Advertisement
Menu

Tak musi być

A co to za różnica?

Foto: Tak musi być
Vinícius, Carvajal, Rodrygo i Nacho. (fot. Getty Images)

Dla każdego pierwszoroczniaka w Hogwarcie kluczowym wydarzeniem przed rozpoczęciem nauki w szkole magii i czarodziejstwa była ceremonia przydziału do jednego z czterech domów. Do każdego z nich przypisywano uczniów, którzy w zamyśle mieli wyróżniać się konkretnymi cechami. Dla Gryffindoru była to między innymi szlachetność i odwaga, dla Slytherinu ambicja, spryt i pewność siebie, dla Ravenclowu mądrość, kreatywność i oryginalność, a z Hufflepuffu prawie wszyscy się śmiali (reszta zwyczajnie współczuła). 

Kiedy czarodziejski kapelusz dokonujący tej niedopuszczalnej w świecie poprawności politycznej segregacji założył Harry Potter, po jego głowie krążyła tylko jedna myśl: byle nie do Slytherinu. Tiara co prawda starała się jeszcze wyperswadować chłopcowi, który przeżył, że Slytherin znacznie ułatwi mu osiągnięcie wielkości, do jakiej był przecież stworzony. Pominęła przy tym fakt, że dom ten wypuścił w świat całą masę szumowin zatruwających życie porządnym czarodziejom. Koniec końców przychyliła się jednak do prośby samego zainteresowanego i przydzieliła go do Gryffindoru. 

* * *

Dla każdego zespołu występującego w fazie pucharowej Ligi Mistrzów kluczowym wydarzeniem przed kontynuacją zmagań w najbardziej elitarnych rozgrywkach Starego Kontynentu jest ceremonia losowania. Do każdego zespołu przypisuje się rywala, który w zamyśle stanowić może łatwiejsze lub trudniejsze wyzwanie. 

Kiedy John Obi Mikel wyciągnął czarodziejską kulkę, w środku której tkwiła karteczka z napisem „Real Madrid”, po głowach większości fanów Królewskich krążyła tylko jedna myśl: byle nie Manchester City. Były piłkarz Chelsea nie starał się im niczego perswadować, ponieważ to nie on był czarodziejski, lecz kulki. A te mimo całej swej magicznej mocy nie umiały mówić. Nie były też aż tak wyrozumiałe, jak kapelusz z Harrego Pottera. W lakonicznym komunikacie spisanym na małym skrawku papieru zakomunikowały więc, że to nie koncert życzeń. Zagracie z Manchesterem City. Zresztą nikt nie chciał z nim grać, a przecież ktoś musiał. Kulki przy okazji nie mogły jeszcze powstrzymać się od drobnej złośliwości i nakazały Realowi rozegrać pierwszy mecz u siebie. 

Harry'emu Potterowi się upiekło, Realowi Madryt nie. Czy jednak w gruncie rzeczy w tej najważniejszej kwestii różnica jest aż tak znacząca? Jakkolwiek patrzeć, niezależnie od domu, do jakiego trafiłby czarodziej, w chwili prawdy i tak musiałby się zmierzyć Lordem Voldemortem. Królewscy natomiast w drodze do sięgnięcia po 15. Puchar Europy także z dużą dozą prawdopodobieństwa w końcu pewnie trafiliby na Manchester City. A nawet jeśli nie, to spotkaliby się z kimś, kto wcześniej musiał się od niego okazać lepszy w dwumeczu. Czyli najpewniej i tak z deszczu pod rynnę. Choć zawsze lepiej z Manchesterem City lepiej nie zagrać, niż zagrać, to jednak w trakcie wędrówki po najcenniejszy europejski laur trzeba liczyć się z tym, że szanse konfrontacji z Obywatelami są raczej większe niż mniejsze. 

City to niewątpliwie jedna z najlepszych drużyn w Europie. Oficjalnie nawet najlepsza, ponieważ mowa o triumfatorze poprzedniej edycji Champions League. Jeśli jednak ktoś zamierza przy okazji starć z ekipą Pepa Guardioli mówić o pojedynku Dawida z Goliatem, to albo nie za bardzo zna kontekst tej biblijnej opowieści, albo po prostu nie pojmuje wielkości Realu Madryt. Wielkości, która nie wynika przecież z żadnej manii i poczucia wyższości, lecz ze zwykłych faktów i to wcale nie tych, które odnoszą się do zamierzchłej historii z epoki imperialnej Stali Mielec. 

Trudno oczywiście nie pamiętać katastrofalnego rewanżu na Etihad Stadium z zeszłego sezonu. Królewscy zebrali łomot, który rzecz jasna nie przystoi. Spotkanie to jednak z perspektywy czasu dowiodło dwóch rzeczy. Po pierwsze pokazało, że traumatyczne wspomnienia można przekuć w coś konstruktywnego. Guardiola w rozmowach z mediami po awansie do finału jasno przyznał, że odpadnięcie rok wcześniej po niesłychanym wyczynie Rodrygo stanowiło wyłącznie dodatkową motywację ku temu, by tym razem udowodnić swą przewagę. Po drugie zaś, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, mogliśmy przekonać się, że strach ma wielkie oczy. Odnosimy się tu jednak wyłącznie do obaw przed tym, jaką krzywdę może wyrządzić nam Erling Haaland. Norweg tymczasem w pierwszym meczu został schowany do kieszeni przez Rüdigera, w rewanżu zaś dzieła zniszczenia dokonali w zasadzie wszyscy oprócz niego. 

Przewidywanie jakichkolwiek scenariuszy na podstawie minionych doświadczeń jest więc pozbawione większego sensu. Żaden Dawid i żaden Goliat. Dziś będziemy po prostu świadkami starcia dwóch wielkich zespołów. Triumfatora poprzedniej edycji z rekordzistą rozgrywek i zwycięzcą jeszcze wcześniejszej edycji. Snucie wizji, że Haaland zeżre stoperów i popije ich krwią dzikiej zwierzyny lub wychodzenie z założenia, że Vinícius okiwa wszystkich na boisku, minie bramkarza, cofnie się, minie go jeszcze raz i dopiero strzeli gola, jest dość naiwne. Oczywiście obie drużyny mają piłkarzy, którzy naturalną koleją rzeczy są w stanie wpłynąć na mecz w nieco większym stopniu. Mimo wszystko zdążyliśmy już przekonać się o tym, że w tego typu potyczkach główna siła obu ekip może objawić się w sposób, który był absolutnie nie do przewidzenia. 

Do niczego nie prowadzi także zastanawianie się nad tym, czy nie lepiej byłoby zmierzyć się z City później lub liczyć na to, że ktoś wykopie ich z rozgrywek za nas. Równie dobrze moglibyśmy dywagować na temat tego, czy Harry Potter w Slytherinie rzeczywiście miałby krótszą drogę do osiągnięcia wielkości. A może jednak mimo trudnych początków zakumplowałby się z Malfoyem i palił z nim papierosy w szkolnej toalecie? Jeśli chcemy zrealizować cel, a jest nim ostateczny triumf, trzeba przyjmować rzeczywistość taką, jaka jest. Postrzegać ją jako wyzwanie, na którego myśl czujemy ekscytację. Z szacunkiem, ale nigdy ze strachem. Piłkarze i sztab szkoleniowy na pewno już to wiedzą. Dlatego to oni, a nie my mają moc sprawczą. Nam pozostaje wyłącznie im zaufać.

***

Mecz z Manchesterem City na Santiago Bernabéu rozpocznie się jutro o godzinie 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Polsat Sport Premium 1 w serwisie CANAL+ Online.

Spotkanie można wytypować w FORTUNA.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!