Medina Cantalejo: Ci sędziowie są młodzi, a przypisuje się im rolę diabłów, mimo że nie mają z tamtym nic wspólnego
Luis Medina Cantalejo, prezes Komitetu Technicznego Arbitrów, udzielił wywiadu dziennikowi MARCA. Przedstawiamy jego pełne tłumaczenie.

Luis Medina Cantalejo. (fot. Getty Images)
Tak, nadal jestem prezesem Komitetu Technicznego Arbitrów. W Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej jestem od 2009 roku – przez dziesięć lat pracowałem w sztabie technicznym, potem przez trzy lata w Andaluzji, aż w końcu Federacja zaprosiła mnie do objęcia tej funkcji. Odbyły się wybory i kiedy Rafa Louzán został wybrany prezesem, postawił na mnie. Będę tu tak długo, jak długo on będzie chciał, żebyśmy szli wspólną drogą. Jeśli przyjdzie moment rozstania, nie będzie z tym żadnego problemu. Nie jestem urzędnikiem Komitetu – jestem człowiekiem, który kocha sędziowanie i codziennie pracuje z pełnym zaangażowaniem. Oczywiście jako członek obecnego zespołu Federacji.
Jak długo jeszcze?
Zdecyduje o tym prezes. Po zakończeniu Pucharu Króla i ocenie tych pierwszych miesięcy zdecyduje, jakie zmiany wprowadzić. Mamy już przygotowaną całą pracę przedsezonową – materiały wideo, zaproszonych trenerów, w tym roku dołączy również Stowarzyszenie Hiszpańskich Piłkarzy (AFE). Praca musi trwać, bo ten dział nie zależy od prezesa – zależy od tego, że piłka nożna się nie zatrzymuje.
Czy sędziowie – albo pan osobiście – czujecie wsparcie Hiszpańskiej Federacji Piłkarskiej?
Problem polega na tym, że odkąd obecny prezes objął urząd, trzeba było naprawić wiele rzeczy. Miał przekonanie, że arbitraż wymaga zmiany, dlatego powołano Komitet ds. Zmian z udziałem La Ligi, Komitetu Technicznego Arbitrów i Federacji… Odbyliśmy mnóstwo spotkań. To nie jest łatwe. Uczucia sędziego zna tylko on sam – potrzebuje pełnej ochrony, niezależnie od okoliczności. Jeśli sędziowie nie czują wsparcia ze strony Federacji, arbitraż umiera. Nie ma ratunku. Kluby, media… zawsze jesteśmy czarnymi charakterami. Musimy mieć ochronę Federacji i prezesa – i ją mamy. Jesteśmy przedstawicielami Federacji, więc ma ona obowiązek chronić swoich arbitrów w każdej chwili, zwłaszcza w trudnych momentach, kiedy wszyscy widzimy, że popełniono poważny błąd. Trzeba wtedy stanąć po stronie sędziów, nie tylko, gdy wszystko idzie dobrze. Myślę, że z czasem – gdy projekt będzie miał dłuższy bieg – relacje z Federacją staną się trwalsze i wszyscy zrozumieją, jak kluczowy jest arbitraż.
W jakim kierunku zmierza hiszpański arbitraż?
To nie Komitet Techniczny Arbitrów zainicjował ten proces wobec innych instytucji – przeciwnie, wyszło to od La Ligi i Federacji. Zrozumieli, że trzeba zmienić model. Zaczęliśmy pracować nad realnymi rozwiązaniami na przyszły sezon, np. wprowadzeniem zasady, że w cotygodniowych spotkaniach z sędziami uczestniczą trzy zespoły sędziowskie, aby wspólnie ustalać kryteria. Planujemy też spotkania z kapitanami i trenerami, a także próbujemy wdrożyć system nagłośnienia, dzięki któremu po analizie VAR publiczność usłyszy uzasadnienie decyzji. Staramy się o zgodę FIFA na publiczne odtwarzanie rozmów między arbitrem głównym a VAR-em – na razie jej nie mamy. La Liga zaproponowała wprowadzenie sztucznej inteligencji w pewnych aspektach. Postrzegam to jako nową pomoc dydaktyczną, która może nam wiele dać, ale nie może zastąpić analizy ludzkiej – to niemożliwe, bo arbitraż to nie matematyka. Omawiamy też inne sprawy, jak np. sposób wyznaczania arbitrów – obecnie decyzje podejmują wspólnie La Liga, Federacja i Wyższa Rada Sportu. Jest pomysł, by sztuczna inteligencja uczestniczyła w tym procesie, a my mielibyśmy jedynie nadzorować przypadki wyjątkowe. Nie zgadzamy się natomiast na powrót instytucji wykluczania sędziów – to byłby krok wstecz do modelu sprzed 60 lat, stosowanego przez wielkie kluby jako presja. To nie byłoby dobre. W imię przejrzystości pojawił się też pomysł, by co tydzień publikować oceny arbitrów – naszym zdaniem może to być niezgodne z przepisami o ochronie danych i nie wiadomo, komu miałoby to służyć.
Ciągle mówi się o przejrzystości…
Kluby nie publikują, ile kilometrów przebiegli piłkarze na treningach, ani dlaczego wystawiają taki, a nie inny skład. Nie widzimy sensu w ujawnianiu cotygodniowych klasyfikacji sędziów. Musiałbym wskazać konkretnego sędziego jako ostatniego, a klub, który go dostanie, zapyta: „dlaczego my?”. I ten klub będzie miał specjalistę, który policzy, ile razy przydzielano mu sędziów z końca klasyfikacji, a ile razy liderzy La Ligi dostawali tych najlepszych. Uważam, że zespół wyznaczający sędziów pracuje bardzo dobrze. Są spięcia, bo mamy 20 drużyn i 20 arbitrów. Gdy klub miał zatarg z jakimś sędzią, na pewien czas go tam nie wysyłamy – z korzyścią dla obu stron. Bardzo dobrze współpracujemy z zespołami. To Federacja i La Liga muszą ustalić, jaki model arbitrażu chcą przyjąć – obecny raczej nie przetrwa. Może to być system jak w Bundeslidze, jak w Anglii, albo model hiszpański, dostosowany do naszych realiów. To nie my decydujemy – nie głosujemy na prezesa, ani za czy przeciw CEO. Uważam, że odpowiednim modelem byłby CEO – niekoniecznie z piłkarskim doświadczeniem – który zajmowałby się kontrolą finansową, sponsoringiem, relacjami kontraktowymi i nadzorem. Do tego zespół techniczny poświęcony wyłącznie arbitrażowi – odpowiedzialny za monitoring i szkolenie. I wreszcie prezes do spraw reprezentacyjnych – zajmujący się relacjami z La Ligą, Federacją, klubami… To byłby mój model. Ale decyzja nie należy do mnie.
Mówi się o stworzeniu osobnego zespołu do VAR-u, bez byłych piłkarzy – prawda?
Przepisy zabraniają udziału byłych piłkarzy. Od początku chodziło o to, by stworzyć grupę pracującą wyłącznie w VOR (centrum obsługi VAR-u), ponieważ bardzo trudno jest dziś prowadzić mecz na boisku, a za tydzień – lub trzy – z tymi samymi zespołami pracować przy VAR-ze. Możesz mieć spięcie z zespołem po decyzji, która była poprawna, ale kontrowersyjna. Nie mogę cię wtedy znów wysłać na boisko, skoro byłeś już przy VAR-ze – i odwrotnie. Na pewno to pamiętacie. Chcemy też znieść obecny przepis o dwuletnim limicie pracy przy VAR-ze. To organ techniczny zdecyduje, czy arbiter będzie tam dwa, trzy czy cztery lata. Arbiter VAR prowadzi około 80 meczów rocznie – pomnóż to przez pięć lat... Nie widzę miejsca dla byłych zawodników w VOR-ze – zresztą przepisy tego zabraniają. Natomiast mogą być obecni w komitecie technicznym – mnie to nie przeszkadza. Rozmawiamy z nimi, by pomagali nam w analizie niektórych sytuacji.
Czy VAR poprawił piłkę nożną?
17 lat temu byłem przeciwny wprowadzeniu technologii do piłki nożnej, bo uważałem, że wszystko zmieni, że zrewolucjonizuje grę. Ale to była potrzeba wynikająca z samego futbolu, nie z postulatów sędziów. Odsetek błędów znacznie spadł – spalone, brutalne faule w strefach, których sędzia nie widzi, zniknęły. Brutalne wejścia, które dopiero na powtórce budziły przerażenie – teraz to się nie zdarza. Jeszcze niedawno ręce były trudne do oceny, teraz mamy już od półtora roku bardzo dobre, jasne kryteria. Prawie całkowicie wyeliminowaliśmy błędy w tym zakresie. VAR uczynił futbol bardziej sprawiedliwym – ale też bardziej kontrowersyjnym i krytykowanym. Już nie tylko krytykuje się sędziów boiskowych – ludzie bardziej rozumieją ich pomyłki niż te przy VAR-ze. Bo przecież tam mają czas, spokój, powtórki… a mimo to czasem popełniają błąd. Kibice pytają: „jak to możliwe, siedzi sobie i ogląda, i jeszcze się myli?”.
Czy VAR nie jest używany zbyt często?
Sędzia boiskowy musi odzyskać swoją rolę, swoją decyzyjność i autorytet. Wszyscy wiedzieliśmy, że to się może zdarzyć – bo kiedy człowiek ma za plecami siatkę bezpieczeństwa… To nie to samo, co kiedy ja sędziowałem. Wtedy podejmowało się decyzję przy 70% pewności. Teraz chcą mieć stuprocentową, a jak nie, to „VAR poprawi”. To musi działać odwrotnie – bez wchodzenia w ryzyko, ale jednak trzeba podejmować decyzje. VAR wymusił na sędziach konieczność posiadania znacznie większej ilości danych do podjęcia decyzji. To był krok wstecz.
Niech mi pan nie mówi, że sędziowie nie popełniają błędów. Ale jak sobie z nimi radzą?
Oczywiście, że popełniają. Ja sam dobrze znosiłem błędy. Po meczu spałem średnio, ale potrafiłem normalnie przyjąć pomyłkę, krytykę, nawet ostre słowa w prasie. Dziś, gdy sędzia się pomyli, bardzo to przeżywam. Stawiam się w jego sytuacji, ale nie mam już kartki ani gwizdka. Niedawno jeden z arbitrów miał słaby występ – pierwsze co zrobiłem, to zadzwoniłem do niego i powiedziałem: „Jestem tu, żeby ci pomóc. Pamiętaj – jutro znów wstanie słońce”. Trzeba być silnym. Można być świetnie przygotowanym fizycznie i mieć dużą wiedzę, ale jeśli nie masz ogromnej odporności psychicznej, nie wytrzymasz tej presji. Media społecznościowe, oświadczenia klubów… Jeśli arbiter się na tym skupia, traci pewność siebie.
Dlaczego dochodzi do takich błędów przy udziale sędziego i VAR-u?
To jest po prostu błąd – i to wyraźny. Każdy z nas zadaje sobie pytanie: „Dlaczego tego nie zauważył sędzia?” albo „Dlaczego VAR też nie zareagował?”. Analizujemy to i pytamy, co się wydarzyło. Czasem to piłka, czasem trzech zawodników zasłania, czasem arbiter skoncentrował się na czymś innym… I wtedy widzimy, skąd wziął się błąd.
Czy sędzia rozumie, że po błędzie może dostać chwilę odpoczynku?
W tym sezonie popełniliśmy błąd – i przyznaję to otwarcie. Opublikowanie nazwisk sędziów, którzy prowadzili mecze Realu Madryt, Atlético i kilku spotkań w Segunda División, było z naszej strony błędem. Kilka dni wcześniej odbyliśmy z nimi spotkanie, mówiąc, że wkracza decydująca faza sezonu, że trzeba się spiąć i widzieć to, co widzą wszyscy. A mimo to się wydarzyło. Potem przyszły cztery świetne kolejki w ich wykonaniu, ale tamta jedna… Nie jestem zwolennikiem kar, bo wtedy sędzia przystępuje do następnego meczu jak na ścięcie. Trzeba być raczej ojcem albo starszym bratem. Nie będziemy więcej podawać publicznie nazwisk – chyba że jakiś przepis nas do tego zobowiąże. To nie służy piłce. Czytałem, że „wraca ocenianie”. Kiedyś, jak publikowano „10 błędów Mediny”, to człowiek się stawiał – teraz to go przygniata.
Ale są przecież także dobre decyzje…
Przestałem publikować procenty skuteczności, bo wydawało mi się to aroganckie, skoro ludzie i tak pamiętają tylko ostatni błąd. Otworzyliśmy nagrania audio – czego nie robi nikt. I czasami, gdy słuchaliśmy tych nagrań, myśleliśmy: „Co za sposób mówienia… albo milczenia”. Idziemy do przodu. Bez wątpienia. Mamy finał Pucharu Króla i jestem pewien, że De Burgos poprowadzi najlepszy mecz w swoim życiu. Ale jakąś ranę z tego spotkania pewnie i tak wyniesie.
Dlaczego „lalki” spalonych nie odpowiadają obrazowi i kto decyduje, który kadr jest właściwy?
Kiedy zawodnik znajduje się na spalonym, podnosi się chorągiewka – to element systemu śledzenia kamer. W tym sezonie była taka sytuacja (Real Sociedad – Barcelona), w której dwóch zawodników miało stopy dosłownie jedna na drugiej, a buty w tym samym kolorze. To było niemożliwe do rozróżnienia. Rozmawialiśmy z dostawcą systemu, żeby piłkarze ofensywni i defensywni nosili buty w różnych kolorach. Kadr zatrzymuje się automatycznie. Była akcja, gdzie dziesięciu graczy znajdowało się na jednym metrze kwadratowym. Otrzymaliśmy od firmy certyfikat, że rozstrzygnięcie było niemożliwe. Musiało zadziałać ludzkie oko. Jeśli piłka przekroczyła linię czy nie – tego nie da się potwierdzić, jeśli nie ma dowodu. System jest wiarygodny. To technologia półautomatyczna. Do tej pory był tylko jeden błąd przy wyznaczaniu linii – przyznaliśmy się do niego, a jeden z klubów nas za to pozwał.
Czy środowisko sędziowskie podniosło już głowę, czy wciąż jest przygniecione – jak dwa miesiące temu?
Ostatnie dwa lata są bardzo trudne. Odkąd pojawiła się sprawa Negreiry. Od bycia radosnymi sportowcami przeszliśmy do ogromnego problemu. Chcemy tylko, żeby sprawa jak najszybciej znalazła finał w sądzie, który zdecyduje o sytuacji Barcelony i Negreiry. Zapadnie wyrok i nawet jeśli sędzia nie znajdzie winy po stronie żadnego arbitra, ta plama i tak pozostanie.
Czy sędziowie czują się podejrzani?
Nie. Choć oczywiście wielu może myśleć, że w tamtym czasie istniał wpływ na sędziów. Wiemy o tym. Ale dzisiejsi sędziowie – i my, którzy też byliśmy wtedy aktywni – oraz poprzednie pokolenie, jak Díaz Vega, Ansuátegui, López Nieto, którzy także współpracowali z tym człowiekiem – nie czujemy się winni. Musimy dalej pracować z pełną uczciwością, choć to bardzo trudne. Gdy popełnia się błędy i nie ma się żadnej ochrony, a nagle pojawia się temat Negreiry – trudno to znieść. Ale to nasz obowiązek. Jeśli nie wytrzymujesz tej presji, to znaczy, że nie powinieneś tu być.
Wideo, pisma… kluby wciąż się skarżą.
Kiedy rozmawiamy z klubami, to wszystko wygląda inaczej. Przyjeżdżają z pretensjami, siadam z prezesem, dyrektorem generalnym i ich wysłuchuję. Wyrzucają z siebie emocje – i ich rozumiem. Pokazujemy im wszystko: nagrania, dźwięk, materiały – i widzą, jak profesjonalnie pracujemy. Żaden klub nie wyjechał stąd, nie mówiąc: „cholera, oni naprawdę pracują dobrze”. Wizyta Realu Madryt? Była całkowicie uprzejma. Później mogą się nie zgadzać z naszym stanowiskiem, ale z José Ángelem Sánchezem można rozmawiać. Musi przyjść moment, że to wszystko się uspokoi. Byliśmy na ich stadionie, przyjęto nas znakomicie. Herrerín, Mejía… pełna klasa. Teraz sytuacja jest trudna – od wejścia aż po wyjście.
Czy możliwy jest powrót do normalnych relacji z Realem Madryt?
Z mojej strony – całkowicie. Jutro może odbyć się spotkanie, wszystko zostaje wyjaśnione w pięć minut, podpisuję, co trzeba i podaję rękę każdemu – ale to nie zależy ode mnie. Ci sędziowie są młodzi, a przypisuje się im rolę diabłów, mimo że nie mają z tamtym nic wspólnego. Tak samo jak my. Jedyny mecz, który sędziowałem po zakończeniu kariery, to spotkanie Real Madryt – Inter na Bernabéu. I wszystko było w porządku. Zawsze mieliśmy dobre relacje. Tu wszystko wygląda inaczej. Słuchamy ich, pokazujemy nagrania i gdy pytają: „co tu się stało?”, odpowiadamy jasno: „sędzia popełnił błąd – i to nie znaczy, że taki błąd się nie powtórzy”.
Mateu Lahoz nie cieszy się uznaniem środowiska.
Mogę mówić tylko o sprawach, które mnie interesują – a ta mnie nie interesuje.
Puchar Króla dla Ricardo de Burgosa Bengoetxei?
Ricardo to doświadczony arbiter, międzynarodowy, z dużą empatią na boisku. Często zbiera bury za to, że dużo mówi, nawet gdy nikt nie prosi o wyjaśnienia, albo za swoje gesty… Znam go od szesnastu lat i ma wiele zalet. Od początku sezonu był kandydatem do finału Pucharu Króla – taki mecz powinien prowadzić arbiter z doświadczeniem międzynarodowym. Zobaczymy, jak potoczy się jego sezon i jakie drużyny awansują do finału. Rok temu to on miał poprowadzić finał. Ale ponieważ Real Sociedad był w półfinale, wybraliśmy Césara Soto – znakomitego arbitra. Powiedziano, że stracił finał z powodu jakiejś kłótni ze mną albo braku porozumienia – to kłamstwo. Ten, kto to powiedział i opublikował, skłamał. Richi to nie żaden „drugi wybór”.
Czy César Soto Grado zostanie na kolejny sezon?
Analizujemy to. Patrząc na jego wartość, przygotowanie fizyczne, na to, jakim jest arbitrem i człowiekiem – zasługiwałby, by sędziować jeszcze przez wiele lat. Nie ma limitu wieku. Musimy jednak wziąć pod uwagę, kto nadchodzi z młodszych roczników. Sędziuje bardzo dobrze i to porządny facet. Istnieje klasyfikacja i trzeba ją uszanować. Najlepsi arbitrzy powinni kontynuować, ale trzeba poczekać. Jedyne, co otrzymałem od niego, to wyrazy wdzięczności.
Brak sędziów boiskowych z Hiszpanii na Klubowych Mistrzostwach Świata to cios?
Tak, to przykra sprawa. Rozmawiałem z FIFA i UEFA – nie po to, by domagać się wyjaśnień, ale by dowiedzieć się, co się dzieje. Jest trochę zaskoczenia, bo nasi arbitrzy prowadzą praktycznie wszystko. Sánchez Martínez sędziował mecz PSG – Aston Villa i jestem pewien, że dostanie kolejne spotkanie. Zdecydowano, że pojedzie tych jedenastu – a lista wciąż nie jest zamknięta. Jeśli ostatecznie żaden hiszpański sędzia się nie zakwalifikuje, to będzie pierwszy taki przypadek od wielu lat i byłoby to niesprawiedliwe, bo mamy arbitrów naprawdę wysokiej klasy. Undiano, Velasco, Mateu, ja sam… Włochy i Portugalia mają swoich przedstawicieli. Ostateczną decyzję podejmie Pierluigi Collina. Mam nadzieję, że przynajmniej jeden hiszpański arbiter pojedzie na Klubowe Mistrzostwa Świata.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze