Advertisement
Menu
/ as.com

Pellegrini: Najbardziej mnie boli przegrana liga z Realem Madryt

Sezon 2009/10 stał w Realu Madryt pod znakiem wielkich transferów Cristiano Ronaldo, Kaki czy Karima Benzemy. Wówczas szkoleniowcem Królewskich został Manuel Pellegrini, który w stolicy Hiszpanii spędził ostatecznie rok i sezon zakończył z pustymi rękoma. Teraz jako trener Betisu w przeddzień starcia ze swoim byłym klubem udzielił wywiadu dziennikowi AS.

Foto: Pellegrini: Najbardziej mnie boli przegrana liga z Realem Madryt
Fot. Getty Images

Jak wygląda sytuacja Betisu?
W ostatnich szesnastu meczach ponieśliśmy jedną porażkę. Wiele drużyn potrafi się męczyć w Copa del Rey, to się dzieje regularnie. Ale jeśli wszystko podsumujemy, to nie sądzę, abyśmy przechodzili przez jakiś gorszy moment. Drużyna pozostaje bardzo solidna.

Idziecie po więcej?
Kolejny krok tego Betisu będzie zależał od sytuacji ekonomicznej klubu. W ostatnich latach prawie w ogóle nie mogliśmy sprowadzać nowych zawodników. Gdy wrócą na to szanse, to drużyna stanie się jeszcze bardziej konkurencyjna. Jednak ten obecny skład nie ma sufitu – potrafimy rywalizować z każdym i wygraliśmy już Copa del Rey. To, co zrobiliśmy przez te ostatnie cztery lata, jest godne pochwały.

Jeśli nie dojdzie do zmian w kwestiach ekonomicznych, to ten skok jakościowy byłby bardzo trudny?
Budżet i tym samym sprowadzanie zawodników z najwyższego poziomu bardzo pomaga, ale jednocześnie nie gwarantuje sukcesu. Bardzo doceniam to, co zostało tutaj zrobione bez tych wszystkich możliwości finansowych – zarówno na poziomie dyrekcji sportowej, dyrekcji klubu, jak i sztabu technicznego i zawodników. Nie lubię porównań, taka jest rzeczywistość i trzeba umieć w niej pracować. Chcielibyśmy mieć więcej pieniędzy, ale ta drużyna czasami pokazuje więcej niż za czasów, gdy inwestowano większe sumy.

W walce o wejście do czołówki pojawiają się nowi rywale, jak na przykład Girona.
Nie spodziewałem się tego po Gironie. Trzy miejsca do Ligi Mistrzów są prawie zawsze zajęte. Będzie bardzo trudno, ale nie traktujemy tego jak obowiązku. Takie są po prostu nasze ambicje. Spróbujemy, ale jeśli nie uda się awansować do Ligi Mistrzów, to nie możemy traktować tego jako porażki.

Obawia się pan, że w zimowym okienku transferowym może odejść ktoś ważny?
Zawsze, gdy osłabiamy zespół, to szanse na dalszy rozwój maleją. Trzeba mieć ten potencjał, aby móc zastąpić każdego zawodnika, który może odejść. W ostatnich latach radziliśmy sobie z tym bardzo dobrze. Jeśli w styczniu ktoś odejdzie, a mam nadzieję, że tak się nie stanie, to skoro klub nie ma pieniędzy, nie będziemy w stanie go zastąpić. Pojawi się nowe nazwisko, ale nie typowy następca danego zawodnika. Wielką zasługą tej drużyny jest to, że potrafi sobie radzić z tymi ekonomicznymi niedogodnościami.

Sytuacja Fekira ma wpływ na zespół?
Trudno zaprzeczyć, że kontuzja Fekira nie ma żadnego wpływu na zespół. To był nasz najlepszy zawodnik, nasza gwiazda i nie ma go już od roku. Ale to właśnie kolejna zasługa tej drużyny, że potrafi się odnaleźć nawet przy licznych kontuzjach. To pokazuje, jak ta grupa dobrze funkcjonuje.

Dużym wyczynem było sprowadzenie Isco.
Pozyskanie Isco było bardzo ważne, ponieważ odszedł Canales, a Fekir był kontuzjowany. Potrzebowaliśmy piłkarza, który da nam futbol. Miałem to szczęście, aby poznać i sprowadzić Isco, gdy byłem w Máladze. Później chciałem go zabrać do Manchesteru City, ale on wolał pójść do Realu Madryt. Chciał podjąć wielkie wyzwanie w futbolu pozostawiając z boku kwestie ekonomiczne. Rozmawiając z nim uznałem, że to dla nas odpowiednia osoba, która dużym wysiłkiem zmieniła u siebie pewne sprawy.

Ma jakieś ograniczenia?
Gdy przychodził do Málagi, to był innym piłkarzem. Tyle lat gry w Realu Madryt u boku zawodników takiej klasy pozwoliło mu się bardzo rozwinąć. Teraz w wieku 31 lat nie ma żadnych problemów z tym, aby być tym Isco z dziesięcioletnim doświadczeniem w swojej karierze. Patrząc na liczby z jego meczów widać, że do aspektów technicznych dołożył aspekty fizyczne. Są niesamowite.

Wciąż ma poziom na grę w takich zespołach jak Real Madryt czy Barça?
Oczywiście, że tak. Nie mam wątpliwości, że grając na takim poziomie miałby pewne miejsce w tych zespołach. Sam to przecież udowadniał będąc tyle lat w Realu Madryt.

Przychodzi pora na mecz z Realem Madryt. Jak do niego podchodzicie?
W starciach z tymi silnymi ekipami ważne jest to, aby mieć osobowość i nie zmieniać swoich mechanizmów gry. My na boisko zawsze wychodzimy po to, aby szukać gry. Naszym celem jest utrzymanie regularności, aby tym samym zakwalifikować się do rozgrywek europejskich.

Nigdy nie powiedział pan złego słowa na Real Madryt.
Nigdy nie powiedziałem złego słowa, ponieważ nie mam na co narzekać. Poprowadzenie Realu Madryt już samo w sobie jest wielkim sukcesem. Rozegraliśmy sezon, w którym zdobyliśmy 96 punktów, chociaż nie zaszliśmy zbyt daleko w Copa del Rey i w Lidze Mistrzów. Od samego początku mojej obecności w Realu Madryt mieliśmy pewne różnice w postrzeganiu tego, jak powinna wyglądać współpraca trenera z dyrekcją. Nie było żadnych kłótni, akceptuję różnorodność opinii. Prezes ma swój sposób postrzegania trenerów i tego, co powinni robić. Na początku sezonu mieliśmy tutaj pewne różnice. W tamtym momencie zaproponowałem nawet moje odejście. Nie doszło do tego. Sezon mijał, a ja wiedziałem, że niezależnie od tego, czy coś wygramy, czy nie, to i tak jestem już poza Realem Madryt. Chciałbym móc tam spędzić kilka lat. Ale zawsze powtarzam, że później otrzymałem rekompensatę w postaci Málagi, w której osiągnęliśmy coś niesamowitego. Jeśli dochodzi do różnic zdań z prezesem, to zawsze odchodzi trener. Ale nie mam żadnych problemów z Florentino Pérezem.

Powiedział pan kiedyś, że nigdy go tak naprawdę nie poznał.
Nigdy go dobrze nie poznałem, ponieważ na wspólnym obiedzie z Florentino byłem tylko raz – przy podpisywaniu kontraktu. W tamtym momencie rozmawialiśmy bardziej o mnie niż o zespole. Później dał mi znać, że dwóch zawodników odejdzie, a w ich miejsce przyjdzie bardzo ważna dwójka. Omówiłem to z Valdano, ale z nim już więcej nie rozmawiałem. To są dwie różne formy myślenia i to on jest tutaj prezesem. Jeśli trener traci swoją władzę przed dyrekcją, to na drugi dzień zostaje zwolniony przez zawodników.

Uważa pan, że naznaczyła pana pucharowa klęska z Alcorcónem?
Porażka Realu Madryt z Alcorcónem była czymś, czego nikt się nie spodziewał. Mieliśmy bardzo dużo sytuacji, ale liczy się ostateczny wynik. Ale to przydarzało się wszystkim trenerom Realu Madryt. Copa del Rey to szczególne rozgrywki, w których inne drużyny bardzo się motywują. W Villarrealu miałem podobnie, gdy przegraliśmy z Poli Ejido. Tam może się zdarzyć wszystko. Ale myślę, że po porażce z Alcorcónem drużyna rozegrała jeden z najlepszych sezonów w historii Realu Madryt. To jasne, że wolałbym, aby do tego nie doszło, ale trzeba umieć się z tym pogodzić. Ja karierę trenerską rozpocząłem od spadku do niższej ligi, ale to również było dla mnie wielką nauką.

Sytuacja z Alcorcónem też była nauką?
Człowiek bardzo dużo się uczy na negatywnych rzeczach. Ale to nie ja powinienem to teraz wyjaśniać. Porażkę z Alcorcónem każdy przyjął na swój sposób. To część mojej kariery. To, że w tych trudnych momentach się nie poddaję, również pozwala mi się rozwijać.

I przyszedł Mourinho…
Nie porównuję się z nim. Jesteśmy różnymi trenerami, możliwe, że mieliśmy inne relacje z prezesem. Nie ma tutaj porównania i w ogóle mnie to nie interesuje. Nawet o tym nie myślałem.

Zmieniłby pan coś w tym swoim jedynym sezonie w Realu Madryt?
Tak. Zmieniłbym pewne rzeczy zarówno w Villarrealu, gdy miałem problemy z Riquelme, jak i w Realu Madryt. Możliwe, że spróbowałbym się bardziej zbliżyć do Florentino Péreza, porozmawiać z nim zanim pojawią się problemy. Później zabrakło mi już nieco przestrzeni i czasu na to, aby przekonać go, że brakuje nam zawodników do budowania akcji. Real Madryt zmienił się za sprawą Isco, Modricia, Kroosa… Zawodnicy o wielkich umiejętnościach technicznych. My mieliśmy z kolei dziewięciu napastników. To jasne, że również ponosiłem za to odpowiedzialność. Tego typu błędy doprowadzają do większych konsekwencji. Ale gdybym nawet został w Realu Madryt, to przegapiłbym epokę Málagi. Chciałbym móc zostać w Realu Madryt na dłużej, ale pod warunkiem, że to nie wiązałoby się z przegapieniem etapu w Maladze. Żyję wyzwaniami.

Był pan u progu wielu trofeów.
Myślę, że mam ich w sumie dwanaście, ale wolałbym mieć ich dużo więcej. Najbardziej jednak w mojej karierze doceniam to, że w każdym zespole potrafiłem wyciągnąć maksimum. Byliśmy w stanie rozegrać najlepsze sezony w historii poszczególnych klubów, a to o czymś świadczy. To samo w sobie jest niczym tytuł. Ale to jasne, że chciałbym móc wygrać Ligę Mistrzów.

Czy brak jakiegoś konkretnego tytułu szczególnie pana boli?
La Liga z Realem Madryt. Przez trzy miesiące mieliśmy kontuzjowanego Cristiano Ronaldo, Barcelona wygrała z nami 1:0 po golazo w 81. minucie. Gdyby nie ta porażka, to zostalibyśmy mistrzami. Drużyna potrafiła pokonać wiele przeszkód, sam zespół nie był odpowiednio zrównoważony. A na przeciwko mieliśmy jeszcze najlepszą Barcelonę w historii. Brak tego tytułu bardzo mnie zabolał. W tamtym czasie nie mieliśmy żadnych relacji z dyrekcją.

Pod względem elegancji przypomina pan stylem Carlo Ancelottiego.
Moim zdaniem Ancelotti ma wszystko, co powinien mieć wielki trener. Triumfował w Lidze Mistrzów i w poszczególnych ligach, żaden zawodnik nigdy nie miał do niego żadnych pretensji. Jednak w tym zawodzie jest pewna fraza, która dobrze to wszystko obrazuje: Zatrudniają cię, bo jesteś dobry i zwalniają cię, bo jesteś słaby. A jednocześnie jesteś oceniany przez amatorów, którzy nie mają bladego pojęcia o tym zawodzie.

Czasami wydaje się, że ci bardziej krzykliwi trenerzy są bardziej doceniani niż na przykład pan czy właśnie Ancelotti.
Docenienie nie sprawi, że stanę się lepszy lub gorszy. Nie proszę o nic więcej. Uznanie czy wyróżnienie nie zrobi ze mnie lepszego człowieka. Cieszę się, gdy dostaję jakieś nagrody, ale nie żyję tym. To nie sprawi, że stanę się lepszym człowiekiem czy trenerem.

A jak pan ocenia ten obecny Real Madryt?
Bardzo solidna drużyna z bardzo dobrą jakością techniczną i z takimi zawodnikami jak Bellingham i Vinícius, którzy pozwalają wejść na poziom wyżej. Mieli pecha z Courtois i Militão, ale kontuzje też nas dotknęły. W Realu Madryt panują bardzo duże oczekiwania, oni zawsze muszą wygrywać wszystko i świetnie sobie z tym radzą za sprawą wielkiego prowadzenia przez Carlo Ancelottiego.

Kocha pan Chile. Czy opcja zostania w przyszłości selekcjonerem reprezentacji kraju wciąż jest możliwa?
Zawsze byłem dumny z tego, że jestem Chilijczykiem. To uczucie zawsze we mnie pozostanie. Kocham również Włochy i Hiszpanię. Ale ogólnie nie lubię pracy selekcjonera – lubię być na co dzień na boisku treningowym, aby każdy kolejny tydzień podnosił adrenalinę. Nie czuję się gotowy na to, aby na przykład zbudować projekt mający na celu zakwalifikowanie Chile na mundial. Ale jeśli któregoś dnia będzie taka potrzeba, a ja akurat w tym momencie nie będę miał żadnego klubu, to będę otwarty.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!