Negredo: Jestem wdzięczny Realowi za wszystko – za naukę, za wartości, które mi przekazał
Álvaro Negredo po zakończeniu piłkarskiej kariery udzielił wywiadu dziennikowi AS.

Álvaro Negredo w barwach Realu Valladolid w 2024 roku. (fot. Getty Images)
Dzieła pozostają, ludzie odchodzą. Jaki jest Twój dorobek?
Coś pięknego. To, co dał mi ten zawód, to, co w niego włożyłem i co dzięki niemu przeżyłem, było czymś wspaniałym. Zamykam etap, którego nigdy nie zapomnę.
Inni przyjdą i będą kontynuować. Dynastia trwa…
Tak. Mój syn gra już w drużynie prebenjamín Sevilli. Sprawia mu to ogromną radość, a ja cieszę się jeszcze bardziej, widząc go tak szczęśliwego z tym herbem na piersi. Gra jako napastnik i był prawonożny, ale gdy zobaczył, że ja jestem lewonożny, zaczął trenować lewą nogę i teraz świetnie operuje obiema. Osiągnął coś, czego mnie nie udało się dokonać przez całą karierę (śmiech).
Zostajesz na stałe w Sewilli?
Tak. Moja rodzina i ja zawsze kochaliśmy to miasto. Już podczas mojej ostatniej przygody w Kadyksie często tu przyjeżdżaliśmy. Poza tym jestem w trakcie szkolenia trenerskiego w Sevilli C i chcę się dalej rozwijać. To tutaj się osiedliliśmy.
Masz w sobie coś z trenera?
Czas pokaże. Najpierw muszę zdobyć licencję, ale jestem wdzięczny Sevilli za to, że pozwala mi codziennie uczestniczyć w treningach i przygotowywać się do tej roli. To coś, co naprawdę lubię.
Na kim chciałbyś się wzorować?
Unai Emery miał ogromny wpływ na moją karierę. Pracowałem z nim w Almeríi i w Sevilli, a to trener, który zdobył wiele trofeów i wszędzie zostawia po sobie ślad. Czas spędzony pod jego skrzydłami bardzo mnie ukształtował i jest dla mnie wzorem.
Kiedy podjąłeś decyzję o zakończeniu kariery?
To nie dzieje się z dnia na dzień, to proces. Stopniowo przestajesz być podstawowym zawodnikiem, grasz coraz mniej, a ciało zaczyna dawać sygnały, że ma już dość. Głowa chciała dalej, ale nie pojawiła się żadna oferta, która by mnie przekonała. Przemyślałem to i zrozumiałem, że fizycznie nie jestem już w stanie dotrzymać kroku młodym, którzy wchodzą do gry z wielką siłą.
Trudno było się z tym pogodzić?
Tak. To trudne chwile. Wstajesz rano i zdajesz sobie sprawę, że nie musisz iść na trening – to boli. Z czasem znajdujesz sobie nowe zajęcia, ale adaptacja nie jest łatwa.
Jakim nagłówkiem podsumowałbyś swoją karierę?
Byłem szczęściarzem. Robiłem to, co kocham, poznałem wspaniałych ludzi i zawsze starałem się dawać z siebie wszystko dla zespołu. „Odchodzi piłkarz drużynowy” też byłoby trafne.
W filmie pożegnalnym odwieszasz buty na kołek i mówisz „Dziękuję, futbolu”. Za co dziękujesz piłce?
Za wszystko. To była moja droga życiowa, dała mi szczęście, przyjaźnie i pozwoliła poznać świat. Jestem za to bardzo wdzięczny.
Jak chciałbyś być zapamiętany przez byłych kolegów z drużyny?
Jako dobry człowiek i świetny kolega, który zawsze szanował innych. To dla mnie najważniejsze.
Czy triumf na EURO 2012 to największy sukces w twojej karierze?
Tak. Na poziomie zawodowym było to coś niesamowitego. Niewielu może pochwalić się takim tytułem. Grałem, uczestniczyłem i spełniłem dziecięce marzenie o występie w barwach swojego kraju.
Wszystko zaczęło się w Vallecas…
Z moimi rodzicami, którzy poświęcali się dla mnie i moich dwóch braci, żebyśmy mogli trenować i grać w piłkę, nigdy nie odczuwając braków. Teraz, jako ojciec, jeszcze bardziej doceniam ich wsparcie i wysiłek, jaki włożyli w nasze wychowanie.
W ciągu tych dwudziestu lat – kiedy byłeś najszczęśliwszy?
W wielu miejscach. Gdybym miał wskazać jedno, powiedziałbym, że Sevilla. Tutaj najbardziej się rozwinąłem – jako zawodnik i jako człowiek – i byłem bardzo szczęśliwy.
W Realu Madryt zaufał ci Capello, a Guti i Raúl wspierali…
Tak. Zawsze byłem wdzięczny Fabio za jego zaufanie. Raúl i Guti najbardziej troszczyli się o młodych zawodników. Okazywali nam serdeczność, motywowali, wspierali i pomagali w każdej sytuacji. Byli dla mnie bardzo bliscy.
Który z Galácticos robił na tobie największe wrażenie?
Miałem szczęście trenować u boku Ronaldo Nazário, który był moim idolem. Doświadczenie tego na własnej skórze było niesamowite. Już wcześniej go podziwiałem, ale gdy zobaczyłem go z bliska, zachwycił mnie jeszcze bardziej.
Bolało cię odejście z Realu Madryt?
Byłem na to przygotowany, bo to bardzo wymagający klub, a ja nie mogłem grać tyle, ile chciałem. Potrzebowałem więcej niż tylko sporadycznych występów i nie żałuję swojej decyzji. Jestem wdzięczny Realowi za wszystko – za naukę, za wartości, które mi przekazał – ale potem musiałem pójść własną drogą.
Który z kolegów z drużyny zachwycił cię najbardziej na boisku?
Było ich wielu. Oprócz Ronaldo mógłbym wymienić Kanouté, Jesúsa Navasa, Agüero i Davida Silvę. Jeśli miałbym wybrać jednego, pewnie postawiłbym na Silvę. Świetnie się z nim rozumiałem w City.
Czy zdarzyło ci się płakać przez piłkę?
Tak. Zwłaszcza pod koniec kariery. Zawsze miałem w sobie ogromną wolę rywalizacji i kiedy nie mogłem grać, czułem w środku ogromną frustrację, którą wyrażałem w ten sposób. To były łzy bezsilności. Mimo wszystko, niewiele osób widziało mnie w takim stanie. W szatni zawsze starałem się zachować dobrą minę, a całą frustrację tłumiłem w sobie.
Przydałby ci się psycholog?
Pewnie tak. Teraz, pracując z młodymi zawodnikami w Sevilli C, widzę, jak ważne jest wsparcie specjalisty, który pomoże radzić sobie z rozczarowaniami i nauczy, jak rozwiązywać problemy. Trzeba prosić o pomoc, kiedy jest potrzebna.
Największe rozczarowanie – brak powołania na mundial w 2010 roku?
Bez wątpienia. Byłem w szerokiej kadrze, uczestniczyłem w pierwszym zgrupowaniu i bardzo mi na tym zależało. To był dla mnie duży cios, nie ukrywam. Oglądanie mundialu w telewizji było bolesne, choć oczywiście ogromnie cieszyłem się z triumfu drużyny i całej Hiszpanii.
Chciałbyś zakończyć karierę w Rayo, żeby domknąć pewien etap?
Chciałbym. Gdy odchodziłem z Vallecas, klub grał jeszcze w Segunda B. Marzyłem o tym, by zagrać dla drużyny mojego dzieciństwa w Primera, ale nie udało się. Mimo to będę wdzięczny Rayo do końca życia.
Patrząc wstecz – czy czegoś żałujesz?
Może niektórych decyzji o odejściu z klubu lub przejściu do innego. Może mogłem to rozegrać inaczej. Ale nie żałuję wyborów, których dokonałem, bo w każdym miejscu czegoś się nauczyłem i czerpałem radość z gry jak małe dziecko.
TEST
Rekin z Vallecas czy Bestia z Etihad?: Rekin
Jeden gol: Z Valencią w Monaco, w eliminacjach Ligi Mistrzów.
Jeden kolega z drużyny: Javi Varas.
Jeden moment: EURO 2012 i mój pierwszy tytuł z Sevillą – Puchar Króla 2010.
Jedno rozczarowanie: Kontuzje.
Jeden trener: Emery.
Jeden klub: Rayo.
Jeden idol: Ronaldo Nazário.
Jedno niespełnione marzenie: Gra na mundialu 2010.
Jedna przygoda: Manchester.
Jeden tatuaż: Ten, który mam dla moich dzieci.
Jedna przyszłość: Szczęśliwa, wciąż ciesząc się futbolem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze