Advertisement
Menu
/ FourFourTwo

Kluby nie umierają nigdy

Felieton Simona Kupera

Simon Kuper jest pisarzem i felietonistą gazety Financial Times oraz magazynu FourFourTwo.

----------------

Słychać ostrzeżenia o zbliżającym się końcu ery wielkich klubów w futbolu. Michel Platini, prezydent UEFA, stwierdził niedawno, że połowa profesjonalnych klubów w Europie boryka się z różnego rodzaju problemami finansowymi. - Jeżeli ta sytuacja będzie się pogłębiać, to niewiele trzeba, aby największe kluby stanęły przed groźbą bankructwa - mówi Francuz. Potencjalni kandydaci na dzisiaj? Glasgow Rangers, Newcastle, a nawet Liverpool. Ich długi są ku temu wystarczające.

Lecz Platini i inni głoszący tę apokalipsę najzwyczajniej w świecie się mylą. Kluby piłkarskie nie znikają, nie umierają (chyba, że naprawdę bardzo się tego chce). W rzeczywistości, kluby piłkarskie są bardziej bezpieczne niż Bank of England.

Spieramy się i zawracamy sobie głowę finansową przyszłością klubów, a w ostatnim roku to banki właśnie gryzły z głodu glebę. Niejeden ze słynnych brytyjskich banków już nie istnieje. 15 września 2008 roku klęskę poniósł amerykański Lehman Brothers, chociaż rok wcześniej jego wpływy wyniosły 59 miliardów dolarów. To 148 razy więcej niż przychód Manchesteru United. W tamtym czasie najbogatszego klubu na świecie.

Paradoks polega na tym, że kluby piłkarskie, zazwyczaj zarządzane w sposób mało kompetentny i tak należą do najbardziej stabilnych biznesów na naszej planecie.

Spójrzmy na skład ligi angielskiej z czasów prehistorycznych. W roku 1923 liga składała się z 88 zespołów grających w czterech klasach rozgrywkowych. W sezonie 2007/08 85 z tych klubów nadal istniało. Co ciekawe, zdecydowana większość tych drużyn gra dokładnie w tej samej klasie rozgrywek, co prawie 90 lat temu.

Ujmując tę kwestię inaczej, prawie każdy angielski klub przetrwał Wielki Kryzys lat trzydziestych, II Wojnę Światową, kolejne recesje, skorumpowanych polityków i fatalnych menadżerów. Kluby to historia niespotykanej stabilności. W międzyczasie największe firmy istniejące w roku 1923 upadały tuzinami.

Co czyniło te firmy tak niestabilnymi? Przede wszystkim konkurencja. Owszem, istnieje zjawisko wierności danej marce, lecz gdy lepszy produkt wypiera gorszy, prędzej czy później klienci i tak się na niego przerzucą. Te zwykłe biznesy muszą się wciąż unowocześniać. Albo zginąć. Dla kontrastu, kluby piłkarskie mogą być zarządzane w sposób tak głupi i być pogrążone w takim długu, jaki tylko sobie zażyczą. A i tak przetrwają.

Gdy zwykłe biznesy bankrutują, piłkarskie nie doświadczają tego prawie nigdy. Pomiędzy rokiem 1992 a 2008 w czterdziestu angielskich klubach inicjowano proces upadłości w związku z niewypłacalnością. Jaka była tych klubów reakcja? Obcinały umowy z podmiotami, którymi były winne pieniądze i ruszały do przodu. Owszem, Aldershot FC zbankrutował w 1992 roku, ale jego kibice natychmiast założyli nowy klub, prawie identyczny jak poprzedni. Nowy Aldershot Town AFC ma w godle Feniksa odradzającego się z popiołów (na zdjęciu). We Włoszech Fiorentina wpadła w potężne kłopoty w roku 2002, została relegowana do czwartej ligi, a po upływie kilku lat wróciła do czołówki. O bankructwie nikt już nie pamięta.

Długi klubów angielskich szacowane są na około 3 miliardy funtów. Zadłużenie klubów hiszpańskich szacuje się na podobno kwotę. I ma to naprawdę niewielkie znaczenie. Żaden wielki klub nie zniknie, przysypany posiadanymi długami. Gdyby któryś z nich popadł w takie tarapaty, wkrótce odrodzi się pod rządami nowego właściciela. Nieważne, ile pieniędzy zostanie w klubie zmarnowanych. Najważniejsze, że zawsze znajdzie się ktoś, kto za błędy poprzedników zapłaci. Żaden menadżer bankowy nie odważy się zamknąć Liverpoolu czy Glasgow Rangers. Kluby piłkarskie nie są konkurencyjne, ponieważ konkurencyjne być nie muszą.

Zajmijmy się przykładem najbardziej skrajnym - Leeds United. Trudno wyobrazić sobie klub gorzej zarządzany niż Leeds kilka lat temu. Gdyby była to normalna firma, bankowiec zapukałby do jej drzwi i powiedział: "Sorry, kończymy tę zabawę".

A Leeds nadal istnieje, wiele klubów zawsze może jego drogą podążyć. Obciąć zarobki pracowników (piłkarzy), części z nich po prostu się pozbyć, spaść do niższej ligi i tam rywalizować. Zamiast zniknąć na zawsze. Wyobraźcie sobie co byłoby, gdy wszystkie inne firmy mogły tak postępować. Wyobraźcie sobie na przykład firmę Ford, która mogłaby zwolnić wyszkolonych pracowników, na ich miejsce zaangażować znacznie gorszych, aby produkowali gorsze auta. Albo British Airways, zastępującą swych pilotów ludźmi, którzy nie mają takich kwalifikacji do prowadzenia maszyn latających. Rząd kraju ten proces zatrzymałby natychmiast, a konsumenci odeszliby do innej firmy i kupowali jej produkty.

Kluby piłkarskie potrafią przetrwać, ponieważ ich konsumenci (kibice) są z nimi na dobre i na złe. Bez względu na to, jak dobry/zły otrzymują produkt. Powiedzieć, że to lojalność, to powiedzieć zbyt mało. To LOJALNOŚĆ plus SENTYMENT. Zacytujmy Rogana Taylora, kibica Liverpoolu i profesora na liverpoolskim Uniwersytecie: "Piłka nożna to coś znacznie więcej niż biznes. Nikt jeszcze nie chciał rozsypać swych prochów w galerii handlowej."

Kluby piłkarskie lubią udawać, że są firmami jak każda inna. Nieprawda, są od nich o wiele trwalsze. Są jak zombie, cokolwiek zrobisz, nic ich nie zabije.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!