Przed meczem z Tenerife
Sobota, godzina 20:00
Doskwiera nam jakaś nieokiełznana przypadłość. I to nie od wczoraj. Na swoim podwórku rozprawiając się z rywalami wszelkiej maści bardziej lub mniej przekonywająco, rządząc i dzieląc w Madrycie, niektórym przeciwnikom, nie gorszym przecież, ustępując nieczęsto, w "jednej ósmej" wyściubiwszy nos poza iberyjskie granice dzieje się z naszą drużyną coś niepokojącego.
Sytuacja wygląda tak samo, jeśli spojrzeć zarówno rok, jak i cztery lata wstecz. Podczas finalnych dla naszego zespołu bitew w Lidze Mistrzów - by pominąć zbędne frazesy - nie oglądamy tego Realu Madryt, który powróciwszy z nieudanych europejskich wojaży znowu, jak gdyby nigdy nic, bije ligowych współpretendentów. Dokładnie tak samo było i tym razem - po żenującym występie na Stade Gerland, przybyły na Santiago Bernabéu Villarreal Królewscy z murawy zmietli. I to za sprawą tych, którzy jeszcze kilka dni przed tym spotkaniem, we Francji, nie wiedzieli, gdzie są i jak to położenie zmienić.
Na razie więc Manuel Pellegrini może odetchnąć, bo to o nim mówiło się po porażce w Lidze Mistrzów najwięcej. I żeby tak pozostało, podróż na Wyspy Kanaryjskie musi przynieść namacalne korzyści. Na Estadio Heliodoro Rodríguez López Real Madryt zmierzy się z dziewiętnastym obecnie zespołem La Liga. Zespołem, w którego dwudziestosiedmioosobowej kadrze figuruje tylko czterech obcokrajowców. Aż do szesnastej serii spotkań piłkarze José Luisa Oltry mogli cieszyć się znakomitym - jak na beniaminka - przywilejem znajdowania się poza strefą spadkową. Kłopoty zaczęły się po przegranej z Racingiem Santander - sukcesywny spadek w dół po dwutygodniowej lewitacji na granicy strefy oznaczającej rozbrat z Primera División i lądowanie na przedostatniej lokacie. Obecnie Tenerife CD ustępuje tylko Xerezowi, nad którym ma dziewięć punktów przewagi. Od tak upragnionego, siedemnastego miejsca dzieli piłkarzy z Kanarów jeden punkt.
Realowi Madryt do lidera brakuje tych punktów dwa. Los Blancos zawitają na Przeklętą Wyspę bez kontuzjowanych Karima Benzemy i Gutiego (oraz Drenthego), a także zawieszonego za kartki Álvaro Arbeloy, a to prowokuje pewne zmiany w defensywie. Normalnym wydawałby się występ Sergio Ramosa na prawej stronie, a Ezequiela Garaya na środku, wespół z Albiolem. Ale w związku z tym, iż Manuel Pellegrini wynalazł nowego-starego stopera, Ezequiel Garay usiądzie na ławce rezerwowych, na prawej stronie zobaczymy... Lassanę Diarrę. Nie po raz pierwszy, acz pierwszy raz od czasu rewanżowego spotkania z Alcorcónem. Kto zastąpi zaś Francuza? Albo Mahamadou Diarra albo Rafael van der Vaart. Bliżej jest, wg Marki, Holender. Poza tym: Granero, Kaká, Cristiano Ronaldo i Higuaín. Czy jest się kogo obawiać w drużynie gospodarzy? Nino sześć goli, Alfaro 4 bramki - obaj zapewne w dzisiejszym meczu wystąpią, lecz siłą ofensywną Real Madryt kładzie przeciwnika jeszcze przed wyjściem na murawę.
Wszystko to nastrajałoby optymistycznie, gdyby nie dwa pewne fakty z sezonów 1991/1992 i 1992/1993, o których możecie przeczytać w tym miejscu. CD Tenerife już dwukrotnie pozbawiało nas mistrzostwa w sposób najbardziej bolesny. Ewentualne zwycięstwo gospodarzy mogłoby znacząco przyczynić się do tego ponownie. Pozbądźmy nadziei gospodarzy na ich największy - obok ewentualnego pozostania w Primera División - sukces tego sezonu.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze