Advertisement Advertisement
Menu
/ relevo.com

„To, co resztę ludzi niszczy, Real Madryt wskrzesza”

Poniższy tekst jest tłumaczeniem felietonu Enrique Ortego, obecnie redaktora Relevo z przeszłością w takich tytułach jak MARCA, ABC, AS, Mundo Deportivo czy El País oraz autora wielu książek traktujących o Realu Madryt, w tym biografii największych klubowych legend. Przedstawiamy spostrzeżenia dziennikarza.

Foto: „To, co resztę ludzi niszczy, Real Madryt wskrzesza”
Piłkarze Realu Madryt świętują gola Jude’a Bellinghama w meczu z Valencią. (fot. Getty Images)

Wiara Realu Madryt w zwycięstwo i w samego siebie jest nieskończona. Niepoliczalna. Nieograniczona. Niepojęta. Czasami Real Madryt nie wydaje się drużyną z tego świata. Wydaje się, jakby pochodził z innej galaktyki, w której to, co nadzwyczajne, staje się normalne. Mestalla przeżyła najnowszy rozdział tej epickiej historii. Historii, która uczyniła ten klub wyjątkowym, z zawodnikami dziedziczącymi nadzieję i wiarę w siebie z dekady na dekadę, z wieku na wieku.

Jego gra w wielu przypadkach nie jest zachwycająca, jak nie była w starciu z Valencią, z pierwszymi trzydziestoma minutami dalekimi od ideału i drugą połową, w której serce przeważyło nad rozumem. Ale właśnie na tym polega wielkość Realu Madryt. Posiadanie wszelkich możliwych środków, by wyciągnąć maksimum nawet z pozornie wyczerpanych zasobów. To, co zniszczyłoby każdy normalny zespół i skłoniłoby go do definitywnego poddania się, Królewscy wykorzystali, by odrodzić się i kontynuować pisanie historii. Wykluczenie Viníciusa zmotywowało jego kolegów. Wydobyło z nich to, co najlepsze, mimo że chwilami wyglądało na to, że dali się ponieść sytuacji: grając w osłabieniu, przegrywali na 20 minut przed końcem spotkania.

Brazylijczyk, prawdopodobnie najlepszy gracz na boisku aż do momentu otrzymania czerwonej kartki, ponownie zrobił swoim kompanom psikusa. Nic dziwnego, że podziękował im po końcowym gwizdku. Jako recydywista Vinícius nie może żyć w nieustannej skrusze i żalu. Nie może również szukać wiecznego usprawiedliwienia w tym, jak dobrym jest piłkarzem. Należy powtórzyć raz jeszcze, że ktoś w klubie powinien postawić mu ostateczne ultimatum.

Poza tym, był to mecz maksymalnego napięcia. Valencia wykrwawiała się na śmierć, ale przez 30 minut tylko raz potrafiła wykorzystać defensywną ospałość rywala, by koniec końców opuścić gardę, gdy podopieczni Carlo Ancelottiego wrzucili wyższy bieg. We współczesnym futbolu nie można bronić się z trzema lub czterema zawodnikami mniej, nawet przeciwko ostatniej ekipie w tabeli, bo zostaniesz skarcony. Tak, jak robili to Foulquier i Rioja, atakując skrzydłami w pierwszej odsłonie.

Ancelotti, jeśli dalej chce grać z czterema piłkarzami przed linią piłki, musi znaleźć sposób na zrównoważenie bloku defensywnego. Bycie obrońcą Realu Madryt zaczyna być ryzykownym zawodem. Tak sam jak bycie atakującym jest niebywałym luksusem. Prędzej czy później zawsze znajdzie się ktoś, kto finalnie odkupi winy wszystkich pozostałych. Czy to Bellingham, czy Modrić – jak w tym przypadku – czy Mbappé, Vinícius lub Rodrygo przy innych okazjach.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!