rzeczy zazwyczaj ulegają zmianie. Tak było i tym razem. Gra przy większości akcji zamierała po gwizdku sędziego, spowodowanego licznymi przewinieniami. Coraz częściej było także słychać pokrzykiwania zirytowanego Messiny, mającego pretensje, mimo maksymalnego prowadzenia Realu Madryt w tym meczu (44:29).
Zmienił się także lider zespołu. Tucker, mimo kilku prób, nie odzyskał skuteczności z pierwszej części spotkania, natomiast charakterystyczną walecznością pod koszem, jedenastoma punktami i dziewięcioma zbiórkami na koncie serca kibiców podbił Felipe Reyes.
I choć różnica między zespołami (48:37) wynosiła tyle, ile w przerwie, trener Królewskich miał zgoła odmienny humor. Poprosił o czas, zyskując okazję do zganienia graczy za zbyt pasywną obronę, szczególnie na obwodzie. Widać przeczuwał nieszczęście – w kolejnych kilku akcjach Madryt tracił, co się tylko dało, łącznie z przewagą i punktami (50:47).
Ostatnie dziesięć minut rozpoczęło się jeszcze gorzej. Power Electronics Valencia objęła prowadzenie (52:54), a Real Madryt zupełnie zgłupiał. Ze stanu niemocy wyciągnęły go trójki Sergio Llulla, Carlosa Suáreza i Claya Tuckera (63:60). I choć było ciężko, końcówka była pomyślna (72:63). Los Blancos zapisali kolejne zwycięstwo.
Wieczór bezsprzecznie należał do pana z obrazka, Felipe Reyesa. Kapitan madridistas swą walecznością uzbierał trzynaście zbiórek, dodając do tego siedemnaście punktów. Jego występ „w pigułce” można obejrzeć pod tym linkiem.
75 – Real Madryt (25+12+13+25): Suárez (9), Reyes (17), Rodríguez, Tomic (12), Llull (11) – Fisher (-), Veličković (2), Fischer (4), Garbajosa (2), Vidal (-), Tucker (18).
63 – Power Electronics Valencia (17+11+19+16): Claver (13), Martínez (15), Pietrus (-), Cook (8), Lishchuk (4) – Simeón (6), Savanović (11), Fernández (-), Javtokas (6).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze