Syndrom ofiary w środowisku madridismo

Alfonso Celemín ma w zawodowym portfolio pracę w Televisión Espańola, gdzie był / jest redaktorem odpowiedzialnym za informacje dotyczące Realu Madryt. Zadeklarowany madridista, zarazem z ostrożnym podejściem do drugiej kadencji Florentino Péreza na stanowisku el presidente Realu Madryt.

-------------

Całkiem niedawno pisałem o cierpiącym na madriditis Laporcie, który swej chorobie dał upust kolejny raz, traktując zwycięstwo 6:2 nad Realem jako kolejny puchar zdobyty przez Barcelonę w ubiegłym roku. Teraz muszę zwrócić uwagę, że w stolicy również nie dzieje się dobrze. I powoduje to spory niesmak.

W Madrycie trwa kampania mająca na celu utwierdzenie opinii publicznej w przekonaniu o faworyzowaniu Barcelony kosztem Realu. Przez sędziów i Hiszpańską Federację Piłkarską. Kampania inicjowana jest prawdopodobnie przez część osób z Concha Espina.

Jej fundamentem jest wsparcie, jakiego Joan Laporta udzielił Angelowi Maríi Villarowi, gdy ten ubiegał się o fotel przewodniczącego Federacji i musiał walczyć z Gerrardo Gonzálezem. Drugi filar konstrukcji to sugerowanie, że szef hiszpańskich sędziów, Sánchez Arminio, również udziela poparcia Barcelonie. I mamy Villarato.

Bla, bla, bla. W świecie Realu Madryt promuje się opinię, że klub jest ofiarą.

I po co to wszystko? Te absurdalne głupoty są strzelaniem sobie w stopę, wyrządzaniem klubowi niedźwiedziej przysługi. Real Madryt zawsze był wielki i nigdy nie szukał wymówek i usprawiedliwień. Nie potrzebował ich dawniej, nie potrzebuje ich teraz. Lecz środowisko Królewskich widzi duchy tu, gdzie ich nie ma.

Nigdy nie szukaj usprawiedliwień - to część filozofii Realu Madryt, wpisana na trwałe w koszulkę klubu. Nie szukaj ich, aby opisywać sukcesy i zdecydowanie mniej liczne porażki. Przeciwna postawa należała do Barcelony. Przyjmowała ją, gdy w latach 1960 - 1990 zaledwie trzykrotnie zostawała mistrzem kraju. To było usprawiedliwienie bycia obywatelem drugiej kategorii w lidze hiszpańskiej. Przeciwieństwem był Real, będący lepszym dzięki własnym zasługom.

Dzisiaj to Barcelona jest przed Realem Madryt i trzeba przyznać, że jest obecnie lepsza. Owszem, sędzia wyciągnął do Barcelony pomocną dłoń, gdy nic nie układało się na Stamford Bridge, ale Barcelona zdobyła tytuły, ponieważ obecnie jest najlepsza i potrafi grać najładniejszą piłkę.

Dyskusje o tym, kto ma najlepszą drużynę w historii futbolu trwały i trwać będą zawsze. Interesujące, że najczęściej podnoszone były w Barcelonie. Dlatego, że to culé miał syndrom bycia ofiarą. Teraz to się zmieniło. Część odgórnie sterowanych i inni, nie chcący zweryfikować domniemanych błędów arbitrów, twierdzą, że sędziowie mylą się na korzyść Barcelony. I na niekorzyść Madrytu. Nic bardziej odległego od rzeczywistości. Tym razem hałas dobiega ze stolicy.

To smutne, że moi koledzy po fachu wpadają w tę pułapkę. Barcelona zwycięża, ponieważ dzisiaj jest lepsza od Realu. I trzeba to przyznać.

Historia Realu Madryt to historia przewag i klasy klubu, który nigdy nie szukał tanich wymówek. I teraz również ich nie potrzebuje. Co musi zrobić, to zacisnąć zęby i supremację Barcelony obalić. Ten zespół musi dogonić Barcelonę. I może to zrobić już w tym sezonie. Grając w piłkę, a nie szukając takich bzdur, jak Villarrato czy inne głupstwa.

Dzięki Ci Boże, że piłkarze nie wierzą tym różnym "wizjonerom" i nie popierają ich teorii. W tym całym zamieszaniu to jest najbardziej budujące.

Mam nadzieję, że kibice nie dadzą się poprowadzić w pułapkę tworzoną przez część mediów. Real Madryt, jako instytucja, powinien odciąć się od tej fałszywej, brudnej i absurdalnej kampanii. Przywrócić rzeczy porządek. To byłby znak siły i klasy.