Baranowski dla RealMadryt.pl: Chcę bramki Raúla w finale Ligi Mistrzów
Wywiad z byłym zastępcą redaktora naczelnego RealMadrid.pl
Święta Bożego Narodzenia nieodzownie kojarzą się ze spotkaniami z rodziną przy suto zastawionym stole. Po biesiadowaniu z krewnymi zasiądźmy teraz w rodzinnym gronie madridistas do stołu zaścielonego iście białym obrusem. Naszym gościem jest osoba, która była związana z RealMadrid.pl od prawie samego początku istnienia serwisu. Przygoda z naszą stroną była dla niej odskocznią do pracy jako dziennikarz w „Metrze”, a obecnie Community Manager w EA Sports. Maciej Baranowski – bo o nim mowa - w rozmowie z naszym redaktorem odsłania kulisy pracy dziennikarza sportowego, nakreśla możliwe scenariusze odnośnie przyszłości Raúla i wyjawia, co mu się marzy w zbliżającym się roku.
Życzymy miłej lektury. Smacznego!
Real Madryt efektownie zakończył rok 2009, wysoko pokonując Real Saragossa. Jednak mimo to nie rozmawiamy chyba w najlepszym momencie, bo twój ulubieniec nie jest już pierwszoplanową postacią zespołu…
Z pewnością jest mi trochę żal, bo Raúl, o którym mowa, jest moją pierwszą miłością. Obecnie siedzi na ławce rezerwowych, ale cóż, taka jest kolej rzeczy. Cieszy mnie jednak to, że nie reaguje tak jak Guti. Nie awanturuje się, tylko spokojnie czeka na swoją szansę, i jak wchodzi na boisko, to daje z siebie wszystko. Tak się złożyło, że Real ma w tym momencie lepszych piłkarzy w ataku niż Raúl. Bardziej martwi mnie to, że w mijającym roku nie udało się nam niczego osiągnąć, a w dodatku przytrafiło się to okropne 2:6 z Barceloną… Nie da się ukryć, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy właśnie ten wynik najbardziej zapadł mi w pamięć. Jednak zwycięstwo 6:0 na koniec roku to dobry prognostyk. Cieszę się, że nie zwolniono Pellegriniego, bo pod jego wodzą Real w końcu zaczął grać ciekawą piłkę, widać , że chłopaki bardzo cieszą się ze zdobywanych bramek.
Przed obecnym sezonem przeczytałem na twoim blogu, że jeśli Pellegrini, który znany jest z tego, że potrafi podejmować niepopularne decyzje, posadzi Raúla na ławce, to usłyszy od kierownictwa klubu „adiós”…
Gdy drużyna wygrywa 6:0, ciężko jest mieć jakiekolwiek pretensje do trenera, że Raúl wchodzi z ławki. Jego konkurenci spisują się bowiem wzorowo – Higuain strzelił dwa gole, Benzema jednego, Cristiano Ronaldo również. Ciężko powiedzieć, kogo Raúl miałby zastąpić. Poza tym jest jeszcze Van Nistelrooy. Nie wydaje mi się jednak, żeby to był jakiś powód do zmartwień. Wręcz przeciwnie, możemy się cieszyć, że w końcu mamy szeroki skład. Następuje też zmiana warty jeśli chodzi o rolę kapitana, bo opaskę przejął Iker Casillas, bez wątpienia najlepszy piłkarz Realu ostatnich lat. Jest to naturalna kolej rzeczy, bo nie wyobrażam sobie kogoś innego w tej roli. Co do Gutiego… Nigdy jakoś specjalnie nie darzyłem go sympatią (śmiech). Oczywiście chwała mu za to, że jest wychowankiem, że stara się podczas gry, ale nie podoba mi się jego buta i zachowanie poza boiskiem. Pellegrini z tej trójki wychowanków, która ma najwięcej do powiedzenia w szatni, odstawił właśnie Gutiego. Czy przypadkowo?
Były szkoleniowiec Villarrealu jest więc właściwą osobą na właściwym miejscu?
Jestem zadowolony, że trenerem Realu jest właśnie Pellegrini. Chilijczyk wciąż jest głodny sukcesu, potrafi radzić sobie z piłkarzami z nazwiskami, bo przecież nie bał się odstawić od składu Riquelme, i jak się na razie okazuje – jego kandydatura była dobrym rozwiązaniem. Co prawda Ronaldo nie podał mu kiedyś ręki, mówiło się o konflikcie, ale wydaje mi się, że to wydarzenie było za bardzo rozdmuchane przez prasę. Pod wodzą Pellegriniego lepiej zaczynają grać Garay i Van der Vaart, na których trener postawił nieco z konieczności. Muszę stwierdzić, że jest szansa dogonić Barcelonę, bo mimo że wszyscy są pełni podziwu dla jej postawy, to wyprzedza Real tylko o dwa punkty. Gdyby nie Gran Derbi, które minimalnie wygrała…
Gran Derbi, które w zapowiedzi na swoim blogu określiłeś mianem „czystej poezji futbolu”. Tymczasem ten mecz chyba jednak rozczarował…
Co tu dużo mówić, to nie było porywające widowisko. W porównaniu z meczem z Valencią, Gran Derbi było po prostu nudne. Być może Barcelona spodziewała się, że Real zagra bardzo odważnie. Tymczasem Pellegrini bardzo mądrze ustawił swoją drużynę, dyscyplina taktyczna została zachowana wzorowo, co trochę przerodziło się w piłkarskie szachy. Myślę, że gdyby Ronaldo wykorzystał swoją sytuację, to nie narzekalibyśmy teraz na poziom tego spotkania. Dopadł nas jednak pech, bo w innym meczu Portugalczyk raczej by trafił. Cieszę się jednak, że Real szybko się podniósł i w Walencji pokazał, na co go stać. Ta wygrana cieszy tym bardziej, że nie grali Kaká i Cristiano Ronaldo, a Casillas zaliczył najgorszy od niepamiętnych czasów występ.
Jak widzisz przyszłość Raúla?
Zakładając optymistyczny dla drużyny scenariusz, według którego Real w maju przyszłego roku zdobywa mistrzostwo Hiszpanii lub wygrywa Ligę Mistrzów, Raúl może zakończyć karierę. Wydaje mi się, że chodzi mu nawet po głowie taka myśl, bo przecież w piłce klubowej osiągnął niemal wszystko i nie musi już nikomu niczego udowadniać. Jeśli ktoś w przyszłości będzie myślał o Realu, automatycznie przypomni sobie Raúla, bo to jest prawdziwa żywa legenda klubu. Nawet kibice Barcelony nie powiedzą o nim złego słowa, bo jest to doskonały wzór sportowca. I to świetnego sportowca.
A co po karierze sportowej? Posada dyrektora sportowego w Realu?
Raúl na początku mógłby odpocząć trochę od wielkiej piłki. Mógłby być takim ambasadorem jak Zidane. Później klub powinien go w jakiś sposób zaangażować. Czy jako dyrektora sportowego? Nie sądzę. Jorge Valdano dobrze wypełniał swoje obowiązki. Może Raúl zostanie koordynatorem grup młodzieżowych? Nie widzę go jako trenera, w tej roli bardziej odpowiadałby mi Fernando Hierro. Po cichu nawet liczę, że jak kiedyś odejdzie Pellegrini, to trenerem zostanie właśnie były obrońca Realu.
Zostawmy na razie te sprawy. Przenieśmy się do przeszłości i porozmawiajmy o twojej przygodzie z serwisem RealMadrid.pl. Jak to się w ogóle zaczęło?
Napisałem maila do Sobka, że interesuję się Realem i że chciałbym pisać na jego stronie, która wtedy miała chyba jeszcze adres królewscy.prv.pl. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że on ma 14 czy 15 lat (śmiech). Na początku polegało to na tym, że na zagranicznych stronach internetowych szukałem newsów o Realu, tłumaczyłem je, a później wysyłałem mailem do Seby. Strona nie zawsze była aktualizowana na bieżąco, czasem wkurzałem się, że musiałem czekać dwa-trzy dni zanim mój news został umieszczony w internecie. Z czasem trafiali się nowi newsmani, strona się rozrastała, a ja zostałem zastępcą redaktora naczelnego. Przez pewien czas łączyłem pracę w „Metrze” z obowiązkami na stronie. Podczas meczu Realu z Wisłą w Krakowie, kiedy zrobiłem dla RealMadrid.pl krótkie wywiady z Gutim i Santiago Solarim (kliknij, aby zobaczyć zdjęcie), byłem wysłannikiem „Metra”. W pewnym momencie musiałem zrezygnować, bo nie mogłem na dłuższą metę poświęcać serwisowi należytej ilości czasu. Jednak oczywiście stronę śledzę do dzisiaj i gdy widzę ją w czołowej dwudziestce najpopularniejszych serwisów sportowych w Polsce, to jestem dumny, że swego czasu przyłożyłem rękę do jej rozwoju.
Co najmilej wspominasz z czasów pracy na stronie?
Właściwie wszystko mi się podobało, bo miałem wrażenie, że robię coś dla mojego ulubionego zespołu. Cieszyły mnie np. relacje live, podczas których kilka osób siedziało razem z komentującym mecz i pomagało w pisaniu informacji. Pamiętam, jak robiłem relację live z meczu z Valencią (4:1 w sezonie 2002/2003 – przyp. red.). W ogóle tego meczu nie oglądałem, słuchałem tylko komentarza z hiszpańskiego radia, ale miałem otworzonych jakieś dziesięć okienek z rozmowami na Gadu-Gadu, z których dowiadywałem się, co się dzieje na boisku. Muszę przyznać, że pomagali mi nawet kibice Barcelony (śmiech). Teraz doceniam także to, że wtedy nie było w internecie jeszcze takiego śmietnika, jaki jest teraz. Wszyscy, którzy zwracali nam uwagę na jakieś błędy, robili to naprawdę życzliwie. Bardzo ciepło wspominam również forum, na którym wtedy udzielało się kilkanaście osób, które – miałem takie wrażenie – znały się jak łyse konie. Zresztą z częścią z nich spotkałem się później w tzw. „realu" i staramy się utrzymywać kontakt do dzisiaj.
Wspomnianą relację live czytali na bieżąco dziennikarze „Piłki Nożnej”, którzy mieli podobno z ciebie niezły ubaw.
Nie pamiętam, jak to dokładnie było, ale rzeczywiście byłem wtedy na dwumiesięcznym stażu w tej gazecie. Jednym z jej dziennikarzy był wtedy Roman Hurkowski, który ma wiedzę o futbolu w małym palcu. Pamiętam, że po tamtym meczu z Valencią podszedł do mnie i rzucił: „No, Baranowski, widzieliśmy, jak tam klikasz sobie na tej stronie o Realu”. Wtedy dotarło do mnie, że nasz serwis nie czytają tylko znajomi, ale również zawodowi dziennikarze, właśnie jak pan Roman.
W jaki sposób przygoda z RealMadrid.pl pomogła ci w późniejszej pracy?
Przede wszystkim nauczyłem się wyszukiwania informacji, wybierania tych najistotniejszych, co obecnie w dziennikarstwie jest bardzo ważne. Redagowanie tekstów innych newsmanów, poprawianie ich błędów, wyszukiwanie pomyłek, których na pierwszy rzut oka nie ma – tego też nauczyłem się pisząc dla RealMadrid.pl. Wydaje mi się, że przygoda z takim serwisem jest naprawdę dobrą odskocznią do późniejszej pracy jako dziennikarz. Tak na dobrą sprawę, w dzisiejszych czasach, dziennikarstwo prasowe nie różni się właściwie niczym od tego uprawianego w internecie. Dlatego każde doświadczenie jest bardzo ważne. Według mnie, wśród redakcji RealMadrid.pl jest kilka twarzy, które mają predyspozycje do zostania dziennikarzem sportowym, ale nie chciałbym podawać nicków, żeby nikogo nie pominąć. Bardzo podobały mi się np. teksty z serii Wieczorne Opowieści o Wikingach. Mam nadzieję, że cykl będzie kontynuowany.
Czy podczas twojej pracy jako dziennikarz ktoś ci kiedyś zarzucił, że jesteś kibicem Realu? Zdarzało się, że zostałeś posądzony o brak obiektywizmu?
Część dziennikarzy nie lubi się jednak przyznawać do sympatyzowania z którymkolwiek klubów, żeby nie być posądzonym później o stronniczość. Bo jeśli czytelnik wie, że dany dziennikarz jest kibicem tej czy innej drużyny, to w pewnym momencie sam sobie wmawia, że tekst tego autora nie jest obiektywny. Ja nigdy nie spotkałem się z takimi opiniami na swój temat. Inna sprawa, że pisząc do gazety, nie robi się tego uczuciowo, tylko na wszystko patrzy się chłodnym okiem. Oczywiście świetną sprawą było pisanie o tym, jak Real zdobywał mistrzostwo Hiszpanii (śmiech). Jakby jednak nie patrzeć, prawie każdy dziennikarz sportowy ma swoją ulubioną drużynę. Są co prawda tacy, którzy zarzekają się, że nie są kibicami żadnego klubu, ale wydaje mi się, że coś tu jest nie tak, bo jeśli rzeczywiście tak jest, to nie są w stanie do końca pojąć, czym jest piłka. W futbolu najważniejsze są emocje, a jeśli nie trzymasz za kogoś kciuków, to jesteś od tych emocji odcięty.
A czy któryś z dziennikarzy powiedział otwarcie, że jest kibicem Realu?
Oj, ciężko jest mi powiedzieć, bo muszę przyznać, że w tych kręgach panuje prawdziwa „Barcelonomania”. Innymi najbardziej lubianymi klubami są Manchester United, Juventus i właśnie Real. Podczas mojej pracy w „Metrze” przypadkowo dowiedziałem się, że mój redakcyjny kolega Andrzej Kulasek jest fanem „Królewskich”. Czy ktoś jeszcze? Przede wszystkim Mati Borek. Wypada w tym miejscu wspomnieć też o Michale Zaranku z „Przeglądu Sportowego”, który ma ogromną wiedzę o hiszpańskiej piłce nożnej, ale… nie wiem, komu kibicuje.
A Leszek Orłowski albo Dariusz Wołowski?
Słuchając komentarza Leszka Orłowskiego podczas meczów ligi hiszpańskiej w Canal+, wydaje mi się, że jest prokataloński. Nie wiem jednak, jak bym go oceniał, będąc kibicem Barcelony, może twierdziłbym, że jest promadrycki. Bardziej jako fachowca od Primera División cenię Darka Wołowskiego, który ma zdecydowanie większą wiedzę na ten temat i którego też ciężko wyczuć. Poza tym były pracownik „Gazety Wyborczej” sam świetnie gra w piłkę. Z dziennikarzy, których widziałem podczas gry, chyba tylko Marcin Szczepański z „Super Expressu” mu dorównuje.
Czy podczas pracy w „Metrze” zdarzyło ci się korzystać z naszego serwisu?
Jeśli jakikolwiek dziennikarz mówi, że nie korzysta z tego typu stron, to po prostu kłamie. Jeśli chodzi o mnie, to potrafię dowiedzieć się z „Marki”, że jakiś piłkarz doznał kontuzji, ale nie znam hiszpańskiego na tyle dobrze, żeby wyłapać niuanse. Dlatego nie ukrywam, że m.in. RealMadrid.pl jest w takich sytuacjach bardzo pomocny, tym bardziej jeśli pracuje się pod presją czasu. Na takiej stronie wszystko jest podane jak na tacy – od składów z ostatniego meczu, przez daty urodzenia, po inne ciekawostki. Nie sądzę jednak, że dziennikarze powinni się tego wstydzić. W obecnych czasach, gdy jest podawanych tak wiele informacji z przeróżnych źródeł, wydaje mi się to czymś zupełnie naturalnym. Staram się jednak w jakiś sposób odwdzięczać serwisowi – przed ostatnimi Gran Derbi obok artykułu w „Metrze” znalazło się miejsce na komentarz Qrasa.
Co z twoją pracą jako dziennikarz? Tylko ją zawiesiłeś czy całkiem zeszła na dalszy plan?
Obecnie pracuję jako Community Manager w Electronic Arts Sports, które jest wydawcą gry FIFA. Zajmuję się tym, żeby o naszych grach wszyscy usłyszeli i dobrze o nich usłyszeli (uśmiech). Poza tym piszę dla „Metra” od czasu do czasu, żeby nie wyjść z wprawy. Głównie o boksie, który jest moją drugą miłością. Nie wykluczam, że kiedyś chciałbym na stałe wrócić do pisania, ale chciałem spróbować czegoś nowego.
W „Metrze” szanse rozwoju miałeś już poważnie ograniczone, nie próbowałeś się dostać do innego medium?
Byłem bliski przejścia do „Przeglądu Sportowego”, także z „Gazetą Wyborczą” byłem już praktycznie ugadany, ale zawsze coś stawało na drodze do ostatecznego porozumienia. Nie chciałem czekać na to w nieskończoność, więc przystałem na tę dosyć niespodziewaną ofertę z EA Sports i nie żałuję. Na początku ciężko było mi się przystosować do nowej pracy, ale teraz już we wszystkim się łapię. Co ciekawe, teraz oglądam znacznie więcej meczów niż jako dziennikarz. I wybieram te mecze, które naprawdę mnie interesują – głównie Realu i Olympique’u Marsylia, mojego drugiego ulubionego klubu. Nie muszę się interesować Bundesligą, poza tym, że Bayer Leverkusen jest liderem. Nie muszę też dziesięć minut przed końcem meczu zaczynać kombinować, co napisać w podsumowaniu, tylko spokojnie oglądam sobie transmisję i wymieniam uwagi z kolegami. Wielu dziennikarzy przyznaje, że gdy pisze się relację z jakiegoś spotkania, drugiej połowy praktycznie się nie ogląda, bo jeśli jest jakiś deadline na artykuł, to drugą część meczu poświęca się z reguły na pisanie. Stąd potem zdarzają się różne pomyłki w tekstach i czytelnik może sobie pomyśleć, że „ten facet chyba inny mecz oglądał”. Nie inny, ale jednym okiem.
Co prawda już od dłuższego czasu nie ma cię w redakcji naszego serwisu, ale mimo to zapytam cię o zdanie na temat odwiecznego – wydawałoby się – sporu odnośnie odmiany niepolskich nazwisk. Jak, według Maćka Baranowskiego, powinno się pisać: „kontuzja Pepe” czy „kontuzja Pepego”?
Być może to, co powiem, będzie dosyć niepopularne, ale jestem zdania, że trzeba dbać o nasz język i jeśli nazwisko da się odmienić, to powinno się to robić. Akurat „Pepego” nie razi aż tak bardzo jak np. „Fabia Capella”. Brzmi bardzo nieprzyjemnie dla ucha, ale tak jest poprawnie. Powinniśmy trzymać się zasady, że odmienia się wszystkie nazwiska, nie tylko te, które lepiej brzmią.
W polskiej prasie ciężko jednak znaleźć tego typu odmianę.
To jest bardzo smutne, bo nasz język staje się przez to coraz bardziej prosty. Wszystko jednak tak naprawdę zależy od korekty. Jeśli jest za nią odpowiedzialna stereotypowa „pani Krysia”, która jest purystką, to w gazecie znajdzie się „Fabia Capella”, jeśli ktoś inny – takiej odmiany w gazecie nie znajdziemy. Sam miałem kiedyś niemiłą sytuację z osobą odpowiedzialną za korektę. W tekście o Realu napisałem „Królewscy”, a mężczyzna, który poprawiał mój tekst zmienił to słowo na… „Bianconeri”, a więc Juventus.
Czego chciałbyś życzyć kibicom Realu na nadchodzący rok?
Mam tylko jedno życzenie – wygrana z Barceloną 1:0 w finale Ligi Mistrzów na Estadio Santiago Bernabéu po zwycięskim trafieniu Raúla. Myślę, że każdy z nas by się wtedy cieszył, nawet 11-letni kibic Cristiano Ronaldo.
Na zdjęciu: Z lewej Maciej Baranowski, z prawej Arkadiusz Kulasek, drugi z prawej Marek Saganowski podczas Gran Derbi w 2004 roku.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze