To się jeszcze musi przegryźć
Real Madryt jest jak sałatka jarzynowa.
Antonio Rüdiger i Rodrygo Goes. (fot. Getty Images)
Przegryzanie się jest jednym z najbardziej tajemniczych zjawisk chemicznych, z jakimi ma na co dzień do czynienia przeciętny człowiek. Jedni twierdzą, że kiedy śpimy, do naszych lodówek zagląda Harry Potter i rzuca na sałatkę jarzynową zaklęcia, inni zaś szukają nieco bardziej logicznych wytłumaczeń. Choć nie mamy pojęcia, gdzie dokładnie leży prawda, to jednak wątpliwości nie ulega, że przed spożyciem niektórych wieloskładnikowych potraw, dla osiągnięcia pełni ich walorów smakowych trzeba jeszcze chwilę odczekać.
Proces ten zdaje się dotyczyć jednak nie tylko sałatek i wszelkiej maści surówek, lecz także piłki nożnej. Na pierwszy rzut oka wszystko w ekipie Królewskich z miejsca powinno hulać, jak należy, ale dotychczasowe mecze mimo to pokazują, że zwłaszcza jeśli majstruje się przy jednym z głównych składników i proporcjach, to czas przegryzania się może ulec wydłużeniu. Mając na uwadze odejście tak fundamentalnego ogniwa, jak Toni Kroos i przyjście Mbappé, można by chyba zresztą na upartego rzec, że Real Madryt w sezonie 2024/25 jest w gruncie rzeczy innym daniem niż to, jakiego kosztowaliśmy w poprzedniej kampanii. Jeśli jednak taki łasuch, jak Carlo Ancelotti twierdzi, że za moment wszystko powinno smakować tak, jak powinno, to nam zwyczajnie nie wypada mu w to nie wierzyć.
W minioną niedzielę wszystkie oczy zwrócone były w kierunku – cóż za niespodzianka – Kyliana Mbappé. Nie ma się zresztą czemu dziwić, ponieważ Francuz debiutował w końcu przed własną publicznością. Z Realem Valladolid na pierwszym planie znalazły się jednak dwa inne składniki królewskiej surówki, z czego jeden już doskonale znaliśmy, a drugi stanowił nowość w recepturze. Nie odważylibyśmy się z pewnością na stwierdzenie, że Brahim w każdym innym zespole miałby dziś niepodważalne miejsce w podstawowej jedenastce, ale też trudno oprzeć się wrażeniu, że tak efektowny i zarazem efektywny zawodnik ma olbrzymiego pecha, iż musi się zmagać z przekleństwem rywalizacji o skład z trójką nietykalnych graczy. Gol i asysta w ciągu 27 minut muszą robić wrażenie, nawet jeśli zdążyliśmy się już przyzwyczaić, że Díaz niezależnie od ilości czasu spędzonego na boisku niemal zawsze staje na wysokości zadania.
Endrick natomiast poniekąd utarł nosa Mbappé i z dnia Kyliana uczynił swój własny. W jego przypadku na wyobraźnię działa jednak nie tylko fakt, że tak młody piłkarz pomimo zaledwie 10 minut na boisku zdołał w debiucie strzelić gola. Sama specyfika tego trafienia również jest godna szczególnego docenienia. 18-latek przed wpisaniem się na listę strzelców musiał zrobić bowiem naprawdę sporo. Najpierw poradził sobie z dwoma rywalami, a następnie uderzył precyzyjnie słabszą nogą. O ile z domaganiem się dla Brazylijczyka Złotej Piłki jeszcze się wstrzymamy, o tyle przyznać trzeba, że początek tej historii zdecydowanie rozbudza apetyt na więcej.
Sama gra drużyny w poprzednim starciu pomimo zwycięstwa 3:0 nastraja nas jednak do tego, by wymagać więcej. Choć w porównaniu do potyczki na Son Moix lista pozytywów była siłą rzeczy znacznie dłuższa, to jednak wciąż do pełnego zadowolenia sporo brakuje. Dobre wejście w drugą połowę, pojedyncze błyski i czyste konto z beniaminkiem to cały czas za mało, nawet biorąc pod uwagę, że do wymagań względem zespołu podchodzimy z nieco chłodniejszymi głowami niż wielu kibiców.
Mimo wszystko jesteśmy pewni, że droga do osiągnięcia optymalnej formy jest znacznie krótsza niż na stadion naszego dzisiejszego rywala. Podopieczni Carlo Ancelottiego udają się bowiem na zdecydowanie najdalszy wyjazd w ligowym sezonie. Dość powiedzieć, że Gran Canaria geograficznie znajduje się mniej więcej na wysokości granicy między Marokiem i Saharą Zachodnią, a region położony jest już w innej strefie czasowej. Będziemy mieli więc do czynienia z wyjątkową sytuacją, w której w obrębie tego samego kraju mecz rozegrany zostanie jednocześnie o dwóch różnych godzinach. Co ciekawe, już na samym początku sezonu będziemy mieli też odhaczone oba wypady na hiszpańskie archipelagi.
Sam rywal, czyli ekipa Las Palmas, to natomiast 16. zespół poprzedniego sezonu. Utrzymanie Kanaryjczycy zapewnili sobie raczej dość spokojnie, ponieważ z wyjątkiem początku poprzedniej kampanii nie zaglądali w okolice strefy spadkowej. Więcej – w jego środkowej części przez dłuższy czas utrzymywali się w górnej połówce tabeli. Potem jednak przyszło… 14 kolejnych meczów bez zwycięstwa. Nawet tak paskudna seria nie była jednak w stanie zaprzepaścić wcześniej wypracowanej bardzo solidnej punktowej zaliczki. Nie doprowadziła też do zwolnienia trenera. Ten bowiem postanowił odejść sam. García Pimienta po awansie i utrzymaniu zespołu w La Lidze zakomunikował zarządowi, że dobił już w klubie do sufitu i chce spróbować sił gdzie indziej. Na jego pożegnalnej konferencji dziennikarze nagrodzili go zaś owacją.
Były już szkoleniowiec wrócił jednak na stare śmieci bardzo szybko, ponieważ już w pierwszej serii gier zawitał na Gran Canarię jako szkoleniowiec Sevilli. Starcie zakończyło się wynikiem 2:2. Z samą ekipą ze stolicy Andaluzji wiąże się również pewna kuriozalna anegdota z poprzedniego sezonu. Wówczas to 15 piłkarzy zasiedziało się w kawiarni na lotnisku, by następnie się na nim zgubić. W rezultacie niezbędne było wyczarterowanie kolejnego samolotu. Na inaugurację trwającej kampanii na szczęście byli gospodarzami. W drugiej z dotychczasowych potyczek zespół Luisa Miguela Carriona zagrał z kolei z Leganés. Ze starcia obronną ręką wyszedł beniaminek, który zwyciężył 2:1. Start bieżących rozgrywek nie należy więc w wykonaniu Las Palmas do udanych, a gdyby sporządzić zbiorcze podsumowanie, wychodzi na to, że drużyna ostatnie zwycięstwo w La Lidze odniosła w święto Gdyni, czyli 10 lutego.
Real Madryt znajduje się w dość nietypowym położeniu. Z jednej strony rozsądny kibic zdaje sobie sprawę, że przez jeszcze przynajmniej kilka chwil trzeba być wobec zespołu cierpliwym, z drugiej natomiast absolutnie nie można pozwolić sobie na stratę punktów i robienie pleców już na początku. Zwłaszcza że przedwczoraj Barcelona w starciu z Rayo przyklepała trzecią wygraną. Wierzymy, że każdy kolejny mecz będzie zbliżał nas do perfekcyjnie funkcjonującego Realu oraz że po drodze nawet ta jeszcze wciąż nie do końca nastrojona wersja okaże się wystarczająca, by sytuacja w tabeli nie zmuszała nas do szaleńczych pościgów za liderem tuż po wyjściu z bloku startowego.
***
Mecz z Las Palmas rozpocznie się dzisiaj o godzinie 21:30, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Eleven Sports 1 w serwisie CANAL+ Online.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze