Liga ACB: Kulminacja złych wiadomości
Real Madryt przegrywa <i>Gran Derbi</i>
Kibice koszykówki otrzymali w tym roku piękny prezent – bonusowy, trzeci dzień świąt. Niekoniecznie tak obfity w jedzenie, jak dwa poprzednie, lecz przynoszący równie pozytywne emocje. Gran Derbi w wydaniu koszykarskim, będące nie mniejszym świętem sportowym niż pojedynki drużyn sekcji piłkarskich, elektryzuje wielu fanów basketu, nie tylko tych, sprzyjających białym bądź granatowobordowym barwom.
Wspomniano o pozytywnych emocjach – im bliżej rozpoczęcia meczu, tym mniej udawało się ich znaleźć kibicom Realu Madryt. W miejscu za ławką rezerwową, gdzie w czasie gry spoczywają kontuzjowani, trzeba było dostawić dodatkowe krzesełka. O absencji Sergio Llulla i Tomasa van den Spiegela wiedziano już wcześniej, jednak w ostatniej minucie ze składu wypadli Felipe Reyes i Travis Hansen. Nowe wzmocnienie Królewskich, Marko Jarič, również nie mógł wystąpić tego wieczoru. W ten oto sposób szeroki skład ekipy Ettorego Messiny zatrważająco schudł i ograniczał się do ośmiu graczy (plus „wzmocnienia” z cantery).
Po raz pierwszy w sezonie w wyjściowej piątce zobaczyliśmy Vladimira Dašicia – było to tylko potwierdzenie tego, że „coś jest nie tak”. Mimo wielkiego sceptycyzmu, który mógł dopaść madridistas, z początku kryzys udało się przetrzymać. Dariusz Ławrynowicz kapitalnie rozpoczął spotkanie, zaliczył osiem punktów i dwie zbiórki. Kiedy tylko Litwin zasiadł na ławce, Realowi Madryt zaczęło brakować punktów. Barcelona nie miała w tym aspekcie problemów i zaczęła uciekać (11:17). Spore niedoskonałości madryckiej defensywy były szczególnie widoczne przy częstych piłkach do osamotnionego Frana Vázqueza, sprytnie uciekającego od kryjącego go rywala.
To był jednak dopiero początek. Gra Los Blancos odzwierciedlała sytuację kadrową – była w rozsypce. Katalończycy gromadzili średnio niemal dwa razy więcej punktów niż gospodarze, grali swobodniej, pewniej, wiedzieli, czego chcą i potrafili to osiągnąć. Real Madryt nie wiedział.
Tego wieczoru w Palacio Vistalegre zgromadził się komplet widzów, a nawet, jak sądzę, było ich jeszcze ponad. Nieustający doping został nagrodzony zaraz po przerwie, kiedy gospodarze zdobyli sześć punktów z rzędu, a mogło być ich znacznie więcej, gdyby kilka stuprocentowych okazji zostało wykorzystanych. Straty te Barça odrobiła szybciutko, trójkami Ricky'ego Rubio i Juana Carlosa Navarro, a kibice znów mieli prawo załamać ręce, widząc niemal dwudziestopunktową różnicę na tablicy wyników (31:49).
Przewaga gości rosła, nadzieje miejscowych drastycznie malały. Powinno być zupełnie na odwrót, prawda? Potencjalny kibic z pewnością dużo rzeczy chciałby zmienić w grze, w nastawieniu i sytuacji na parkiecie Realu Madryt. Był jednak bezsilny, podobnie jak jego ulubieńcy w starciu z Blaugraną.
„Musicie się ze sobą komunikować, rozumiecie? Rozumiecie?”, pouczał swoich podopiecznych Ettore Messina, wciąż zmotywowanym głosem, mimo już prawie trzydziestopunktowej przewagi i ledwie kilku minut do końcowej syreny.
Być może nie uda się tego dostrzec w statystykach, lecz oprócz fatalnej skuteczności i rzutach oddawanych bez przygotowania (kolejny mecz z rzędu), reprezentanci Realu Madryt nie potrafili ze sobą współpracować, wystawiać się do piłki, pomagać kolegom w rozegraniu, a nawet porozumieć się słownie, czego skutkiem było wiele nieporozumień i niekiedy zerowa aktywność w grze bez piłki. Większość czekała, cóż wymyśli tym razem zawodnik, który ją posiadał.
Wśród tych wielu niezbitych dowodów na to, że zespół przechodzi obecnie kryzys, dostrzec można dwa pozytywy. Po pierwsze, zaskakująco dobry występ zaliczył Vladimir Dašić – jedenaście punktów, pięć zbiórek, poprawna skuteczność, nie najgorsza gra w defensywie, chwilami bardzo ambitne i skrupulatne krycie; zarzucić można brak ogrania i wynikające z tego błędy. Po drugie, po latach do Palacio Vistalegre powróciły cheerleaderki, umilające kibicom przerwy w grze. I to by było na tyle tego, co dobre.
57 - Real Madryt (14+11+15+17): Prigioni (-), Garbajosa (10), Bullock (7), Dašić (11), Ławrynowicz (19) – Vidal (-), Kaukėnas (8), Veličković (2).
79 - Regal FC Barcelona (21+22+23+13): Rubio (18), Navarro (10), N'Dong (4), Lorbek (7), Mickeal (8) – Vázquez (16), Morris (3), Sada (4), Grimau (7), Basile (2), Trías (-).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze