Advertisement
Menu
/ Marca

Kolejne zdjęcia i powiązania fałszywych delegatów

Wyników śledztwa <i>Marki</i> ciąg dalszy

Ramón Calderón w związku z największym skandalem w historii Realu Madryt zwolnił wczoraj Mariano Rodrígueza de Barutella, który pracował dla Realu Madryt już w wieku 25 lat. Przyjęto też dymisję jego przełożonego, dyrektora generalnego Luisa Barceny, który jest bliskim przyjacielem Calderóna i to właśnie prezes Realu Madryt mianował go dyrektorem generalnym z roczną pensją na poziomie 600 000 euro.

Obaj zostali uznani winnymi wpuszczenia fałszywych delegatów na salę obrad. Jednak Calderón twierdzi, że nie miał o niczym pojęcia. - Mogę przyrzec na honor swój, który dla mnie wiele znaczy, oraz członków zarządu, że nikt nie uważał, byśmy popełnili jakiś błąd, nikt z nas nie brał w tym udziału bezpośredniego albo pośredniego. Mogę poręczyć, że żadnego z nas nie łączą z jakimkolwiek z nich jakiekolwiek relacje, ale oczywistym jest, że mogłem pojawić się z nimi na jednym z tysiąca zdjęć, na których znajduję się przy okazji spotkań penii. Nie łączą nas żadne relacje i nie ma możliwości, by za naszą sprawą ktoś pojawił się na Zgromadzeniu nielegalnie.

Oprócz poinformowania o zwolnieniu Barceny i De Barutella, znanego lepiej jako "Nanín", Calderón zaprzeczył, że winne osoby były w kręgu ludzi, którym bardzo ufał. - Przez te dwa i pół roku widziałem Mariano pięć razy. Nanín nie jest w kręgu ludzi, którym najbardziej ufam. Pomógł mi w mojej kampanii, ale nie mam z nim żadnych relacji. Jeśli Real Madryt będzie musiał podjąć przeciwko niemu kroki prawne, to to zrobi. Ramón Calderón nie ma oszustów, nie zadawał się z nimi w swoim życiu.

Dziennik Marca określił tą wypowiedź jako "ciekawą, skoro Nanín regularnie towarzyszył pierwszej drużynie w różnych podróżach i zawsze znajdował się w najbliższym otoczeniu Calderóna".

Sześćdziesiąt sześć minut tłumaczeń
To było najdłuższe wystąpienie Calderóna za jego kadencji i trwało sześćdziesiąt sześć minut. Prezes Królewskich nazwał siebie i dyrektorów "ofiarami". Oczywiście Calderón nie poda się do dymisji i zamierza całą sprawę doprowadzić do końca.

- Jako członek Walnego Zgromadzenia, socio i prezes sądzę, że najlepiej będzie powtórzyć to Zgromadzenie.

Calderón zamówił już prawny raport, który stwierdzi czy w ogóle byłoby to możliwe. Statut klubu dopuszcza taką możliwość. Najpierw trzeba zwołać Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie, a jego pierwszy punkt porządku obrad powinien anulować wyniki poprzedniego Zgromadzenia.

Prezes Królewskich zakończył stwierdzeniem, że nie wiedział o fałszerstwach, o których napisała Marca i niemożliwe jest, by ktokolwiek udowodnił jego winę. Madrycki dziennik jest jednak pewny swoich dowodów i twierdzi, że Calderón po raz kolejny kłamie.

W swoim dzisiejszym wydaniu Marca publikuje kolejne zdjęcia wskazujące na powiązania Calderóna z fałszywymi delegatami.

Prezes, jego brat i jego syn
Marca na początku zwraca uwagę na dwa zdjęcia. Na pierwszym można zauważyć grupę przyjaciół z flagą Hiszpanii przed Koloseum w Rzymie. Zdjęcie zostało zrobione 19 lutego 2008 roku, czyli tego samego dnia, w którym AS Roma zmierzyła się z Realem Madryt w meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów.

Ci którzy czytali uważnie wczorajszy artykuł mogą rozpoznać trzech z dziesięciu fałszywych delegatów, których tożsamości ujawniła Marca. Pierwszy to słynny już socio obu największych madryckich klubów, czyli Enrique Hours (dolny rząd, ciemne okulary i charakterystyczna "arafatka"), a obok niego kuca Miguel Ángel López Hidalgo. W górnym rzędzie w ciemnych okularach stoi Carlos del Castillo.

Marca zwraca jednak szczególną uwagę na czwartego zakreślonego mężczyznę, który stoi po prawej stronie. Kim on jest? To Jaime Calderón Galán, syn prezesa Realu Madryt.

Poza trzema fałszywymi delegatami i synem Calderóna na zdjęciu dziennik dostrzega Francisco Arranza, który był zamieszany w historię głosów, które w czasie ostatnich wyborów były oddawane pocztą oraz Diego Martíneza i Alfonso Garcíę, którzy zaczęli pracować w klubie, kiedy fotel prezesa przejął Calderón.

Teraz skupmy się na drugim zdjęciu. W środku zaznaczony z jedynką jest Alberto Bardón, jeden z oszustów. Z dwójką siedzi wspomniany Francisco Arranz. A za nim, z trójką, bez koszulki i w okularach, siedzi Ignacio Calderón, brat prezesa Królewskich.

"Jedenastka Calderóna"
Osobny artykuł dziennik poświęca pierwszemu zdjęciu. Tym razem każdy ze sfotografowanych ma swój numer i jest dokładnie opisany przed madrycki dziennik. Po kolei mamy: syna, "wielkiego brata", orędownika, doradcę, fałszywego delegata, strażnika, doradcę, asystenta, dwóch fałszywych delegatów oraz wczoraj zwolnionego Nanína.

Znajomość fałszywych delegatów i Calderóna jest bardzo głęboka. Wydaje się niemożliwym, żeby prezes nie wiedział o ich obecności na Walnym Zgromadzeniu. Wszyscy są bardzo blisko Calderóna. Na pewno spędzili razem przynajmniej 135 minut w czasie lotu do Rzymu przy okazji spotkania Ligi Mistrzów.

Co więcej, związek z oszustami mają dzieci prezesa. Jego córka Leticia ma oszustów wśród znajomych na portalu Facebook, a syn Jaime spotyka się z nimi przy wielu okazjach.

Zdjęcie z Rzymu jest warte więcej niż tysiąc słów, a "jedenastka Calderóna" jest jak otwarta książka, z której można bez problemu odczytać relacje prezesa ze wszystkimi sfotografowanymi.

W "rzymskiej ekipie" oprócz syna i trzech oszustów na pierwszy plan wybija się Nanín. Ten młody człowiek, który zrobił szybką karierę w Madrycie, był pierwszym, któremu dziękował Calderón po wygranych wyborach ("szczególnie dziękuję Nanínowi i Nacho. Bez nich nic nie byłoby możliwe!").

Nanín ma biuro w klubie, chociaż Calderón chciał to wczoraj zataić. W swojej wypowiedzi mówił, że widział go pięć czy sześć razy. Jednak, kiedy sobie przypomniał o kim mowa, wtedy szybko się poprawił i przeminował pięć na sto razy.

Na zdjęciu widać także Ignacio Horcajada Díaza, czyli wspomnianego już Nacho. To osobisty przyjaciel Calderóna, który jest właścicielem firmy rozprowadzającej wejściówki VIP na Santiago Bernabéu.

Na fotografii dziennik dostrzega również Tomása Mundilla, który na Walnym Zgromadzeniu zasiadł na trybunie dla gości niedaleko od przedstawicieli Ultras Sur. Dalej są Francisco Arranz, który jak już było wspomniane, brał udział w fałszerstwie głosów oddawanych za pomocą poczty. Na zdjęciu są również już opisani Diego Martínez i Alfonso García, a całą jedenastkę zamyka Juan, brat Nanina.

W kolejnym artykule Marca wytyka prezesowi to, że z większością wspomnianych oszustów czy innych osób Calderón wiele razy latał na pokładzie La Saety na spotkania Królewskich, a teraz się ich wypiera. Istnieje wiele zdjęć, które udowadniają tezy dziennika.

Przemówił jeden oszust
Marca skontaktowała się ze wszystkimi wczoraj ujawnionymi oszustami, ale tylko Tarek Mure, socio numer 88.805 chciał się wypowiedzieć.

- Jutro (czyli dzisiaj) pójdę do klubu i zobaczę, co się wydarzyło. Później się wypowiem. Na razie jestem skołowany - mówił na początku Mure. Później zdradził jednak trochę szczegółów. - Nie wiedziałem jakie są warunki bycia delegatem. Nie wiedziałem jak się nim stać. Poszedłem obejrzeć Zgromadzenie, ale nie głosować. Tak naprawdę nie miałem żadnej akredytacji czy czegoś podobnego.

- Towarzyszyłem dwóm kolegom, którzy byli delegatami. Wszedłem z nimi normalnym wejściem, jak wszyscy. Poproszono mnie tylko o numer dowodu osobistego i numer socio. Naprawdę nie proszono mnie o żadne dokumenty tożsamości czy bycia socio. Dali mi tylko jakiś folder i karty do głosowania.

Na koniec Terek przyznał się, że jest powiązany z jednym z przywódców spisku. - Znam Nanína jak przyjaciela, wiele razem wychodziliśmy razem w nocy, robiliśmy wiele rzeczy.

Na koniec dziennik opublikował kilka nowych zdjęć pokazujących, że wszyscy oszuści rzeczywiście znali się bardzo dobrze już dużo wcześniej.

1. Tutaj widzimy Óscara Alfonso oraz Del Castillo.

2. Tutaj w środku widzimy Jorge Leala, a po prawej Óscara Alfonso.

3. Tutaj zostali sfotografowani Enrique Hours Valdenebro oraz Carlos del Castillo.

4. Tutaj widzimy Óscara Alfonso i Miguela Ángela Lópeza Hidalgo.

5. Tutaj razem przyłapano Lucasa Kisiela oraz Alberto Bardónę Díeza.

6. Tutaj drugi z prawej to Nanín, a obok niego Alberto Bardóna Díez.

7. Tutaj widzimy po raz kolejny Óscara Alfonso, a obok niego Enrique Hours Valdenebro.

fot. Ramón Calderón i Fernando de Frutos García (wczorajszy winny numer 3). Pomagał Calderónowi w czasie wyborów, a potem odpowiadał za stosunki Królewskich z centralną Hiszpanią.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!