Advertisement Advertisement
Menu
/ Cypherq / własne

Deportivo - Real 2:0... i nastała ciemność...

Katastrofalna postawa Królewskich

Nowy rok, nowe wzmocnienia, nowa atmosfera i wiara w naszych sercach - i tylko marzenia pozostają te same: wreszcie zdobyć utraconą królewską koronę i powrócić w blasku do chwały. Część z nas uważa, że pierwsze chwile nowego roku stanowią prognozę tego, co zdarzyć się ma w ciągu dwunastu miesięcy. Biorąc pod uwagę dzisiejszą postawę Realu Madryt powinniśmy składać ręce do modlitwy, aby nie okazało się to prawdą. Dlaczego? Grzechem zastanawiać się…

Królewscy przybyli do La Coruńi z trzema bohaterami zimowego mercado w szerokim składzie, ale tylko Gago dostał szansę pojawienia się na murawie od pierwszego gwizdka arbitra. Wraz z Emersonem i Gutim stanowił dziś o sile - taki żart - o bezsilności centrum pola. Boczne flanki objęli Raul i Reyes, a pozycję (pokreślmy: tylko pozycję) egzekutora - Ruud van Nistelrooy. Formację defensywną stworzyli Michel Salgado, Ivan Helguera, Fabio Cannavaro i Sergio Ramos, co ciekawe - wobec absencji kontuzjowanego Roberto Carlosa - debiutujący w roli lewego obrońcy.

Dosłownie moment przed meczem Sergio Ramos ucałował Ikera Casillasa, nawiązując niejako do tradycji Laurenta Blanca i Fabiena Bartheza. Francuskim zawodnikom ów gest zwykle przynosił szczęście, którego dziś Blancos zabrakło. Wkrótce usłyszeliśmy gwizdek, inicjujący starcie i wraz z nim nieśmiałą falę ofensywy Realu Madryt. Agresywna gra na niezbyt wiele się zdała, bowiem z sekundy na sekundę przebieg meczu na El Riazor zaczynali kontrolować gospodarze, za efekt czego można uznać pierwszą centrę pod bramkę Casillasa w 4. minucie - wtedy schwytaną przez naszego bramkarza. Królewskim brakowało motywacji i ambicji, co zanegować postanowił Guti - w 6. minucie waleczność blondwłosego sprawiła, że stracił on futbolówkę w pojedynku z trzema przeciwnikami i co więcej, na noszach musiał opuścić murawę. Wówczas grający w dziesiątkę Blancos zawiedli - w 9. minucie Capdevilla egzekwujący rzut wolny po faulu Helguery skorzystał z nieświadomego odchylenia się stojącego w murze Fernando Gago, nie dając Ikerowi szans na obronę - 1:0!. Niestety, nie odwróciło to przebiegu meczu. 12. minuta przyniosła nową okazję graczom Depor, ale dośrodkowanie z wolnego po przewinieniu Salgado, za które miłośnik surfingu zobaczył żółtą kartkę, trafiło wprost rękawice strażnika Madrytu. Doszło do zmiany w szeregach Blancos - w miejsce zniesionego Gutiego na boisko wkroczył Beckham, David Beckham. Co trzeba powiedzieć, Królewscy nie umieli wnioskować z błędów, bowiem chaotyczną grą stale zmuszali się do faulowania i obdarowywania zawodników z La Coruńi szansami na zwiększenie prowadzenia. Analizując grę Realu, dostrzeżenie chociażby malusieńkiego światełka w tunelu okazywało się mission impossible. Fatalnie prezentował się Gago, którego straty w centrum pola nieomal doprowadziły do utraty bramki. Gracze Deportivo nie rezygnowali, stwarzając coraz to groźniejsze okazje pod bramką Ikera. Fantastyczną zmarnował Arizmendi, który po płaskim dośrodkowaniu Rikiego naciskany przez Helguerę nie był w stanie skierować futbolówki do siatki z sześciu metrów. Wcześniej faulu dopuścił się Cannavaro i nawet decyzja sędziego o zastosowaniu przywileju korzyści nie pozwoliła mu uniknąć ukarania żółtkiem. Gospodarze wciąż przeważali. Mocnego uderzenia w 26. minucie spróbował Dusher, a po dwóch minutach technicznego rozegrania duet Arizmendi - Riki. Właśnie ten pierwszy w 29. minucie strzałem z dystansu wobec pasywności Gago nieomal cieszył się ze zdobytego gola. Strzelców Deportivo prześladował chyba pech, bo minutę potem ex-madridista, Riki, nie trafił… karkiem z czterech metrów. Formacja ofensywna Królewskich nie istniała. Co prawda Reyes od czasu do czasu starał się błysnąć i wrzucić futbolówkę w pole karne, ale podania hiszpańskiego pomocnika okazywały się nieskuteczne i bezproduktywne. Tymczasem za nieutracenie bramki w 36. minucie fani Realu powinni dziękować Bogu - Arizmendi niczym treningowe tyczki minął trzech defensorów, Casillasa i strzelając do pustej bramki z trzech metrów posłał piłkę w słupek! Królewscy nie umieli się podnieść, a strzał z połowy Manuela Pablo prawie przelobował stojącego na piątym metrze Casillasa. Oczekiwany przełom pojawił się w na trzy minuty przed ostatnim gwizdkiem w pierwszej połowie, kiedy po wrzutce Beckhama przed pole karne Emerson skorzystał z zamieszania i huknął w kierunku bramki… niestety tylko w poprzeczkę. Blancos wreszcie ocknęli się. Szarże Jose Antonio Reyesa lewą flanką czy minimalnie niecelne akrobatyczne uderzenie Sergio Ramosa zwiastowały interesującą i emocjonującą drugą odsłonę meczu. Zawodnicy Realu wreszcie opuścili scenę tragicznego teatru.

Pierwsze czterdzieści trzy minuty można określić ze spartańską lakonicznością ka-tas-tro-fa! Królewscy nie istnieli na murawie, nie będąc w stanie stworzyć chociażby zapowiedzi (!) akcji czy pochwalić się strzałem w światło bramki Aouate. Ostrej krytyki uniknąć może chyba tylko Jose Antonio Reyes, reszta osiągnęła poziom Titanica. Biorąc pod uwagę własną słabość i fakt, iż w przerwie meczu Blancos dowiedzieli się o remisie Barcelony, wręcz musieli powrócić na El Riazor z nową energią, motywacją i wiarą w zwycięstwo. Właśnie, znakomicie powiedziane, musieli…

Początek drugiej połowy również nie napawał optymizmem. Deportivo nadal posiadało inicjatywę, koncepcję na grę. Królewscy po pierwszej - w miarę udanej akcji - stracili także chęci. Za rozgrywanie piłki wziął się nawet Emerson, który zainicjował jedną z groźniejszych akcji Realu z drugiej połowy. Najpierw znalazł Beckhama, który przerażony tym faktem zagrał piłkę Reyesowi. Ten przytomnie zagrał ją w pole karne do Raula. Kapitan odegrał, dość przypadkowo do Emersona, który z ogromnym poświęceniem dośrodkował ją na głowę van Nistelrooya. Holendra ubiegł jednak jeden z obrońców. Chwilę później kibice mogli jedynie z utęsknieniem rozpamiętywać ten przebłysk geniuszu (uwierzcie, że był to geniusz) Królewskich, którzy stracili drugą bramkę. Arizmendi „objechał’’ naszą Złotą Piłkę, wystawił piłkę Cristianowi, a ten wpakował ją do bramki. Słabiutkie w tym sezonie Deportivo prowadziło od tego momentu z Realem Madryt 2:0, a ponieważ chmury płakały rzewnymi łzami nad grą Królewskich, piłkarze z La Corunii zaczęli wykorzystywać boisko głównie do obrony. Chwilę wcześniej na boisku pojawił się Marcelo, który był inicjatorem niewielu groźnych akcji Realu w tym spotkaniu. Najpierw popisał się kapitalną centrą (może piłka wpadła w poślizg od deszczu), z której jednak nie skorzystał Ronaldo. Później szarpał jeszcze na skrzydle, ale tak jak Gago, którego zmienił niechciany Ronaldo – nie mógł niczego zdziałać, grając w pojedynkę. A Deportivo, chociaż zaczynało już oszczędzać siły i oddawać inicjatywę, nadal przeprowadzało groźne ataki. Królewscy prezentowali się niczym jeździec bez głowy. Kompletnie bez pomysłu na grę, nieporadni jak dziecko we mgle - taki był ostatni kwadrans meczu z Deportivo. Gospodarze usilnie szukali trzeciej bramki, by nie być gorszymi niż koledzy z Recreativo. Na szczęście dla kibiców przyjezdnych, nie znaleźli jej, nie znalazł jej także Real. Miał okazje, tak jak w 75. minucie, gdy po faulu na Reyesie niecelnie strzelał Beckham, a także kilka minut później, gdy Spice Boy zagrał trochę lepiej, czyli… mniej niecelnie. Anglik był wyraźnie za nerwowy. Zarobił żółty kartonik za brutalny faul, a w 79. minucie kompletnie popsuł dośrodkowanie z rzutu wolnego. Podsumowaniem dla całego spotkania był strzał Reyesa z 85. minuty. Miarą frustracji była ilość metrów, o które strzał ten minął bramkę przeciwnika. Później na boisku przestało się dziać cokolwiek, oprócz zmian przeprowadzanych przez Deportivo. Nawet owacja dla schodzącego z boiska Arizmendiego i wchodzącego Valerona była efektowniejsza od gry Królewskich. I jeszcze złość naszych piłkarzy, pokazywana do znudzenia przez kamerzystów... W 93. minucie sędzia zakończył egzekucję.

Patrząc na przebieg spotkania można wyobrazić sobie, jak przejedzie się po nas Bayern Monachium, który już czeka na spotkanie z nami. Zastanawiające jest, co w obliczu tak tragicznej gry Królewskich zrobi prezes Calderon. Dobrze by było, gdyby stracił jak najszybciej cierpliwość do Capello, który przygasił gwiazdę Diarry, a także Robinho. Przez dwa ostatnie sezony, młody Brazylijczyk był jedną z jaśniejszych postaci w drużynie. Dzisiaj na beznadziejną grę swoich kolegów po raz kolejny mógł popatrzeć z ławki. Gwiazda Olympiku Lyon z kolei zgasła krótko po przyjeździe do Madrytu. Żal nowo sprowadzonych młodzianów. Gago próbował się starać, nieco korzystniej Marcelo. Higuainowi nie było dane pokazać swoich umiejętności. Włoski szkoleniowiec wolał wprowadzić na boisko ospałego i bujającego w obłokach Ronaldo. Obrona kierowana przez najlepszego stopera świata została pokrojona niczym ciepłe masło przez nóż. Podsumowując, ciemne chmury zbierają się nad Madrytem… Dobranoc.

Składy:
Deportivo: Aouate - Manuel Pablo, Andrade, Arbeloa, Capdevila - Duscher, De Guzmán - Estoyanoff (Barragán 88’), Riki (Juan Rodríguez 78’), Cristian - Arizmendi (Valerón 89’);
Real Madryt: Casillas - Salgado (Marcelo 57’), Helguera, Cannavaro, Sergio Ramos - Reyes, Emerson, Gago (Ronaldo 57’), Reyes, Guti (Beckham 10’) - Van Nistelrooy;

Statystyki:
Strzały (celne): 17 - 8 (3 - 1)
Interwencje bramkarzy: 6 - 11
Faule: 17 - 22
Rzuty rożne: 1 - 3
Spalone: 3 - 1
Rzeczywisty czas gry: 48 minut, 50 sekund
Posiadanie piłki: 45% - 55%

Gole:
1:0 Capdevila 9'
2:0 Cristian 55'

Kartki:
: Michel Salado, Riki, Cannavaro, Sergio Ramos, Beckham, Duscher, Cristian;

Sędzia: Ramírez Domínguez

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!