Szymanowski: Futbol w elicie zamyka człowieka w bańce
Alexander Szymanowski jest prawdziwą legendą Leganés. Argentyńczyk trafił do klubu w 2015 roku i szybko stał się jednym z symboli klubu. Z nim w składzie zespół po raz pierwszy w historii awansował do La Ligi, a rok później utrzymał się w niej dzięki jego trafieniu. Dziennikarze Asa przed konfrontacją z Realem Madryt przeprowadzili wywiad z byłym pomocnikiem Ogórków. Zapraszamy do lektury tej interesującej rozmowy.

Alexander Szymanowski. (fot. as.com)
Świętowałeś zwycięstwo Argentyny nad Brazylią?
Bardzo się ucieszyłem, ale nie przeżywam już niektórych rzeczy tak gwałtownie jak wtedy gdy byłem nastolatkiem. Tak czy inaczej, oglądanie wysokiego zwycięstwa Argentyny nad odwiecznym rywalem na Monumental, gdzie jako dziecko pojechałem zobaczyć reprezentację w akcji, dało mi wielką satysfakcję.
Wkurzyła cię zuchwałość Raphinhi?
Ani trochę. To część show. Zrobił to, by podgrzać atmosferę, ale to coś normalnego w tego rodzaju rywalizacjach.
Dziś grasz w drużynie Casillasa w Kings League.
Wciąż nie poznałem prezesa osobiście. Słyszę jedynie, że sumiennie pracuje dla dobra zespołu. Chciałbym uścisnąć jego dłoń.
Jeśli choć w niewielkim stopniu przyglądał się Florentino, dobrze sobie poradzi.
Oczywiście. Florentino to wzór, jako prezes jest niezastąpiony. Jego sposób zarządzania klubem jest wspaniały.
Cały czas grasz w piłkę.
Tak. Wykorzystam ten moment, by powiedzieć, że wciąż nie przeszedłem na emeryturę i jestem gotowy podjąć wyzwanie na poziomie zawodowym. Do niedawna grałem w Sanse na trzecim szczeblu rozgrywkowym. Mam nadzieję, że otrzymam jakąś interesującą ofertę. W ostatnich latach kontuzje nieco pokrzyżowały mi plany. Starałem się wrócić na dawny poziom, ale odbiłem się od ściany. Tak czy owak, nie tracę wiary. Czuję, że mogę wejść jeszcze na wysokie obroty.
Gdyby nie urazy, twoja kariera mogła nabrać większego rozpędu.
Miałem wiele kontuzji. Od 15. roku życia, kiedy złamałem kość łokciową i promieniową, byłem wielokrotnie operowany. Miałem problemy z pachwiną, ścięgnami w kolanie, zerwałem więzadła, a nawet złamałem palec w stopie.
Jak wspominasz swój wyjazd z Argentyny?
Jak traumatyczne doświadczenie. Byłem dzieckiem, nie rozumiałem, dlaczego mam z dnia na dzień zostawić wszystko, na czym mi zależało. Wyrywano mi korzenie, pozbawiano szczęścia. Na lotnisku rzuciłem się do ucieczki, by nie wejść na pokład samolotu. Moje młodsze siostry rozumiały z tego jeszcze mniej.
A samo przybycie do Hiszpanii?
Wydawało mi się, że znalazłem się w jakimś filmie Disneya. Pochodziłem z biednej okolicy. Mój ojciec wynajął zaś w górach dom z basenem i kortami tenisowymi. Poczułem się jak w raju. Smutek szybko został zastąpiony wielką radością.
Ta bajka nie była jednak w całości aż tak piękna.
Wielokrotnie trafiały się gorsze czasy, zarówno w Argentynie, jak i Hiszpanii. Zdarzało się, że nie wystarczało do kolejnego miesiąca i trzeba było pożyczać. Po przybyciu do Madrytu otworzyliśmy bar, ale zbankrutował. Musieliśmy się zadłużyć, przeżywaliśmy bardzo trudny czas. Przyszły chude lata, podczas których trzeba było zacisnąć zęby.
Musiałeś iść do pracy?
Jako 15-latek zacząłem pomagać ojcu w barze. Kiedy zaczęło dziać się gorzej, rzuciłem szkołę i pracowałem jako ankieter, sprzedawałem dywany i alarmy, byłem ratownikiem, kelnerem i kasjerem w sklepie sportowym. Wykonywałem wiele zawodów, by przynieść do domu trochę grosza. Moje życie wyglądało tak przez sześć lat.
Futbol zrekompensował to poświęcenie?
Tak, warto było. Moim życiowym celem było osiągnięcie stabilizacji finansowej i pomaganie rodzinie. Po transferze do Brøndby czułem się, jakbym dotknął nieba. Wszystko nagle zmieniło się na lepsze. Tak czy inaczej, zawodowy futbol nie jest tak pięknym obrazkiem, jak mogłoby się wydawać z daleka. Ma też swoją ciemną stronę.
Na przykład jaką?
Piłkarz ma obsesję na punkcie osiągnięć i zapomina trochę o ludzkiej naturze oraz relacjach z innymi. Skupia się na swoim sukcesie. Piłka na najwyższym poziomie zamyka cię w bańce z dala od rzeczywistości. To nie ma nic wspólnego z codziennością normalnych ludzi. Wszystko jest łatwe, a to oddziela cię od prawdziwego życia, od uczuć. Znam realia po obu stronach barykady. W krótkim czasie przeszedłem drogę od nieposiadania niemal niczego do posiadania wszystkiego. Niedawno De Paul w jednym z wywiadów powiedział, że futbol to więzienie ze złota, zgadzam się z tym. Zabiera ci wolność, ponieważ cię wciąga. Tak przynajmniej ja to odczuwałem.
Jako dziecko trafiłeś na czteromiesięczne testy do Realu.
Od małego byłem fanem Realu. Moi dziadkowie od strony matki często podróżowali do Hiszpanii, ponieważ mieli tam rodzinę. Raz przywieźli mi koszulkę Seedorfa, która zakładałem niemal codziennie. Dlatego też bardzo ekscytowała mnie możliwość testów w klubie dzięki rekomendacji Ferrocarril Oeste, mojego klubu w Argentynie. Bardzo miło spędziłem tam czas, ale nie miałem dokumentów pozwalających mi na długoterminowy legalny pobyt w Hiszpanii, a sam Real także nie miał jasności co do tego, czy chce mnie zostawić. Dlatego też przygoda trwała krótko.
Spędziłeś również dwa lata w Atlético.
Trafiłem tam do jednej z drużyn ze szkółki. Był to jednak zespół bardziej szkolny. Jak zawsze mówię, to była ta „słaba” spośród ekip młodzieżowych.
Do Leganés trafiłeś w 2015 roku z Danii.
To były najszczęśliwsze lata mojego życia. Kocham Madryt, traktuję go tak, jakbym się w nim urodził. Możliwość zarabiania na życie tym, co kocham i u boku rodziny uczyniły ze mnie najszczęśliwszego człowieka na świecie. Znalazłem bardzo rodzinny klub, gdzie szybko się w pełni zaaklimatyzowałem.
Większą radością był awans czy utrzymanie rok później po twoim golu w Bilbao?
Cały czas mam gęsią skórkę, kiedy przypominam sobie tamte chwile. Pod względem zespołowym wyżej cenię awans, indywidualnie utrzymanie, ponieważ wywalczyliśmy je po mojej bramce.
Czego nie zapomnisz ze swoich starć z Realem?
Byłem pod olbrzymim wrażeniem Carvajala. Wiele razy się z nim mierzyłem w różnych kategoriach wiekowych i zawsze był fenomenalny. Uważam, że to prawdziwy piłkarski potwór, poza tym pochodzi z Leganés. Pamiętam też, że raz na Butarque Real wystawił teoretycznie rezerwowy skład, ponieważ mecz przypadł między starciami w Lidze Mistrzów. Wyszliśmy bardzo zmotywowani, ale po 20 minutach przegrywaliśmy 0:3. U nich każdy zawodnik jest fantastyczny.
Podziwiałeś bardziej Sergio Ramosa niż Cristiano?
Tak, choć może to brzmieć dziwnie, bo grałem w ataku. Jego odwaga w ofensywie oraz zdolności przywódcze w barwach Realu i reprezentacji mnie fascynowały. Wraz z Casillasem byli jednymi z największych kapitanów.
Byłeś świetnym skrzydłowym. W jakiej kolejności ułożyłbyś Viniciusa, Rodrygo, Lamine'a i Raphinhę?
Bardzo trudne zadanie. Nie dam rady (śmiech). Jeśli chodzi o styl, to z zachowaniem rzecz jasna odpowiedniej skali, najbardziej identyfikuję się z Raphinhą. Obiektywnie jednak pierwszy byłby Viníius, a następnie Raphinha, Rodrygo i Lamine.
Lamine ostatni?
Jest bardzo dobry, ale ma jeszcze sporo do udowodnienia.
Porównania z Messim są przesadzone?
Takie rzeczy robi się, by sprzedawać gazety. Z Messim nie można nikogo porównać. Choć Lamine jest niebywałym młodym talentem, to jednak Leo jest niepowtarzalny. Nawet Maradona nie prezentował jego poziomu.
Julián Álvarez nie jest skrzydłowym, ale błyszczy.
Nie ma w sobie niczego spektakularnego, ale konkuruje naprawdę dobrze. Praktycznie nie potrzebował czasu na adaptację. Odszedł z City, ponieważ uważał, że powinien mieć pierwszy skład w drużynie tak mocno nastawionej na odnoszenie sukcesów. To dużo mówi o jego ambicji.
Leganés pokonał w tym sezonie Barcelonę.
Na Bernabéu będzie trudniej. W czasie musi się zbiec najlepszy dzień Leganés i najgorszy Realu. Żywię wielką sympatię względem Realu, ale oby to goście tym razem wygrali.
Jaka będzie główna broń Leganés?
Nadzieja i potrzeba. Dodadzą one sił tym, którzy wybiegną na boisko.
Którego gracza pozyskałbyś do swojej drużyny w Kings League?
Modricia. Jest nieprawdopodobnym piłkarzem i facetem godnym podziwu.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze