Play offy ACB: Madryt zachwyca!
Real Madryt 79:62 DKV Joventut
Odpada, zostaje mistrzem, odpada, zostaje mistrzem, odpada... Zostaje mistrzem? Posługując się logicznym dokończeniem tego historycznego ciągu można wywnioskować, iż w tym roku Real Madryt powinien odnieść sukces, wędrując w play offowej drabince do samego finału i tam, udowadniając swoją wyższość, sięgnąć po trofeum ligi. Czy jednak ciągłość ta zostanie zachowana?
Na dobry początek, potrzebne były dwa zwycięstwa w meczach przeciwko DKV Joventut - drużynie, z którą w obecnym sezonie Królewscy uporali się już dwukrotnie, lecz nie były to zwycięstwa łatwe i przyjemne. Nie prognozowało to zbyt dobrze, tym bardziej, iż w Play offach ACB nie ma już drużyn słabszych i mocnych - wszyscy są równi.
Pierwsze minuty nie były więc w żadnym wypadku odkrywcze - skuteczna akcja goniła skuteczną akcję. Real Madryt grał nad wyraz spokojnie, bez żadnych porywczych akcji. Widoczny był spory ruch zawodników bez piłki i szukanie pod koszem Najbardziej Wartościowego Gracza sezonu.
Joventut miał trochę ułatwione zadanie, bowiem gospodarze w obronie prezentowali się miernie: zbyt łatwo dopuszczali rywali do czystych pozycji, na tablicach niemal nie istniejąc - przykładem mogą być trzy zbiórki gości w jednej akcji. Jako że jednak w ataku wszystko układało się tak, jak należy, to Królewscy mogli pochwalić się sześciopunktową przewagą (14:8).
Wkrótce obie drużyny postawiły udaną obronę, a drugą kwartę rozpoczęły od mocnego pressingu. Joventut nie mógł znaleźć żadnego sposobu na zdobycie punktów, nie licząc rzutów osobistych po faulu na Rickym Rubio. Madryt w tym okresie liczył na zbiórki i przechwyty, punktów upatrując przede wszystkim w szybkich kontratakach.
W jednej z akcji, pod wpływem szybkości i świetnego zwodu Sergio Llulla, wspomniany Rubio upadł na parkiet. Zrobił to tak niefortunnie, iż nadwyrężył staw biodrowy, co zmusiło go do przedwczesnego zejścia do szatni. Palacio Vistalegre pożegnało go oklaskami. Całą sytuacją obejrzeć można pod tym linkiem.
Koledzy rozgrywającego z Badalony, podczas jego absencji, radzili sobie coraz gorzej. Real Madryt może nie grał nadzwyczajnie dobrze, lecz jego przewaga sukcesywnie wzrastała. W połowie kwarty sięgała już piętnastu punktów (30:15), a z prostego działania matematycznego wynika, iż Królewscy trafiali dwa razy częściej do rywali.
To jednak był dopiero początek. Prawdziwy show time koszykarze Realu Madryt zaprezentowali kilka minut później. Kapitalną serię zaliczył Jeremiah Massey - w szybkim kontrataku wsadził piłkę do kosza, po chwili blokując w obronie Jerome Moiso, a następnie zdobywając kolejne dwa punkty. Gra nabrała niezwykłego tempa. Kolejna kontra - trójka Louisa Bullocka; następna - dwa punkty Felipe; jeszcze jedna - trójka Sergio Llulla (46:22). W skutecznych kontratakach siła, panie i panowie.
Duży spokój i pewność w grze, skoncentrowanie, zespołowość i wzajemne zrozumienie - tym cechowała się koszykówka Realu Madryt po wyjściu graczy z szatni. Joventut był bezradny, a i widoczny był fakt, iż po drugiej kwarcie zwyczajnie odechciało im się grać przeciwko Królewskim. Trudno się dziwić – przegrali ją dziewiętnastoma punktami.
Los Blancos im jednak nie żałowali. Kiedy tylko nadarzała się okazja, uderzali, zazwyczaj celnie, z dystansu. Po dziesięciu minutach i dodatkowych punktach z obu stron, okazało się, iż różnica dzieląca zespoły ani drgnęła. Nadal wynosiła dwadzieścia cztery.
Katalończycy, aby jeszcze powalczyć, musieliby pobawić się w Real Madryt i zorganizować jakąś szybką remontadę, ewentualnie podpytać na parkiecie Llulla, jak coś takiego zainicjować.
Być może i taki pomysł pojawił się w głowach zawodników Joventutu, jednak wątpliwym jest, czy starczyłoby im nie tyle co sił, ale chęci. Madridistas, ci na parkiecie, jak i na trybunach, bawili się coraz lepiej. Ze strony tych pierwszych nie zabrakło wsadów, alley-oopów, efektownych rzutów; ze strony tych drugich - niezawodnego dopingu.
Ostatnia kwarta to istne Top 10 - „Najlepsze akcje kolejki" w wykonaniu podopiecznych Joana Plazy. Można było odnieść wrażenie, iż była to taka dodatkowa część treningu, już po zajęciach, kiedy można jeszcze poćwiczyć efektowne, niekonwencjonalne zagrania, ocierające się o streetball. Czasem tej nonszalancji było zbyt wiele, ale przewaga była już wyjątkowo bezpieczna.
Na około dwie minuty przed końcem realizator transmisji błagalnym okiem pokazał siedzącego na ławce rezerwowej Nikolę Miroticia, a ten, po zaledwie kilkudziesięciu sekundach, pojawił się na parkiecie, witany owacją kibiców. Po upływie minuty piąte przewinienie wykluczyło z gry Marko Tomasa i piątkę uzupełnił kolejny zawodnik z cantery, Miguel Molina. Żaden z nich nawet nie zbliżył się do przydomku „Wielki talent", lecz sama ich obecność jest już dużym plusem.
Faza play off nie mogła rozpocząć się lepiej. Taki Madryt, jak w tym meczu, chcielibyśmy oglądać do samego końca. Czy jednak starczy sił? Czy tak pewne zwycięstwo nie uśpi koszykarzy Plazy?
Kolejne starcie, w Badalonie, już w poniedziałek, o godzinie 20:15.
79 - Real Madryt (18+29+18+14): Winston (6), Reyes (10), Hervelle (5), Bullock (14), Raúl (4) - Mirotić (-), Van Den Spiegel (7), Mumbrú (7), Massey (10), Molina (-), Tomas (9), Llull (7).
62 - DKV Joventut (13+10+18+21): Ribas (12), Rubio (2), Jasaitis (10), Norel (-), Moiso (6) - Bogdanović (9), Karl (4), Jagla (2), Hernández-Sonseca (8), Lavińa (6), Tomás (3), Mallet (-).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze