Im trudniej, tym łatwiej
W meczu 24. kolejki La Ligi Real Madryt wygrał z Gironą 4:0. Dwa gole zdobył Jude Bellingham, a po jednym trafieniu zanotowali Vinícius Júnior i Rodrygo Goes.
Jude Bellingham i Vinícius Júnior mieli dziś mnóstwo powodów do radości. (fot. Getty Images)
Znów nie brakowało problemów. W tym sezonie na środku obrony nie ma krateru, takie określenie już nie wystarcza. To plagi madryckie. Militão wyleciał, Alaba wyleciał, Nacho wyleciał, a zdrowy – dopiero wyleczony – był tylko Rüdiger. No właśnie, był, bo i on dziś rano wyleciał z kadry, a zabraknie go też w jeszcze kolejnych dwóch lub trzech meczach. Jasne było to, że na Bernabéu przyjeżdża zespół młody. Nie wiekiem, lecz świeży w czołówce. Zespół, który nie poznał jeszcze smaku i goryczy walki o najwyższe cele. To miała być siła Realu.
No i była. Królewscy nie rzucili się na rywala, który dosyć odważnie zaczął rozgrywkę. Real za to dość szybko zaprezentował swoje możliwości. Konkretnie zrobił to Vinícius, który przepięknym uderzeniem z dystansu otworzył wynik meczu. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że bramek był cały worek, a przy każdej z nich Brazylijczyk zaliczył kluczowy udział.
To właśnie Vini jest bohaterem meczu, ale nie można nie wspomnieć o bardzo dobrze pracującym całym zespole. I sam Brazylijczyk, i Bellingham, wszyscy pomocnicy, ułożona na kolanie obrona myśleli też o… obronie. Łunin nie miał dziś wiele roboty. Real był dojrzały, miał lepszy pomysł i lepszych zawodników.
Nie było emocji do samego końca, choć manita była na wyciągnięcie ręki, tyle że Joselu znów przy wyniku 4:0 się pomylił. Dokładnie taką samą możliwość miał w październiku z Osasuną. To jednak jest zdecydowanie mniejszy problem niż kolejne obawy zdrowotne. Tym razem urazu doznał Jude Bellingham i znów będziemy czekać na diagnozę. To jednak była dziś dla nas jedyna zła wiadomość.
„W tym momencie opowieści na scenę musimy wejść zaś my, niszczyciele dobrej zabawy i pogromcy uśmiechów dzieci, by zakomunikować przeciwnikom, że, owszem, mogą się dalej fajnie bawić, ale nie w naszym domu. W białej świątyni obowiązuje bowiem prawo silniejszego, którego treść trzeba wyartykułować w jak najwyraźniejszy sposób. Dziś czas zabić cudze marzenia, przykro nam, ale tak musi być”, pisaliśmy w przedmeczowej zapowiedzi. Prawo silniejszego zadziałało, cudze marzenia zostały zabite, ale jednak nie jest nam przykro. Tak musiało być.
Real Madryt – Girona FC 4:0 (2:0)
1:0 Vinícius 6' (asysta: Valverde)
2:0 Bellingham 35' (asysta: Vinícius)
3:0 Bellingham 54'
4:0 Rodrygo 61' (asysta: Vinícius)
Real Madryt: Łunin; Lucas, Carvajal, Tchouaméni, Mendy (78' Fran García); Camavinga, Valverde, Kroos (70' Modrić), Bellingham (57' Brahim); Rodrygo (70' Joselu), Vinícius (78' Arda Güler)
Girona FC: Gazzaniga; Yan Couto, Eric García, Juanpe, Miguel; Aleix García, Iván Martín (70' Solís); Portu (46' Pablo Torre), Cyhankow (70' Valery), Savinho, Dowbyk (70' Stuani)
Ławka: Carlos, Fuidias, Yaakobishvili, Arnau, Borja García i Artero
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze