Zamorano: Valdano przyznał, że się co do mnie pomylił
Iván Zamorano po latach wraca do Hiszpanii. Tym razem w roli komentatora Movistar i ambasadora La Ligi. W wywiadzie dla dziennika AS opowiedział o swoim obecnym życiu, powspominał lata spędzone w Realu Madryt i spojrzał w kierunku jutrzejszych Derbów Madrytu.
Iván Zamorano. (fot. Getty Images)
Skąd ten powrót do Hiszpanii po tylu latach?
Wszystko wyniknęło z powodów rodzinnych i po wywiadzie, jaki miałem przeprowadzić z Javierem Tebasem na moim kanale. Powiedział mi, że byłby zainteresowany tym, abym został ambasadorem La Ligi na poziomie międzynarodowym. Omówiłem to z rodziną i po tym, jak skontaktowali się ze mną z Movistar w temacie komentowania meczów La Ligi, ruszyliśmy do Hiszpanii, mojego drugiego domu.
Ma już pan za sobą kilka skomentowanych meczów Realu Madryt razem z Carlosem Martínezem. Będą na pana rozkładzie jeszcze jakieś inne drużyny?
Również Sevilla. To ciekawe, że Carlos Martínez był komentatorem, gdy ja jeszcze grałem, a teraz jestem u jego boku.
Karierę zakończył pan ponad 20 lat temu. Niedawno można było usłyszeć, jak mówi pan, że futbol bardzo się zmienił. W czym?
Futbol, który grałem tutaj w Hiszpanii razem z Valdano w Realu Madryt czy z Cantatore w Sevilli, był bardzo atrakcyjny. Teraz jest dużo bardziej fizyczny i jeśli nie jesteś odpowiednio przygotowany, to nie możesz grać. Ponadto zmieniło się również otoczenie – pasja jest ta sama, ale atmosfera na stadionach jest inna. Ponadto to wszystko związane z kwestiami reklamowymi i ekonomicznymi nie ma nic wspólnego z tym, co było za czasów mojej gry. Teraz kluby inwestują dużo więcej w kapitał ludzki i te miliony są ogromne.
Jaka byłaby wartość Ivána Zamorano w tym obecnym futbolu?
Ja zawsze byłem uprzywilejowany pod względem fizycznym, dlatego w tych czasach byłbym dużo lepszym piłkarzem. Nie wiem, ile bym kosztował, ponieważ nie ma już typowych środkowych napastników. Ludzie pamiętają mnie nie tylko z goli, ale również z tego, jak waleczny byłem, nie spisywałem żadnej piłki na straty i zostawiałem duszę na boisku. Chciałbym móc zagrać w tej epoce.
Ta pozycja typowej dziewiątki jest zatracana?
Tak, jest na wymarciu. Nie ma już drużyn, które grają z takim zawodnikiem jak ja czy Hugo Sánchez, żyliśmy w polu karnym i cały czas mieliśmy na sobie uwagę defensywy. To prawda, że są tacy napastnicy jak Haaland, Lewandowski, Lukaku, Osimhen czy Sørloth, którzy przypominają ten typ piłkarza, ale oni grają w inny sposób niż napastnicy sprzed lat. Możliwe, że tym ostatnim tego typu był Falcao, który w tym roku przeszedł do Millonarios.
Mówi pan o innej atmosferze na stadionach. Rozumie pan to, przez co przechodzi Vinícius, ponieważ pan również słyszał wszystko na stadionach.
Uff, matko! „Sudaca” [wulgarne określenie Latynosa – przyp. red.], „Iván Zamorano, jesteś cyganem”… To jasne, że go rozumiem i to dla mnie świetne, że ma dość tego, co mówią. To niesprawiedliwe. Ponadto wielkim krokiem jest to, że ze strony La Ligi i Wymiaru Sprawiedliwości również podejmowane są działania przeciwko przemocy słownej w kierunku zawodników o innym kolorze skóry lub po prostu w kierunku obcokrajowców. Teraz panuje w tym temacie dużo większa wrażliwość, ale za moich czasów żyliśmy z tym, jak z czymś zupełnie normalnym. Jak ludzie mogli obniżyć ci morale? Obrażając cię. Mnie osobiście to nigdy nie dotykało. Ani Fernando Redondo, ani Freddy'ego Rincóna, ani Míchela, którzy słyszeli wszystko na swój temat. Skupialiśmy się na grze i nie myśleliśmy o tym, aby ścierać się z trybunami. Ostatecznie to jest problem wychowania. Nie wiem, jak można iść na stadion, aby kogoś obrażać zamiast po prostu cieszyć się futbolem.
Myśli pan, że wszystko to, z czym się musi mierzyć Vinícius, zwłaszcza w Hiszpanii, może mieć wpływ na jego grę?
Nie wiem. To wszystko, co się dzieje, na pewno go drażni, ale musi zrozumieć, że jest fundamentalnym zawodnikiem dla Realu Madryt i jestem przekonany, że nadejdzie moment, w którym nie będzie już przykładał do tego większej wagi. Im bardziej będzie skupiony na tym, aby robić różnicę w Realu Madryt, tym lepiej dla niego i dla drużyny.
Kontynuując temat Viníciusa. Myśli pan, że zdobędzie Złotą Piłkę?
Dla mnie to jeden z wielkich faworytów razem z Bellinghamem i oczywiście Carvajalem. Dani to prawdziwy lider zespołu i uwielbiam to wszystko, co robi. Ze względu na to i na to wszystko, co w tym roku wygrał, powinien być jednym z głównych kandydatów.
Jak ocenia pan początek Realu Madryt w tym sezonie?
Nie grają tak, jak jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Mieli tylko dobre momenty, ale jestem pewny, że gdy to wszystko już się ułoży, ponieważ jest nowy element w postaci Mbappé, to wskoczą na rytm, jakiego oczekuje się od Realu Madryt, mistrza La Ligi i Ligi Mistrzów. Mecze Realu Madryt są jak film Titanic. Wiesz, jak to się skończy… (śmiech)
Był pan zaskoczony definitywnym odejściem Kroosa?
Bardzo. Moją największą uwagę przykuwa jednak to, że teraz, gdy już go nie ma, widać, jak bardzo był ważny. Kroos jest nie do zastąpienia, ale pamiętajmy też, że niejednokrotnie spadała również na niego krytyka. Kwestionowało się jego kondycję fizyczną.
Brak Kroosa zakłóca sytuację Realu Madryt?
Na pewno, ale zamysł jest taki, aby nie myśleć już o Kroosie i nie rozpaczać za jego odejściem. Trzeba się przestawić i iść do przodu. Jego spuścizna jest niesamowita, ale im mniej będzie się o nim mówić, tym lepiej dla Realu Madryt.
Ancelotti wystawia Mbappé na dziewiątce, stosując wymienność pozycji z Viníciusem i Rodrygo. Uważa pan, że Mbappé i Vinícius mogą grać razem, będąc jednocześnie tak podobnymi?
Oczywiście. Wielcy piłkarze zawsze mogą grać razem. Ja grałem z Marcelo Salasem w reprezentacji Chile, a też byliśmy do siebie bardzo podobni. To prawda, że Mbappé nie jest dziewiątką, ale stanie się nią. Tak jak to było z Cristiano.
Początek w wykonaniu Barçy zwraca pana uwagę?
Jako madridista nie jestem tym zaniepokojony, ponieważ jestem pewny poziomu, jaki osiągnie Real Madryt razem z najlepszym trenerem na świecie, jakim jest Ancelotti. Zostało bardzo dużo. W poprzednim sezonie Real Madryt również rozpoczął w niezdecydowany sposób, a kto ostatecznie wygrał La Ligę i Ligę Mistrzów? No właśnie. Ale ogólnie podoba mi się Barça w tym sezonie. To dla mnie fantastyczne, jak ponownie wykorzystują potencjał La Masii, odpowiadając jednocześnie na potrzeby klubu związane z problemami finansowego fair play. Chłopaki stają na wysokości zadania, a to jest w tym kluczowe.
Przedstawił pan już swoje zdanie w tej kwestii, ale chciałbym, aby pan to nieco zgłębił – może nam pan przeanalizować postać Ancelottiego?
Dla mnie jest rewelacyjny – nie tylko jako trener, ale również jako człowiek. Ma wielką inteligencję dodatkowo popartą charakterem i doświadczeniem w tym, jak prowadzić tak skomplikowaną szatnię jak ta Realu Madryt. Wie, jakie są najlepsze rozwiązania na potrzeby zespołu. Ponadto chciałbym tutaj wyróżnić postać jego syna, Davide, u którego moim zdaniem nie do końca docenia się to, za co jest odpowiedzialny.
Dlaczego w Realu Madryt sukcesy odnoszą trenerzy bardziej polubowni niż ci z biczem?
Wszystko zależy od relacji pomiędzy zawodnikami a sztabem technicznym. Meczów nie wygrywa się tylko na boisku, ale również w szatni. Jeśli masz zjednoczoną grupę, która potrafi iść naprzód, to wszystko staje się bardziej sprzyjające. W futbolu są dwa fundamentalne czynniki – nastawienie bazujące na zaangażowaniu i filozofia argumentów piłkarskich.
W wielkich klubach jak właśnie Real Madryt zawsze się mówi, że bardzo trudno jest zarządzać tyloma ego.
Trenerzy jak Ancelotti, Zidane czy Del Bosque potrafili to robić i to właśnie na tym opiera się duża część ich sukcesu w Realu Madryt. To właśnie oni wygrywali Ligę Mistrzów najwięcej razy. Trzeba też odpowiednio zrelatywizować temat ego. Pamiętam, że gdy przechodziłem z Sevilli do Realu Madryt, wiele osób mi mówiło: „Uważaj na Quintę del Buitre, to oni kontrolują szatnię”. Nic bardziej odległego od prawdy. Butragueño to rewelacyjny gość, Míchel zawsze wszystkim bardzo pomagał, jak Martín Vázquez i Sanchís, którzy również są fantastycznymi ludźmi. Myślę, że w Realu Madryt nie powinno się mówić o ego, ale po prostu o grupie ludzi ze szczególnym charakterem. Mamy przykład Cristiano, którego zaangażowania nikt nigdy nie mógł podważyć i na boisku dawał z siebie wszystko dla kolegów.
Pan był w Realu Madryt cztery sezony. W tym trzecim sezonie był pan bohaterem pewnej historii o nieustępliwości z pięknym zakończeniem.
Trzeba przyznać, że znalazłem szansę w przeciwności. Gdy w 1994 roku do Realu Madryt przyszedł Valdano, przekazał mi, że na mnie nie liczy. Wezwał mnie do swojego biura i powiedział mi, żebym szukał sobie innej drużyny. Że jeśli zostanę, to będę piątym zagranicznym zawodnikiem i piątym napastnikiem. Taka informacja dla takiego napastnika jak ja była czymś ciężkim, w dwóch poprzednich sezonach zdobywałem tyle bramek…
Ale zapytał go pan, dlaczego na pana nie liczy?
On przyszedł do klubu z takim zamysłem, że trzeba sprowadzić Cantonę i Fernando Redondo. Ten drugi przyszedł.
Proszę kontynuować.
Wyszedłem z jego biura z przekonaniem, że zamierzam zostać i że zrobię wszystko, aby zdobyć sobie jego zaufanie. Powiedziałem mu to, ale Jorge postanowił zrobić z tego historyjkę medialną. Po wyjściu na ulicę zdałem sobie sprawę, że wiedzą już o tym wszyscy dziennikarze i na drugi dzień nagłówki gazet mówiły: „Zamorano, piąty obcokrajowiec”. Jak na to zareagowałem? Jeszcze bardziej się zmotywowałem. Zamiast iść z nim na wojnę, postawiłem na to, aby dalej udowadniać, jakim jestem walczakiem i ostatecznie zmieniłem jego zdanie.
Ile czasu to panu zajęło?
Niewiele. Pamiętam, że w trakcie pretemporady, gdy wchodziłem do samolotu w drodze do Nyonu, powiedział mi po pierwszym treningu: „Zawsze tak trenujesz, czy tylko jak nienawidzisz swojego trenera?”. Odpowiedziałem mu: „Zawsze”. Zareagował na to: „Cóż, wygląda na to, że będę musiał niektóre słowa odszczekać”. Ángel Cappa opowiedział mi później, że Valdano powiedział mu w szatni, że się pomylił. Gdy rozpoczęła się La Liga, to byłem już zawodnikiem pierwszego składu. Mam wspomnienia z tamtego etapu, gdy Valdano mawiał: „Zamorano jest moim socio” czy „Jeśli ktoś chce sobie wywalczyć koszulkę Realu Madryt, to musi pracować jak Zamorano”. Doceniałem to, ponieważ tak samo jak najpierw nagłośnił to, że nie chce mnie w Realu Madryt, tak później w taki sam sposób przyznał mediom, że się pomylił co do mnie. Dlatego też nasze relacje z napiętych stały się rewelacyjne.
Efektem tamtej historii były wygrana 5:0 z Barçą na Bernabéu, pański tytuł króla strzelców i zdobycie przez Real Madryt mistrzostwa Hiszpanii po passie czterech tytułów z rzędu w wykonaniu Dream Teamu Barcelony.
To było niezapomniane. I nie tylko dla mnie, gdyż tamtego dnia zdobyłem trzy bramki, ale dla całego madridismo. To jedna z najbardziej magicznych nocy, jakie miałem okazję przeżyć jako piłkarz.
W niedzielę derby na Metropolitano. Jak pan ocenia Atlético po ostatnich wzmocnieniach?
Dobrze znam Cholo, byliśmy kolegami w Interze. Zmienił Atlético z drużyny dyskretnej na niesamowicie konkurencyjną. Jeśli się nie mylę, to pracuje już tam dwanaście sezonów z rzędu. To niesamowite. Stworzył zwycięską ekipę z własną tożsamością. Szkoda jedynie, że jest w tym samym mieście i w tej samej lidze co Real Madryt. W tym sezonie Atleti ma niesamowitą kadrę, która ponownie będzie walczyć o wszystkie tytuły.
Jaka prognoza na mecz?
To będą atrakcyjne i wyrównane derby, jak zawsze. I to pomimo braku Mbappé. W poprzednim sezonie wygrało Atlético, ale myślę, że tym razem wygrają zawodnicy Ancelottiego. 2:1 po bramkach Bellinghama i Rodrygo.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze