Advertisement
Menu
/ soccernetnet.espn.go.com

Real niszczący

Felieton Phila Balla

Phil Ball jest pisarzem i felietonistą ESPN.

----------------

Tematem weekendu jest bezsprzecznie świetne spotkanie na Bernabéu w sobotni wieczór. Nawet najbardziej zatwardziali antimadridistas muszą przyznać, że mogliśmy oglądać wielki spektakl. Przegrywając 0:2 po pięćdziesięciu trzech minutach gry, Los Merengues ruszyli w pościg i dopięli swego, urządzając charakterystyczną dla siebie remontadę, czyli "wielki powrót". Zwycięstwo 3:2 w doliczonym czasie gry i przejęcie od Barcelony pierwszego miejsca w lidze dzięki lepszej różnicy bramek.

Barcelona po raz kolejny już grała kilka godzin wcześniej, remisując 2:2 z Almeríą. Takie są prawa telewizji, serwującej nam meczowy zawrót głowy, ustalającej różne pory spotkań dla różnych drużyn, co ma wpływ na owych drużyn występy. Przyjemnie jest rozegrać mecz w sobotę, zdobyć trzy punkty i cieszyć się weekendem, patrząc jak twój rywal męczy się w swoim meczu. Jeżeli jednak nie wygrasz występując jako pierwszy, mentalność i podejście grających po Tobie zmienia się. Chociaż i oni woleliby po prostu grać, nie myśleć o całej tej otoczce.

Przez długi czas Real Madryt uparcie trzymał się Barcelony. Wiele spotkań rozpoczynał ze świadomością, że porażka zwiększy różnicę punków do ośmiu na korzyść rywala, a culos cules znikną gdzieś za horyzontem. Trzeba było utrzymywać pięciopunktowy dystans licząc na jakieś potknięcie, jakąś słabość rywala. Może wtedy uda się coś nadrobić. I udało się, Barcelona potknęła się w Almerii, chociaż remis uzyskany w osłabieniu nie można traktować w kategoriach wstydu.

Problemem Realu w sobotni wieczór była Sevilla, a dokładnie kłopoty, jaki ta drużyna ze sobą niesie. Już w pierwszej rundzie sezonu to Sevilla jako pierwsza podważyła sens projektu galácticos 2. To Sevilla wzbudziła pierwsze prasowe zamieszki. A w sobotę, prowadząc 2:0 sprawiła, że każdy madridista miał duszę na ramieniu, a w sercu ciężar niemożebny. SNAFU (Situation normal, all fucked up)? Całkiem prawdopodobne.

Gdy piłkarze Barcelony wzbijali się w powietrze w drodze do domu, kapitan samolotu ogłosił: "Real Madryt przegrywa 0:2". Gdy czterdzieści minut później wylądowali na El Prat, kapitan przekazał komunikat, że jego goście na pokładzie nie są już liderami La Liga. Nie wiadomo tylko, komu szef lotu kibicował.

Czy ten układ w tabeli już się nie zmieni? Pomimo nazwiska, nie posiadam kuli przewidującej przyszłość. Do końca sezonu będzie jeszcze wiele turbulencji w locie obu zespołów ku mistrzostwu. Jeżeli jednak Real będzie grał tak, jak przeciwko Sevilli, i to pomimo błędów popełnianych przez defensywę, Barcelona otrzyma jasny komunikat - el clásico prawdopodobnie zadecyduje. Już za miesiąc. A będzie jeszcze bardziej interesujące, jeżeli oba zespoły utrzymają się w grze w Lidze Mistrzów. Nadchodzący tydzień odpowie na to pytanie. Real znów potrzebuje remontady, Barcelona również nie jest pewna swego.

Trener Sevilli Manolo Jiménez powiedział po szalonej, sobotniej białej szarży, że ten Real Madryt jest najlepszym, jaki kiedykolwiek widział. Prawdopodobnie trochę przesadził, ale te słowa dobrze oddają wrażenie, jakie Real na nim wywarł. Trener wyglądał na mocno zszokowanego.

W pierwszej połowie Sevilla nie prezentowała się źle. To wraz z wejściem Van der Vaarta i Gutiego zaczęła się ta, cytując Jiméneza, "elektryczna gra" Królewskich.

Rzecz warta podkreślenia to czysta siła rozwiązań ofensywnych, jaką Real Madryt najwyraźniej posiadł, prowadzona przez tego nieokiełznanego rumaka, Cristiano Ronaldo. Ogląda się grę Los Blancos naprawdę fantastycznie. No chyba, że jesteś kibicem Barcelony. Oprócz Ronaldo fantastyczny mecz rozgrywał Gonzalo Higuaín, nie pozwalając obrońcom rywali nawet na chwilę odpoczynku. Gdyby zachował więcej chłodu w głowie, zdobyłby hattricka. Kaká był mniej efektywny, ale jego szybkość i sama obecność na boisku napawała defensorów obawą. Sergio Ramos przez całą drugą połowę jeździł po rywala połowie, a Guti po prostu dołożył swoje, architektoniczną precyzję podań. Wydawało się, że ma bogactwo możliwych opcji zagrania piłki, a i tak wybierał te trudne do przewidzenia, jakby sfera jego mózgu odpowiedzialna za postrzeganie przestrzeni była wyjątkowo rozbudowana. Powstrzymam się od komentarzy na temat pozostałych części mózgu Gutiego, lecz ta sytuacja zadziwia zawsze - Guti nadal jest i nadal potrafi wejść na boisko. I siać spustoszenie.

Również obdarzony talentem Rafael Van der Vaart, który o mało co nie dołączył do holenderskiego exodusu latem ubiegłego roku, nadal ma szansę udowodnić, że Jorge Valdano miał rację, sprzedając świetnego Wesleya Sneijdera. Co było zresztą decyzją mocno kontrowersyjną. Van der Vaart wszedł z ławki i natychmiast zrozumiał, co jest istotą gry w tym spotkaniu. Zdecydował ostatecznie o wyniku w tym masowym delirium panującym na Bernabéu. Po pięćdziesięciu trzech minutach meczu można było usłyszeć pisk myszy na trybunach. Po trzeciej bramce, w doliczonym czasie gry, Bernabéu wreszcie było tym starym, dobrym Bernabéu, które zniknęło kiedyś pod naporem brygady amatorów kanapek z krewetkami.

Jeżeli Real pośle do piekła Lyon w środę wieczorem, może stać się miażdżącym walcem drogowym. W meczu z Sevillą był przerażająco silny, a zarazem dostarczał piłkarskiej rozrywki od groma. I to wszystko bez jednego z największych transferów lata, Karima Benzemy. Zwolnić Pellegriniego? Tak, z pewnością.

Kilka słów o meczu Barcelony. Trenerzy obu zespołów, Pep Guardiola i Juan Manuel Lillo to starzy przyjaciele, a przeciwko sobie zagrali dopiero po raz pierwszy. Żaden z nich tego nie chciał, przeznaczenie zdecydowało inaczej. W roku 1996 Barcelona pokonała w lidze Oviedo 4:2 (był to debiut Brazylijczyka Ronaldo w lidze hiszpańskiej). Po spotkaniu sędzia techniczny przekazał trenerowi Oviedo, Juanowi Lillo właśnie, że jeden z zawodników rywala, Pep Guardiola, chce z nim porozmawiać. Zaskoczony Lillo zgodził się, na co Guardiola stwierdził, że lubi styl gry prezentowany przez zespoły Lillo i poprosił o kontakt.

Minęło siedem lat, Guardiola zadzwonił do Lillo z propozycją objęcia stanowiska trenera w Barcelonie. Pod warunkiem, że wybory prezydenckie w katalońskim klubie wygra Lluis Bassat, co wiązało się ze stanowiskiem dyrektora sportowego dla Guardioli. W wyborach w 2004 roku triumfował Laporta, reszta to historia. Co ciekawe, Lillo był trenerem Guardioli w ostatnim sezonie jego piłkarskiej kariery, w meksykańskim Dorados de Sinaloa, w 2006 roku.

W sobotę Lillo zrezygnował z tradycyjnej gry ofensywnej, jaką prezentują jego zespoły, na rzecz taktyki bardziej defensywnej, oddając posiadanie piłki Barcelonie. W imię zasady "rób co chcesz, a i tak to oni będą mieć przewagę w posiadaniu piłki", a zaskakując rywala w przerwach jego dominacji nad futbolówką. Biedny Pep wyglądał na mocno zakłopotanego. Po 25 minutach został odesłany na trybuny za sugerowanie sędziemu głównemu, co następuje: "'Pitas todo al reves! No te enteras de nada?", czyli "Każda twoja decyzja jest błędna! Nie dociera to do ciebie? Dziwna reakcja, nie w stylu Pepa, który z reguły trzyma nerwy na bardzo krótkiej smyczy.

Co gorsza, sędzia Clos Gomez (jest tak fatalny, jak i jego nazwisko), odesłał do szatni Ibrahimovicia, chociaż nie miał ku temu wielkich powodów. Nie mówi się tego głośno, ale Barcelona gra lepiej bez Szweda, niż z nim na murawie. Jest bardziej bezpośrednia, atak funkcjonuje szybciej, zamiast czekać na ciekawe czasami, lecz mało urozmaicone z reguły, pomysły środkowego napastnika. Ibra jest dobry, ale nie nadaje na tej samej długości fal, co większość pozostałych. Owszem, Zlatan coś Barcelonie daje. Pytanie tylko, czy więcej nie odbiera.

W przyszłym tygodniu potyczka Barcelony z Valencią będzie hitem kolejki. Wyjazdowa forma Los Ches przygasła ostatnio, a gospodarze nie mogą pozwolić sobie na kolejne potknięcie. Wyścig na czele tabeli nie pozostawia już marginesu błędu i dlatego staje się jeszcze bardziej pasjonujący. Aż nie można się doczekać!

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!