Nie wszystko stracone
Jeszcze można coś z tego sezonu wycisnąć. Naprawdę.
Gra dla Realu Madryt jest wielką odpowiedzialnością. Niektórzy nawet przez nią siwieją, jak choćby Fede Valverde. (fot. Getty Images)
„DOBRA PANOWIE, NIC SIĘ NIE STAŁO. TO DOPIERO POCZĄTEK SEZONU I JESZCZE MOŻEMY OSIĄGNĄĆ NASZ CEL. ALE ŻEBY NAM SIĘ UDAŁO, MUSICIE WALCZYĆ, GRYŹĆ TRAWĘ I DAWAĆ Z SIEBIE STO DZIESIĘĆ PROCENT, JASNE?. W NIEDZIELĘ PRZYJEŻDŻAJĄ BRUDNE PAZURY Z VALLADOLIDU I NIE MA TAKIEJ OPCJI, ŻE KTÓRYŚ Z WAS ODPUSZCZA. JAK KTOŚ MA WĄTPLIWOŚCI I BOI SIĘ, ŻE NIE DA RADY, MOŻE POPROSIĆ TRENERA, ŻEBY GO NIE WYSTAWIAŁ I ZMIENIĆ PIELUCHĘ ALBO ROZWIĄZAĆ KONTRAKT I PÓJŚĆ SOBIE DO PSG. ROZUMIEMY SIĘ? GŁOWY DO GÓRY I CHODŹCIE TU RAZEM DO KÓŁECZKA.
UNO, DOS, TRES…
¡HALA MADRID!”
Cóż, piłkarze Realu Madryt mają szczęście, że nie występują na co dzień na polskim podwórku, dzięki czemu po meczu z Mallorcą udało im się uniknąć motywacyjnego spotkania z kibicami, po którym z dużą dozą prawdopodobieństwa moglibyśmy się już żegnać z mistrzostwem. Rozczarowanie wynikiem na Son Moix na inaugurację było w pełni zrozumiałe. Sami celowo zresztą nieco podpompowaliśmy ostatnio balonik (choć jeśli ktoś doczytał poprzednią zapowiedź do końca, mógł się zorientować, że zostawiliśmy sobie pewien dupochron), ponieważ raczej nie spodziewaliśmy się, że pierwsza podróż z nieba do piekła spotka nas tak szybko.
Choć przyczyn wpadki na Balearach można doszukiwać się poprzez analizę najróżniejszych detali, tego typu robotę wolimy zostawić sztabowi szkoleniowemu. My wolimy po prostu wyjść z założenia, że nieraz tak już po prostu się dzieje. Jak dziesięciu graczy okopie się w okolicach pola karnego, a rywal ma jeszcze do tego jakiegoś dobrego główkarza na stałe fragmenty, to czasami nie ma siły i już. Można sobie co najwyżej chwilę ponarzekać, że zabrakło nam takiego Joselu, a potem żyć dalej. W jakiś sposób mogłoby nam nawet poniekąd schlebiać, że większość przeciwników zwyczajnie boi się iść z nami na otwartą wymianę ciosów. To świadczy wyłącznie o naszej sile. Sile, którą częściej udaje, niż nie udaje nam się udokumentować.
Żeby te lekko przegrzane głowy nam nie wybuchły i byśmy już po drugiej kolejce nie musieli mówić o kryzysie tysiąclecia oraz Mbappé do sprzedania, póki jeszcze idzie na nim coś zarobić, dzisiaj trzeba koniecznie wygrać z Realem Valladolid. Królewscy rozegrają u siebie pierwszy mecz od końcówki maja, a w starciu z beniaminkiem inny scenariusz niż zwycięstwo nie wchodzi po prostu w rachubę. Braki kadrowe w tym przypadku nie stanowią żadnej wymówki, jakkolwiek kluczowymi zawodnikami są dla nas Ferland Mendy i Jude Bellingham. O ile w przypadku Francuza niemal w stu procentach pewny wydaje się występ od początku Frana Garcíi, o tyle uraz Jude'a zostawia już nieco więcej pola do spekulacji. Nie spodziewamy się jednak, by Ancelotti zaskoczył nas obecnością w wyjściowym składzie Gülera, czy tym bardziej Ceballosa i po prostu postawi na Modricia.
Jeśli chodzi o Real Valladolid, nie będziemy nikogo oszukiwać, że bacznie śledziliśmy poczynania tej drużyny w Segundzie, nawet jeśli jej właścicielem jest kochany przez wszystkich Ronaldo. Nie zmienia to faktu, że nawet u nas w kraju znajdziemy kibiców ekipy z miasta będącego kolebką najczystszej kastylijskiej mowy. Dla spragnionych szczegółowej wiedzy o Realu Valladolid polecamy więc lekturę wywiadu z Mateuszem Kamińskim. W ramach paru słów od siebie napiszemy natomiast, że zmierzymy się dziś z beniaminkiem, który wraca na najwyższy szczebel rozgrywkowy po rocznym rozbracie z elitą, a awans zapewnił sobie bezpośrednio, zajmując na koniec poprzedniej kampanii drugie miejsce.
Choć utrzymanie w sezonie 2022/23 wydawało się już w zasięgu ręki, to jednak nawet pięć punktów uzbieranych w trzech ostatnich kolejkach nie pozwoliło urwać się ze stryczka. Spod topora w niesamowitych okolicznościach uciekła natomiast wówczas Almería, która choć przegrywała z Espanyolem w ostatniej kolejce już 0:3, to ostatecznie na parę minut przed końcem strzeliła gola na 3:3 z rzutu karnego. Tym samym Andaluzyjczycy pogrążyli i Papużki, i Real Valladolid, by jednym punktem utrzymać się w Primera División. Zakładamy, że fani Espanyolu i Valladolidu musieli mieć nie lada satysfakcję po spadku Almeríi i jednoczesnym awansie swoich ulubieńców. Kolejny dowód na to, że piłka bywa przewrotna.
Do starcia obu tegorocznych beniaminków doszło już zresztą w pierwszej serii gier. Lepsi okazali się nasi dzisiejsi rywale, którzy wygrali z Espanyolem 1:0 po golu Moro. Żeby podsycić panujący w naszych szeregach dramatyzm i rzecz jasna z czystego dziennikarskiego obowiązku, musimy więc podkreślić, że przed starciem na Santiago Bernabéu Valladolid jest tym samym wyżej sklasyfikowany w tabeli niż dzisiejsi gospodarze. Takie są po prostu fakty. Co prawda zmanipulowane, ale wciąż fakty.
Po nieudanej inauguracji liczymy na to, że spędzimy dziś miłe późne niedzielne popołudnie. Śmiemy twierdzić, że lepszej okazji na rozkręcenie machiny niż domowe starcie z beniaminkiem może w najbliższym czasie nie być. Choć duch remontady nie jest nam obcy, to jednak – mówiąc wprost – nie róbmy dziś jaj i nawet jeśli sezon jest długi, to nie wtykajmy sobie kija w szprychy już na samym starcie rozgrywek. W przeciwnym razie wzrośnie ryzyko, że sytuacja z początku tekstu któregoś dnia być może wydarzy się naprawdę.
Na sam koniec jeszcze jedna z największych tajemnic starć Realu Madryt z Valladolidem (autor przysięga, że nie ma w tym momencie zamiaru nikogo się czepiać i nikomu umniejszać). Jakim cudem ten gol nigdy nie został uznany jako samobój? Jeśli macie jakieś wytłumaczenie, chętnie się z nim zapoznamy.
***
Mecz z Realem Valladolid rozpocznie się dzisiaj o godzinie 17:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale CANAL+ Sport 2 w serwisie CANAL+ Online.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze