Pepe: Cristiano mówił mi: „Jeśli to kwestia pieniędzy, to ja się zrzeknę części swojej pensji, żebyś został w Realu!”
Pepe udzielił obszernego wywiadu dla Renascençy z okazji 40. urodzin Cristiano Ronaldo.

Pepe. (fot. X)
Zanim zaczniemy, chciałbym ci pokazać to zdjęcie. Co ci ono mówi?
To niesamowita nostalgia, prawda? Co ciekawe, najpierw poznałem jego rodzinę na Maderze. Cristiano spotkałem dopiero na początku 2000 roku. Byłem już wtedy od roku w Portugalii i zdążyłem poznać praktycznie całą jego rodzinę.
Dlaczego tak się stało? Poznałeś na przykład jego ojca? A matkę?
Tak, tak, poznałem ich. Madera to niewielkie miejsce, a ja grałem w Marítimo i często trenowałem w Santo António. To tam pracował jego ojciec. Było tam boisko nad boiskiem Marítimo, należące do Andorinhy. Jako junior Marítimo też tam trenowałem. No i tak, krążąc po wyspie, poznałem jego siostry i matkę.
Kiedy trenowaliście razem – tutaj, jeśli się nie mylę, w Alcochete – czy przyszło wam do głowy, że obaj tak bardzo wpłyniecie na futbol, że zapiszecie się w historii europejskiego futbolu i reprezentacji Portugalii?
Cóż, każdy z nas podążał za swoimi marzeniami, prawda? To zabawne, byliśmy na obozie przedsezonowym, trenowaliśmy dwa razy dziennie, a każdy, kto był w akademii Sportingu, wie, jak wyglądają tamte pokoje. Jest jedno wejście, a potem rozdzielają się na dwa pomieszczenia. Ja akurat miałem pokój obok Cristiano. Pierwszego dnia trenowaliśmy rano, potem był obiad i chwila odpoczynku przed popołudniowym treningiem. Ten zaczynał się o czwartej lub piątej, a ja już o drugiej trzydzieści słyszałem, jak ktoś trzaska drzwiami. Powtarzało się to dzień po dniu, aż trzeciego dnia postanowiłem sprawdzić, co się dzieje. Wyszedłem i widzę Cristiano, jak zajada gruszkę i mówi: „Idę na siłownię, idziesz ze mną?” [śmiech]. A ja: „Jak to…?” [śmiech]. I już wtedy było jasne, czego chce. Ludzie mogą mówić, że to szczęście, ale nie, to ciężka praca i wielkie poświęcenie. I tak właśnie zaczęła się nasza relacja.
Po raz pierwszy zmierzyliście się ze sobą w sezonie 2002/2003, dwie wygrane Sportingu nad Marítimo. Ty byłeś na boisku, on wtedy nie strzelił gola. Pamiętasz, jakie trudności ci sprawiał?
Tak, on dopiero zaczynał, a ja miałem już za sobą kilka sezonów w Marítimo. Był sensacją ligi, wszyscy chcieli zobaczyć go w akcji – miał w sobie młodzieńczą zadziorność, pewność siebie w pojedynkach i siłę, jak na swój wiek. Był silnym zawodnikiem, ale jednocześnie niezwykle technicznym. Wyróżniał się na tle innych, bo łączył te dwa elementy. Był też niesamowicie szybki. Wystarczy spojrzeć na jego pierwszego gola dla Sportingu przeciwko Moreirense – ten gol pokazuje wszystko: siłę i technikę, którą już wtedy miał.
Ty zostałeś w Portugalii, on wyjechał do Manchesteru United, a potem spotkaliście się w Realu Madryt. Byłeś tam już, gdy on dołączył. Jak wspominasz jego przybycie?
Tak, już wcześniej rozmawialiśmy. Spotkaliśmy się w reprezentacji przed jego transferem do Realu i wymienialiśmy się pytaniami: „Jak jest w klubie?”, „Czy Real Madryt to rzeczywiście coś tak wielkiego?”. Ja też pytałem go o Manchester United, bo bardzo lubiłem ten klub, zwłaszcza przez Ferdinanda – podziwiałem jego styl gry. Więc kiedy Cristiano trafił do Realu, wszystko poszło łatwo. Byłem tam już dwa lata, znałem miasto, klub i sposób jego funkcjonowania. W pewnym sensie mogłem mu pomóc, wyjaśniając, jak tu się pracuje i myśli o futbolu.
Spędziliście razem osiem sezonów w Madrycie. Na pewno masz mnóstwo wspomnień – tych dobrych i tych mniej przyjemnych. Osiem lat to kawał czasu…
Mam jedno wspomnienie z Cristiano, które nigdy nie wyleci mi z głowy. Choć w pewnym sensie straciłem wtedy pamięć – urwał mi się fragment tego meczu. To było w pierwszej kolejce ligi przeciwko Valencii. Dostałem mocne uderzenie od Ikera Casillasa, rozciąłem głowę i trafiłem do szpitala. Wszedłem na boisko pięć minut przed przerwą, ale po tym zderzeniu już nic nie pamiętam. Następnego dnia obudziłem się w szpitalu, wciąż w stroju Realu Madryt, przypięty pasami do łóżka. Dopiero wtedy zacząłem pytać rodzinę, co się stało. Moja żona, która była pięć dni przed porodem naszej najstarszej córki, Angeli, powiedziała mi, że Cristiano odwiedził mnie w szpitalu. I to właśnie zobaczyłem w wiadomościach.
I nawet tego nie zauważyłeś?
Nawet tego nie zauważyłem! A potem oczywiście była tam moja mama, też zaniepokojona, bo przyjechała zobaczyć narodziny mojej córki, razem z moim tatą. Cristiano spędził w szpitalu praktycznie całą noc, wspierając moją rodzinę. Nie mnie, bo ja byłem w pokoju, ale był tam, dodając otuchy i swoimi komentarzami tylko potwierdził, jaką mamy relację i jak wiele dla siebie znaczymy.
Mieliście wspólne życie towarzyskie w Madrycie? Gotowałeś dla niego albo on dla ciebie?
[śmiech] Nie, tego nie było! Częściej było tak, że to ja wpadałem do niego, bo często mnie zapraszał. Jedliśmy kolację u niego w domu albo czasem wychodziliśmy gdzieś razem, a potem wracaliśmy do niego [śmiech].
Czy trudno było odejść do Beşiktaşu? Po ośmiu latach on został w Madrycie, a ty wyjechałeś.
Często o tym rozmawialiśmy i on namawiał mnie, żebym został w Realu Madryt. Ale ja czułem, że mój czas w klubie już dobiegł końca. Dziesięć lat ogromnych wymagań, wiele poświęceń, mnóstwo wyrzeczeń. Starałem się mu wytłumaczyć, że nie chodziło o pieniądze, ale o trudności, z jakimi się wtedy zmagałem. A on mówił: „Jeśli to kwestia pieniędzy, to ja się zrzeknę części swojej pensji, żebyś został!”. Odpowiedziałem, że to nie o to chodzi, że na szczęście nie mam takiego problemu, tylko że potrzebuję czegoś innego. Chciałem znowu poczuć futbol, dlatego wybrałem Turcję.
Do reprezentacji dołączyłeś w 2007 roku, a Ronaldo rok później został kapitanem. Nie zawsze był postrzegany jako jednoznacznie pozytywna postać w tej roli. Zdarzało mu się schodzić z boiska przed czasem, zostawiać kolegów, bardzo źle znosić porażki. Wiadomo, że nikt nie lubi przegrywać, ale on w szczególności. Jak sobie radzić z tą jego impulsywnością i brakiem spokoju?
Ludzie muszą zrozumieć, że Cristiano to ktoś, kto niesamowicie ciężko pracuje i wiele poświęca. Rezygnuje z czasu spędzanego z dziećmi, z żoną, z rodziną, żeby skupić się na piłce. Kiedy wynik nie jest taki, jakiego się oczekuje, a wkłada się w to wszystko, co się ma, to naturalne, że pojawia się frustracja.
Tak.
Kiedy coś nie wychodzi, reakcje są spontaniczne, nieprzemyślane. To część jego charakteru, a także poziomu wymagań, które stawia sobie i drużynie.
Finał EURO 2016 w Paryżu był dla was obu największym momentem kariery?
Tak, zdecydowanie. On rozegrał mnóstwo finałów. W jednym z nich, jeśli dobrze pamiętam, w 2016 roku w Mediolanie, siedzieliśmy przy obiedzie – myślę, że on nawet sam o tym opowiadał publicznie – i nagle powiedział: „Nie mogę nic przełknąć” [śmiech]. Przy stole byliśmy ja, Marcelo i kilku innych zawodników, spojrzeliśmy po sobie i pomyśleliśmy: „Skoro on tak się stresuje, to co dopiero my?” [śmiech]. Więc zaczęliśmy mu mówić: „Cris, skoro ty jesteś tak zdenerwowany, to co z nami? Jak my mamy w ogóle zagrać ten mecz?”. A on na to: „E tam, to tylko na początku”. Nie mógł jeść przed finałem. Wyobraź sobie, jakie to było napięcie. Ludzie chyba nie zdają sobie sprawy z tej odpowiedzialności. On czuł ogromną presję, bo był twarzą Realu Madryt, a finał był przeciwko Atlético. Poza tym mieliśmy w sobie tę potrzebę zdobycia tytułu dla Portugalii. Uważaliśmy, że zasługujemy na to trofeum, a on w szczególności.
Hmm, hmm.
Był symbolem Realu Madryt i symbolem Portugalii. Ludzie pokładali w nas ogromne nadzieje, ale szczególnie w nim. Zdobyliśmy Ligę Mistrzów, a potem zostaliśmy mistrzami Europy. Kiedy wygraliśmy, to było ogromne uczucie ulgi. Po turnieju rozmawialiśmy o tym, jak bardzo byliśmy spięci. Cristiano doznał wtedy kontuzji i wydawało się, jakby nawet powrót do zdrowia szedł mu opornie, bo tak się rozluźnił. My wszyscy poczuliśmy ulgę po tamtej finale. Osiągnęliśmy nasz cel.
Oczekiwania wobec reprezentacji mocno wzrosły. Przyszła Liga Narodów i Portugalia wygrała. Potem na Mundialu w 2022 roku w Katarze wydarzyła się sytuacja z Cristiano i Fernando Santosem, kiedy został zmieniony w meczu z Koreą. W kolejnym spotkaniu przeciwko Maroku nie wyszedł w pierwszym składzie. Byłeś na boisku w obu tych meczach. Jak sobie z tym poradziłeś i jak on to przyjął?
Wewnątrz drużyny Cristiano zawsze zachowywał się bardzo profesjonalnie, nigdy nie podważał jedności zespołu. W mediach dużo się o tym mówiło i my nie byliśmy na to obojętni, te informacje docierały do każdego z nas. Oczywiście nikt nie lubi siadać na ławce. Jeszcze pół roku wcześniej trenowałem po to, żeby grać, robiłem wszystko, żeby być na boisku. Jeśli byłem pomijany, nie byłem z tego zadowolony i myślę, że Cristiano czuł dokładnie to samo. Kiedy grasz dla reprezentacji, chcesz dać z siebie wszystko. Nie robisz tego dla garstki kibiców, ale dla całego kraju, chcesz sprawić radość ludziom. Myślę, że dla Cristiano to było bardziej przykre właśnie z tego powodu niż z jakiegokolwiek innego. Potem pojawiały się spekulacje na temat jego relacji z Fernando Santosem, czy była dobra, czy zła. Ale to już zostaje między nimi.
Byłem w Hamburgu, kiedy po porażce z Francją w rzutach karnych objąłeś Cristiano po końcowym gwizdku, po odpadnięciu Portugalii. Czułeś, że to wasz ostatni uścisk na boisku?
Tak, czułem…
Trudno ci o tym mówić.
Trochę tak, bo nasze drogi biegły niemal równolegle. Przeżyliśmy wspólnie mnóstwo emocji, wiele rzeczy dzieliliśmy tylko między sobą.
Można to nazwać więzią.
Tak, to więź. Rozumieliśmy się na boisku, na treningach, w codziennym życiu.
Próbował cię odwieść od zakończenia kariery? Rozmawialiście o tym?
Nie, myślę, że doskonale wiedział, że to bardzo osobista decyzja. On mnie zna tak samo dobrze, jak ja jego. Oczywiście pojawiały się słowa: „Jeszcze trochę, jeszcze dasz radę”, zwłaszcza gdy myśleliśmy, że i jego ten moment kiedyś czeka. To smutne, bo przyzwyczailiśmy się do tego, że włączamy telewizor i widzimy go na boisku, jak gra, jak wpływa na mecze.
Uważasz, że dobrze zrobił, kontynuując karierę w Arabii Saudyjskiej?
Tak, myślę, że tak. W futbolu powinniśmy być tam, gdzie nas chcą i gdzie czujemy się doceniani. Często o tym rozmawialiśmy w szatni i widać, że Cristiano jest tam bardzo szczęśliwy.
Wyobrażasz go sobie na Mundialu w 2026 roku, mającego prawie 42 lata?
Tak, oczywiście! [śmiech] Wyobrażam sobie! Bardzo bym tego chciał.
W jakiej formie go tam widzisz?
Dopóki strzela gole, jego forma nie ma znaczenia [śmiech]. Cristiano to maszyna do zdobywania bramek. Każdy trener, mając w składzie takiego zawodnika, musi wiedzieć, że w każdej chwili może rozstrzygnąć mecz. Jeśli będzie zdrowy, skoncentrowany, dobrze wpasowany w system i szczęśliwy, a w Portugalii na pewno czuje wsparcie kibiców, to zawsze będzie dla nas ogromną wartością.
Jest jakaś historia o Cristiano, której ludzie nie znają, a którą chciałbyś się podzielić?
Mam ich mnóstwo [śmiech]. Muszę się zastanowić… To chyba oczywiste dla wszystkich, ale w Realu i w reprezentacji, gdy wracaliśmy z meczu czy podróży o drugiej, trzeciej nad ranem, większość piłkarzy szła od razu do łóżka. Cristiano zamiast tego robił swoją terapię w zimnej wodzie. Jeśli w pobliżu był masażysta albo fizjoterapeuta, prosił, żeby został jeszcze chwilę, żeby mógł popracować nad regeneracją. Poświęcał na to 20, 25 minut snu, ale to był jego sposób, żeby następnego dnia znów być gotowym do gry.
To właśnie go utrzymuje w formie?
To sprawia, że nadal jest oddany, skoncentrowany. Z wiekiem nie da się walczyć z czasem. My, piłkarze, nie możemy, nikt z ludzi nie może. Ale można trochę spowolnić ten proces.
Buduje wizerunek zawodnika idealnego, najlepszego we wszystkim, ale na pewno wiesz, w czym jest słaby.
[śmiech] W piłce nożnej?
W piłce albo poza nią. Ale skupmy się na futbolu – w czym mógłby być lepszy?
W czym mógłby być lepszy? Cóż, kiedy przegrywa, mógłby być dużo lepszy [śmiech]. Wiele osób mówi o tym, jak reaguje na porażki, ale to jego natura. Gdyby zmienił tę część siebie, straciłby swoją esencję. Jego złość po przegranej, to, że pierwszy schodzi z boiska, unosi ręce, gestykuluje – to wszystko jest częścią jego osobowości. Gdyby to stracił, straciłby radość z rywalizacji, z samego przebywania na boisku, z tego, że może spojrzeć przeciwnikowi w oczy i powiedzieć: „Jestem lepszy od niego i znajdę sposób, żeby go pokonać”.
Pepe, na koniec zostaje już tylko twoja wiadomość dla czterdziestoletniego Cristiano Ronaldo.
[śmiech] Spojrzę prosto w kamerę! Cris, chcę ci życzyć wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Niech te 40 lat przyniesie ci mnóstwo szczęścia, mądrości i przede wszystkim, niech pozwoli ci nadal być tym człowiekiem, którym jesteś – zawsze gotowym pomagać innym. My, a zwłaszcza ja, dobrze wiemy, jak wiele robisz dla innych. Życzę ci, abyś nadal był takim ojcem, mężem i przyjacielem, jakim jesteś dla swoich bliskich. Mocny uścisk, przyjacielu! [śmiech]
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze