Real B też zrobił swoje

Jutro rano nie będziemy pamiętać tego meczu i wcale nie dlatego, że zamierzamy teraz aż tak mocno świętować. W San Sebastián po prostu nie działo się dziś zbyt wiele.

Carlo Ancelotti wystawił mnóstwo zawodników, którzy nie zaczynali lub nie są obecnie pierwszymi wyborami. Z podstawowej jedenastki postawił jedynie na Daniego Carvajala i Auréliena Tchouaméniego, a tę dwójkę obudował innymi graczami. Już widząc wyjściowe zestawienie, trudno było oczekiwać spektakularnego futbolu, ale pierwsze 20 minut było z perspektywy Królewskich do bólu przeciętne.

W ofensywie Los Blancos nie istnieli, w obronie jakoś się udawało. Real Sociedad grał lepiej, ale mimo wszystko Kepa Arrizabalaga nie miał rąk pełnych roboty. Kilka szybszych akcji, jedna czy dwie groźne wrzutki, ale poza tym atmosfera pikniku, jedynie pogoda się nie zgadzała.

Zgadzało się to, że na Real Madryt zawsze trzeba uważać. Nawet jak zaatakujesz, przyciśniesz, skontrolujesz, to nie możesz stracić go z pola widzenia, zwłaszcza gdy może zagrać taką akcję: ze środka na skrzydło, ze skrzydła w pole karne, z pola karnego do bramki. Przepis na gola, jedyną akcję Królewskich godną uznania, był bardzo prosty.

Ta jedna akcja i dość mądra postawa w obronie dały dziś liderowi trzy punkty. Prawdopodobnie obu drużynom dziś nie za bardzo się chciało. Carlo Ancelotti miał już w głowie Bayern Monachium, a Real Sociedad… no tutaj wytłumaczenia nie ma. Był widocznie zbyt słaby. Zatem lepszy ograł gorszego, a my za kilka dni o tym meczu zamierzamy całkowicie zapomnieć.

Real Sociedad – Real Madryt 0:1 (0:1)
0:1 Arda Güler 29' (asysta: Carvajal)

Real Sociedad: Remiro; Odriozola (76' Elustondo), Zubeldia, Le Normand (89' Silva), Galán; Zubimendi, Merino, Turrientes (67' Zacharian); Kubo, Barrenetxea (76' Becker), Oyarzabal
Real Madryt: Kepa; Carvajal, Militão, Nacho, Fran García (76' Camavinga); Tchouaméni, Ceballos (68' Valverde), Modrić (84' Lucas); Arda Güler (68' Vinícius), Brahim (76' Rüdiger), Joselu