Euroliga: Dobry początek rozgrywek
Fenerbahçe 72:80 Real Madryt
Gra na ziemi tureckiej zawsze wiążę się z ogromną presją. Ipekçi Sports Hall, której parkiet zamienił się w prawdziwe piekło, nie była więc wyjątkiem. Pomimo tego, iż cały obiekt był przeciwko Realowi Madryt, ten zdołał odnieść pierwsze zwycięstwo w tej edycji Euroligi, przywożąc do Hiszpanii komplet punktów i tytuł „lidera".
Koszykarze Joana Plazy byli w pełni świadomi rangi tego spotkania, a więc już od pierwszych minut zabrali się ostro do uspokajania tureckich kibiców. Efektowną i efektywną koszykówką, madryccy zawodnicy ukształtowali bardzo okazałą przewagę. W takiej sytuacji, Joan Plaza nastawił zespół na defensywę, licząc na przechwyty i skuteczne kontry. Plan został wykonany perfekcyjnie - tylko w pierwszej kwarcie Królewscy zanotowali siedem przechwytów, co w dużej mierze przyczyniło się do rezultatu pod jej koniec (10:30). Kilka minut na parkiecie spędził Venson Hamilton i zdołał pokazać próbki swojej podkoszowej gry. Brakuje mu jednak pewności siebie, lecz trudno się dziwić. Cieszy jednak, iż Amerykanin powoli wraca do pełnej dyspozycji trenera.
Real Madryt grał bardzo mądrze w obronie, natomiast w ataku prezentował proste, ale skuteczne zagrania. W tym elemencie przodował Axel Hervelle, który zbombardował turecki kosz zza linii 6,25m. Kiedy Belg „nie bawił się" w rzuty z dystansu, o grze decydowali reżyserowie - Raúl López i Kerem Tunçeri, a także Charles Smith, zazwyczaj błyszczący podczas potyczek na arenie europejskiej, oraz Alex Mumbrú, który w świetny sposób zainicjował ten sezon.
31:48 w przerwie - taki wynik nie mógł podobać się tureckim fanom koszykówki. Wydawało się, że madridistas nie powinni mieć zmartwień, ale jednak... Zmartwieniem był Louis Bullock, który zagrał pierwsze kilka minut na swoim tradycyjnym, wysokim poziomie, ale w jednej z akcji doznał kontuzji i nie pojawił się już na parkiecie.
Fenerbahçe mogło zaszkodzić obronie Realu Madryt jedynie grą blisko kosza, co uwidocznił nam Gasper Vidmar (4/5 rzutów za dwa punkty). Twarda obrona zmusiła Turków do rzutów za trzy, co, ku uciesze tysięcy kibiców, doprowadziło różnicę między zespołami do tendencji spadkowej. Strata była jednak na tyle duża, iż Królewscy nie poczuli się ani przez chwilę zagrożeni.
W ostatniej kwarcie za „liderowanie" zabrał się Raúl López, dobrze kreujący grę i pilnujący bezpiecznej przewagi nad turecką drużyną. Z drugiej strony boiska grę ciągnął Turkcan, mający ciągle nadzieję na odniesienie korzystnego rezultatu. Małe problemy zaczęły się, gdy Turek zapragnął przerwy i usiadł na ławce rezerwowych. Tłum efektownym wsadem poderwał z miejsc Vidmar, lecz były to już tylko ostatki. Fenerbahçe starało się oddawać szybkie rzuty, gorzej było z celnością. Trójka Kutluaya nadrobiła statystyki, ale nie starczyło już czasu na więcej.
Dzięki wyjazdowemu zwycięstwu, Real Madryt zostaje liderem grupy C. Nie ma to jak dobry początek.
72 - Fenerbahçe Ülker (10+21+26+15): Demirel (-), Kutluay (14), Onan (2), Turkcan (18), Vidmar (9) - White (-), Erden (2), Kaan (17), Savas (6), Predlzic (4);
80 - Real Madryt (30+18+20+12): Tunçeri (5), Bullock (5), Smith (17), Hervelle (23), Papadapulos (6) - Hamilton (2), Pelekanos (2), Sekulić (4), Mumbrú (10), Llull (-), López (6).
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze