Advertisement Advertisement
Menu
/ RealMadryt.pl

Wesley do Ruuda, Ruud do Wesleya

Po golach Ruuda i Sneijdera, Real pokonał Osasunę 2:0

W zakończonym przed chwilą spotkaniu Królewscy, po trudnym boju z wymagającym rywalem, pokonali jedenastkę z Osasuny. Już pierwsze minuty zapowiadały ciężką przeprawę, bowiem przyjezdni – mając w pamięci swoje odważne, przedmeczowe wypowiedzi – bardzo wysoko zawiesili poprzeczkę nie obawiając się utytułowanego przeciwnika. Na szczęście, w 16. minucie rzut wolny perfekcyjnie wykonał Wesley Sneijder, zgrywając idealnie na głowę van Nistelrooya, który nie dał szans golkiperowi gości i uczcił swój pięćdziesiąty mecz w barwach Los Merengues. Pozostałe pół godziny pierwszej połowy to wyrównana walka, sporo fauli i niecelnych podań, ale i dynamicznych wymian ciosów. Aż dziw, że żadna z akcji Plasila czy Veli nie przyniosła wyrównującej bramki.

Z każdą kolejną minutą drugiej odsłony zawodnicy Osasuny coraz bardziej zuchwale zapędzali się w pole karne Casillasa, który kilka razy został zmuszony do interwencji. Lekiem na nieporadność w utrzymywaniu się przy piłce i rozgrywaniu akcji miało być wejście Gutiego, któremu nie do końca udało się zmienić oblicze Królewskich. Naciskani przez rywala Los Blancos podwyższyli prowadzenie w 76. minucie za sprawą Wesleya Sneijdera, który po trójkowej akcji z Gutim i van Nistelrooyem umieścił piłkę w siatce strzałem z dystansu. Drugi gol dodał pewności gospodarzom i pozwolił im na spokojniejszą grę. Kilka minut później na murawie pojawił się wychowanek Realu, Javier Portillo, który – jak na gentlemana przystało – nie sprawił zbytnich problemów byłej drużynie. Lekko rozczarowani wynikiem goście nie byli już w stanie odrobić strat i musieli uznać, średnio widoczną na boisku, wyższość Realu Madryt.

Przedmeczowy plan został wypełniony, zespół Schustera powiększa swoje konto o kolejne trzy punkty, wydłuża się również lista aspektów, które w grze drużyny trzeba poprawić i to najlepiej przed meczem z FC Barcelona. Wielkie brawa dla Osasuny, bowiem okazała się godnym rywalem, który zasługiwał dzisiaj przynajmniej na jeden punkt. Sport jednak nigdy nie był sprawiedliwy.

No właśnie, z reguły zgadzam się z redaktor Vesną, autorką jak zwykle wyczerpującego i informującego Was niemal na bieżąco, drodzy internauci, "instanta", lecz tym razem zgodzić się nie sposób. Owszem, Osasuna zasłużyła być może na punkt, ale na "przynajmniej jeden punkt", w domyśle zwycięstwo, to już nie. Jeżeli nie potrafi się strzelić choćby jednej bramki rywalowi wyraźnie rozkojarzonemu, wkładającemu w grę minimum wysiłku i pracy, to na zwycięstwo najzwyczajniej w świecie się nie zasługuje. I tu przechodzimy do gry naszego Realu właśnie, gry, która dziś była mizerną, chociaż zwycięską. Wygrać i zapomnieć, zdobyć zawsze potrzebne trzy punkty i myśleć o nadciągającym klasyku - ta dewiza najwyraźniej przyświecała dziś grze Królewskich.

Dość powiedzieć, że przez pełne 90 i parę minut gry pięknie wyglądał tylko, a może aż, nasz dzisiejszy jubilat, dostojny Estadio Santiago Bernabeu. 60 lat to wiek szacowny, a dla tak magicznego obiektu, jakim jest centrum wszystkich Madridistas nawet inscenizacyjne rozmachy Jeana Michela Jarra byłyby zbyt skromnym i niegodnym hołdem. Tym niemniej, nasz nowoczesny bądź co bądź staruszek, wyglądał dziś pięknie. A że gracze Realu nie dostosowali się poziomem swojego występu do magii chwili, to już inna para piłkarskich butów.

Kogo wyróżnić, kogo skrytykować? Tym bardziej, gdy Gran Derbi Europa pukają już do drzwi każdego zakątka piłkarskiego świata. To podobno zresztą połowa całego świata, uznajmy, że życie tej drugiej połowy jest marniejsze i najzwyczajniej niepełne. Postawy Ikera Casillasa obawiać się nie musimy, to pewne tak, jak miejsce naszego bramkarza na piłkarskim Olimpie Wieczności. Linia obrony zagrała natomiast nierówno, choć najdroższe 30 milionów świata znów zaprezentowało się co najmniej poprawnie. Szybkość, pewność i zdecydowanie - to zalety Pepe, jakie mogliśmy dziś oglądać. Fabio i Marcelo poprawnie, ten drugi był zresztą całkiem swawolny na lewym skrzydle, gdy w pierwszej połowie Robinho wyraźnie się nie układało. Martwi zaś trochę dyspozycja Sergio Ramosa. Wprawdzie zagrał solidne zawody, kilka razy pognał prawym skrzydłem, w obronie był nie do przejścia (oczywiście poza akcją, gdy Vela pięknie minął go tuż przy linii końcowej), to jednak brakuje tego błysku supernowej, którym Sergio niejednokrotnie oślepiał rywali w ubiegłym sezonie. A zmiennik Marcelo, Gabriel Heinze, jak zwykle na poziomie.

W pomocy mieliśmy tym razem pełen przegląd naszej kadry środkowych: zagrali i Diarra i Baptista i Sneijder, jako rezerwowi pojawili się Guti i Gago. Z tej piątki zdecydowanie najlepiej zaprezentował się Holender, autor bramki i asysty przy pierwszym golu - oba zagrania przedniej urody. Chociaż nie ustrzegł się strat, zbyt wielu strat. Mahamadou miał kilka klasowych interwencji i podań, ale i kilka niedokładnych, irytujących zagrań. Julio tym razem zagrał słabiej, Gago zbyt krótko, by go oceniać. Pytanie, co z Gutim? Po jego wejściu na boisko Real nie grał ani składniej ani mądrzej. I to powinno mocno nas martwić w kontekście meczu na Camp Nou. Jeżeli Guti stracił formę z początku sezonu, kto poprowadzi Real w Barcelonie, kto wchodząc z ławki, jeżeli taka będzie decyzja trenera, odmieni losu nieukładającego się, nie daj Boże, meczu?

Linia ataku także dziś nie zachwyciła. Wprawdzie Ruud, który zdobył bramkę i miał asystę, zanotował naprawdę dobre zawody, to Raul tym razem zniknął zupełnie, brodząc w niemocy. Plus równoważy minus, ogólna ocena ataku średnia. I Robinho, czyli nasz tzw. wolny elektron. Tym razem nie zachwycił, co jest rezultatem naprawdę słabej gry w pierwszej połowie. W drugiej części było już znacznie lepiej, popularny Robson odzyskał swobodę i fantazję. I tu kolejne pytanie, które oblicze błyskotliwego Brazylijczyka zobaczymy w najbliższą niedzielę?

Wszystkie odpowiedzi na wszystkie pytania, te zadane i te, które tutaj nie padły, będziemy znać doskonale już za tydzień o tej porze. Nadchodzi klasyk nad klasyki, mecz nad mecze, odwiecznych piłkarskich rywali, lidera i wicelidera La Liga. To są Gran Derbi Europa! Odliczanie czas zacząć.

Real Madryt: Casillas; Sergio Ramos, Cannavaro, Pepe, Marcelo; Diarra, Baptista; Sneijder, Raúl, Robinho; van Nistelrooy.
Osasuna: Ricardo; Azpilicueta, Flańo, Josetxo, Monreal; Font, Erice, Plasil, Margairaz; Vela i Dady.

Kartki: Ruud van Nistelrooy, Marcelo - żółte.

Bramki:
1:0 Van Nistelrooy '16 (Link alternatywny)
2:0 Sneijder '76 (Link alternatywny)

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!