Wszystko albo nic, odsłona II
Niedziela, godzina 19.00
Zacząłem pisać tę zapowiedź jeszcze przed meczem Barcelony z Villarrealem, gdy istniała jakaś tam szansa, że Żółta Łódź Podwodna urwie Dumie Katalonii dwa albo trzy punkty. Szybko jednak się okazało, że były to płonne nadzieje. Zresztą obecny Villarreal to tylko namiastka drużyny z czasów Manuela Pellegriniego, stało się więc to, co musiało się stać. A plan Królewskich na końcówkę sezonu jest boleśnie oczywisty: komplet zwycięstw. W obliczu przewagi Barcelony każde nasze potknięcie będzie równoznaczne z ostateczną klęską.
Tymczasem drużyna ze Stadionu Królestwa Navarry zajmuje w tabeli dwunaste miejsce. Jej strata do pozycji gwarantującej start w europejskich pucharach jest zbyt duża, by myśleć o takim sukcesie, przewaga nad strefą spadkową tymczasem – przypominam: dystans pięciu pozycji – wynosi zaledwie… cztery punkty. Trzeba co prawda wziąć poprawkę na to, że Osasuna jest o mecz do tyłu, ale ten jeden zaległy to właśnie spotkanie w Madrycie, które prawie na pewno przegra.
Skąd ta pewność? Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi: stąd, że trener rywali też jest tego pewny i zamierza odpuścić mecz z Los Blancos. Skąd tak niecodzienna decyzja? Możliwe odpowiedzi są dwie. Pierwsza opiera się na fatalnej wyjazdowej passie, z jaką zmaga się Osasuna. Sześć porażek z rzędu – ostatnio Majorka, Saragossa i Walencja – dobitnie świadczy o tym, że Los Rojillos nie radzą sobie poza własnym boiskiem. Trener nie chce więc ryzykować kontuzji na mecze u siebie z Deportivo i Xerezem, bo to właśnie one (zwłaszcza ten ostatni) zdecydują o utrzymaniu.
Teoria druga opiera się zaś na dotychczasowym przebiegu kariery szkoleniowca Osasuny. Jest nim bowiem 55-letni José Antonio Camacho, który jako piłkarz, konkretnie obrońca, właściwie całą karierę spędził w Realu Madryt, a przez kilka tygodni był też trenerem Królewskich. Czy więc mamy do czynienia ze spiskiem? Czy trener-madridista podkłada swoją drużynę rywalowi, z którym czuje się emocjonalnie związany? Odpowiedź zna tylko on sam, jednak osobiście jestem przekonany, że gdyby w tej kolejce miał grać na wyjeździe z Barceloną, Sevillą czy Valencią, również by odpuścił. Czasem po prostu trzeba skalkulować ryzyko i podjąć decyzję może wbrew idei joga bonito, ale z długofalową korzyścią dla swojej ekipy.
Jak więc przejawia się w praktyce owo odpuszczanie meczu? Czterej piłkarze pozostali poza kadrą meczową, choć nie wymusiły tego ani kartki, ani kontuzje. Są to Josetxo, Jokin Esparza, Dady i Walter Pandiani. Esparza to akurat niezbyt ważny piłkarz, taki rezerwowy na wszelki wypadek, podobnie zresztą jak reprezentujący Republikę Zielonego Przylądka Dady, który jedynie w swoim pierwszym sezonie w Osasunie pokazał, że umie strzelać bramki. Ale już Pandiani to czołowy strzelec drużyny (dziesięć goli), a obrońca Josetxo jest jej wicekapitanem.
O ile jednak wiadomo, kogo Camacho powołał na mecz, o tyle nie wiadomo, kogo z powołanych posadzi na ławce. Można jednak z pewną dozą prawdpodobieństwa wytypować następującą jedenastę: Ricardo – César Azpilicueta, Rovérsio, Sergio, Nacho Monreal – Rúper, Javad Nekounam, Juanfran, Krisztián Vadócz, Masoud Shojaei – Carlos Aranda. Zwróćcie uwagę na egzotyczny zestaw w pomocy: dwóch Irańczyków, Masoud i Nekounam. Ten drugi dał nam się zresztą kiedyś we znaki:
My tymczasem, wobec kontuzji Rafaela van der Vaarta, możemy się spodziewać, że trener Pellegrini powierzy środek pola Gutiemu i Kace – ci dwaj będą grali bardziej do przodu (ewentualnie do boków), podczas gdy Fernando Gago i Xabi Alonso zajmą się rozbijaniem ataków rywali. O ile takie w ogóle nastąpią, bo nie może być wątpliwości, że Osasuna przyjedzie do Madrytu nastawiona na defensywę chyba nawet bardziej niż Inter w Barcelonie. Bardzo możliwe, że Manuel Pellegrini, gdy już dokładnie wyczuje rywala, zmieni ustawienie na bardziej ofensywne, może nawet wprowadzi na miejsce którejś połówki duetu Gago-Alonso zawodnika ofensywnego – Estebana Granero albo Karima Benzemę.
Najważniejsze to szybko strzelić gola. Osasuna może i odpuszcza ten mecz, ale przecież nie znaczy to, że bezwzględnie spisała go na straty. Wtedy mogliby przecież w ogóle nie przyjeżdżać do Madrytu, oddać punkty walkowerem i nie ryzykować ani jednaj kontuzji. Jeśli Królewscy wykażą się całkowitą nieporadnością, drużyna Camacho z pewnością postara się to wykorzystać, może niekoniecznie walcząc o zwycięstwo, ale przynajmniej broniąc się z tym większą zaciętością. Wyłącznie objęcie prowadzenia da nam jako taki komfort psychiczny,bo przy wątpliwym potencjale ofensywnym Osasuny wyrównanie raczej nam nie grozi. A wiadomo, że odsłaniającego się rywala łatwiej zaatakować i – wybaczcie ostre sformułowanie – dobić.
Ale w dążeniu do zdobycia bramki niech nasi piłkarze nie zapomną o bronieniu własnej. Wiadomo, czym może grozić chwila nieuwagi. No bo w końcu bramkę można stracić na milion różnych sposobów. Nawet tak:
Na marginesie: drużyna Nawafa Al Abeda ponoć wygrała mecz na murawie, ale przegrała walkowerem przy „zielonym stoliku”.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze