Zabójcy marzeń
Jednym z najbardziej uniwersalnych praw często pozostaje wciąż prawo silniejszego.
Fot. Getty Images
35 mistrzostw Hiszpanii (słownie: trzydzieści pięć), 14 Pucharów Europy (słownie: czternaście), 20 Pucharów Króla (słownie: dwadzieścia). Do tego 13 Superpucharów Hiszpanii, 5 Klubowych Mistrzostw Świata, 5 Superpucharów Europy, 3 Puchary Interkontynentalne i 2 Puchary UEFA. Dla niektórych wymienienie całego tego dorobku z pamięci mogłoby stanowić problem.
Sukcesy, wspaniała historia, legendy, zdobywcy Złotych Piłek, owiane sławą wartości, chwała, klubowa fundacja oraz stadion, którego wkrótce pozazdrościć będą nam mogły obce cywilizacje… Real Madryt jest imponujący. Real Madryt jest piękny. Real Madryt pobudza wyobraźnię. Real Madryt jest niczym najładniejsza i najmądrzejsza kobieta, która nigdy nas nie odrzuci, jeśli tylko się nią zainteresujemy.
Z wierzchu to wszystko wygląda naprawdę fajnie, jednak cała ta droga na szczyt ma również, jak w wielu innych podobnych przypadkach, drugą stronę medalu. I tutaj bowiem, jak w życiu i naturze, bardzo często kluczowe okazuje się brutalne prawo silniejszego. Mówienie o tym, że każdy jest równy, to jedna z rzeczy, w które szczerze chcielibyśmy wierzyć, ale która jednocześnie jest jednym z największych kłamstw w dziejach wszechświata. Wystarczy, że w wigilijną noc spytacie o zdanie na ten temat kota i mysz.
O ile okładanie się z równymi sobie w kluczowych fazach Ligi Mistrzów nie powinno budzić jakichś głębszych refleksji, ponieważ z założenia siły są już dość równe, o tyle przez większość sezonu tak naprawdę budujemy sobie markę starciami, gdzie rozkład sił już tak wyrównany nie jest. Jakkolwiek trudno będzie nam to przyznać wprost, na zdecydowaną większość rywali patrzymy z góry. W przeciwieństwie do kibiców na przykład Kadyksu czy Mallorki my w meczach nie wierzymy w i nie liczymy na zwycięstwa, lecz z pozycji siły ich wymagamy. Jesteśmy zbyt ładni, zbyt dobrzy i zbyt bogaci, by nie rościć sobie prawa do wygrywania. Real Madryt nie jest na równi z innymi. Jest ponad innymi i to jest niezaprzeczalny fakt.
Każdy bogacz chce być jeszcze bogatszy, a każdy wybitny sportowiec chce mieć jeszcze więcej medali, choć powoli brakuje mu już miejsc w gablocie. Nawet jeśli musi to odbyć się kosztem pozbawienia kogoś jedynej szansy na spełnienie swojego marzenia. Żebyście nie zrozumieli nas źle, w żadnym razie nie chodzi tu o krytykowanie. Tak po prostu jest skonstruowany świat. W tym świat piłki. Choć aura, jaką emanuje Real Madryt, wybiega daleko poza biznesowo-korporacyjną otoczkę, to jednak, chcąc nie chcąc, czasami w bardzo widoczny sposób po prostu musimy zabijać owiany mitem futbolowy romantyzm.
Poza cotygodniowym udowadnianiem wyższości nad klasą średnią i niższą w La Lidze największego w ostatnim czasie zamachu na wspomniany futbolowy romantyzm dokonaliśmy 6 maja zeszłego roku. Wtedy to w Sewilli sprawiliśmy, że Osasuna nie sięgnęła po pierwsze trofeum w historii klubu, a my dopisaliśmy sobie do listy 20. Puchar Króla. Dziś natomiast czeka nas bardzo podobne i równie niewdzięczne zadanie. Musimy bowiem w bezpośrednim komunikacie wytłumaczyć Gironie, że nie może sobie do nas przyjechać, a nastepnie wrócić do siebie jako lider i jak gdyby nigdy nic dalej walczyć o mistrzostwo Hiszpanii.
Girona jest dziś na ustach wszystkich, w czym nie ma nic dziwnego. Katalończycy piszą bowiem nieprawdopodobną historię. Klub, który zalicza swój czwarty sezon na najwyższym szczeblu rozgrywkowym, w 24. kolejce stoczy na Santiago Bernabéu bój, w którym stawką jest pierwsze miejsce w tabeli, co już samo w sobie brzmi nieprawdopodobnie. Podopieczni Michela w bieżącym sezonie przegrali tylko raz… z Realem Madryt. Ogólny bilans ekipy z Estadio Montilivi to 17 wygranych, 5 remisów i wspomniana pojedyncza porażka. Dość powiedzieć, że po cztery bramki w konfrontacji z Gironą traciły Atlético i Barcelona. Nasi rywale są zresztą najskuteczniejszą drużyną w lidze – łącznie strzelili aż 52 gole (cztery więcej od Królewskich). Duża w tym zasługa jednego z największych odkryć tego sezonu, czyli Artema Dowbyka, zdobywcy 14 bramek. Girona ma jednak także swojego Joselu, czyli nieśmiertelnego Cristhiana Stuaniego (7 trafień).
Choć z każdym kolejnym tygodniem przybywało osób twierdzących, że zespół Michela zaraz spuchnie, to jednak w gruncie rzeczy niewiele było logicznych argumentów, które pozwalałyby tak przypuszczać. Nie mówimy bowiem o zespole cudem przepychającym każde kolejne spotkanie, lecz o drużynie grającej bardzo ładny, ale i zarazem poukładany futbol. Jakkolwiek banalnie to zabrzmi, po prostu nie da się za sprawą czystego farta dojść do momentu, w którym za półmetkiem sezonu jedziesz na Bernabéu grać o lidera.
Sam trener gości na każdym kroku stara się ściągać ze swoich podopiecznych presję i nieustannie powtarza, że celem nie jest walka o mistrzostwo, lecz o europejskie puchary. Wypowiedzi Michela brzmią zawsze ze wszech miar rozsądnie, ale też nie chce nam się wierzyć, że w myślach częściej niż walkę o mistrzostwo toczy bój z 6. zespołem w tabeli, nad którym dziś Girona ma 19 punktów przewagi. Dziś cały świat będzie patrzył na Katalończyków jako potencjalne kolejne Leicester, a nie ekipę, która za moment wyjdzie z założenia, że Liga Europy w sumie też jest spoko. Wątpliwości nie ulega natomiast fakt, że Girona znajduje się w sytuacji, w której wieczorem może tylko zyskać. Jeśli ktoś coś musi, to tylko Real Madryt.
W tym momencie opowieści na scenę musimy wejść zaś my, niszczyciele dobrej zabawy i pogromcy uśmiechów dzieci, by zakomunikować przeciwnikom, że, owszem, mogą się dalej fajnie bawić, ale nie w naszym domu. W białej świątyni obowiązuje bowiem prawo silniejszego, którego treść trzeba wyartykułować w jak najwyraźniejszy sposób. Dziś czas zabić cudze marzenia, przykro nam, ale tak musi być.
* * *
Mecz z Gironą na Santiago Bernabéu rozpocznie się o godzinie 18:30, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Eleven Sports 1 w serwisie CANAL+ Online.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze