Młodość lekarstwem na napięty terminarz

Rewolucja lekarstwem na absurdalnie napięty terminarz. W ostatnim pucharowym meczu w San Sebastián ta formuła Carlo Ancelottiemu się sprawdziła. Wobec coraz głośniejszego szumu wokół braku szans dla Endricka i Ardy Gülera włoski szkoleniowiec postanowił wystawić obu w pierwszym składzie na półfinał Copa del Rey. Odpowiedzią na nadmiar kilometrów były świeże nogi i młoda krew. Kadra Realu Madryt ogólnie ma czwartą najniższą średnią wieku w La Lidze (25,1), a w środowym starciu z Realem Sociedad podstawowa jedenastka Królewskich zeszła do średniej wieku 23,8.

Bohaterem spotkania był zdobywca jedynej bramki, 18-letni Endrick. Kapitanem był 24-letni Vinícius. Z kolei największym weteranem na boisku był 31-letni Antonio Rüdiger. I to właśnie tylko niemiecki stoper był jedynym 30-parolatkiem w szeregach Los Blancos. Poza nim wszyscy byli urodzeni po 1995 roku lub nawet po 2000 roku – 28-letni Dani Ceballos, 26-letni Andrij Łunin, 25-letni Aurélien Tchouaméni, 25-letni Fran García, 22-letni Eduardo Camavinga, 22-letni Raúl Asencio, 21-letni Jude Bellingham, 20-letni Arda Güler… Dzięki pokaźnemu zastrzykowi młodości Ancelotti mógł wrócić do Madrytu z uśmiechem na twarzy: „Były rotacje, ale drużyna zachowała solidność. Rozegrała dobry mecz na poziomie defensywnym i zagrała solidarnie”.

Zaangażowanie i równowaga to dwa elementy, które dla Carletto są w tym momencie najważniejsze. Talentu tych najmłodszych zawodników Królewskich nikt nie kwestionuje, ale to właśnie poświęcenie było czymś, na co w sztabie zwracano największą uwagę. Dlatego też Güler, który w ofensywie dał ostatecznie niewiele (tylko jeden strzał, jedna wykreowana sytuacja i ani jednego udanego dryblingu), ostatecznie zasłużył sobie na pochwały swojego trenera: „Arda bardzo dobrze pracował pod kątem ustawiania się na boisku, bardzo pomagając pod względem defensywnym”. Z drugiej strony bowiem młody Turek zanotował chociażby trzy odbiory i trzy wygrane powietrzne pojedynki. Tego wieczoru walki było więcej niż magii i Ancelotti potrafił to docenić.

W rytmie prawie gola na godzinę
Endrick po raz kolejny udowodnił, że potrzebuje naprawdę niewiele, aby ukąsić. Brazylijczyk zdobył w meczu z Realem Sociedad swoją czwartą bramkę w Copa del Rey i szóstą w całym sezonie. I to wszystko przy niewielu szansach. Ogólnie strzela średnio raz na 79 minut, prawie gol na godzinę. A w ostatnią środę mogło być jeszcze lepiej, gdyż po jednym z jego strzałów piłka zatrzymała się na poprzeczce. Ponadto 18-latek w swojej grze zaczyna się wykazywać coraz większą dojrzałością, co z kolei zmniejsza liczbę nieprzemyślanych zagrań. Rozwój ewidentnie idzie w dobrym kierunku.

Poza samym wynikiem mecz w San Sebastián był osobistym triumfem Ancelottiego. Real Madryt wygrał bardziej w stylu włoskim niż galaktycznym. Zaczynając od Endricka i Gülera, przechodząc przez naciski i nieustępliwość nakręconego opaską kapitańską Viníciusa, kończąc na Bellinghamie, który słowo wysiłek ma wypisane na płucach. Bez pełnego składu Fantastycznej Czwórki na boisku, tym razem kontrolę przejęła Generacja Z.