Zaznaczyć teren
Jeśli ktoś nie umie nas ugościć, dlaczego my mielibyśmy być gościnni? Zwłaszcza jeśli ten ktoś jawnie nas nie lubi.
Fot. Getty Images
„Jesteś w krainie, gdzie obcy ginie”, można było przeczytać niegdyś wysprejowaną sentencję na jednym z peronów dworca w Poznaniu jeszcze na długo przed remontem. Oczywiście bez przecinka postawionego we właściwym miejscu. I choć napis ten nie był raczej autorstwa kogoś o ponadprzeciętnej inteligencji i poetyckich zdolnościach, to jednak trudno się nie zgodzić, że istnieją miejsca, które nie za bardzo spieszy nam się odwiedzać. I nie mamy tu na myśli wyjątkowo malowniczej stolicy Wielkopolski.
Dla Realu Madryt jednym z miejsc, które odwiedzamy z najmniejszą chęcią z racji na otwartą wrogość tubylców, jest niewątpliwie El Sadar, gdzie nienawiść wobec Królewskich jest tak gęsta, że można by ją rąbać siekierą. Dziś jednak na szczęście to nie my jedziemy z wypchanym portfelem do faweli w Rio de Janeiro, nie idziemy się przechadzać w koszulce Legii po Poznaniu, ani nie wybieramy się do dżungli nawracać dzikie plemiona czyhające między drzewami z gotowymi do wystrzału igłami z kurarą, lecz sami wyciągamy rzezimieszków z ich naturalnego środowiska.
Fakty pozostają mimo wszystko takie, że niebezpieczne jednostki wyjęte ze swojego rewiru wciąż są niebezpiecznymi jednostkami. Osasuna nie jest pod tym względem żadnym wyjątkiem. Dość powiedzieć, że niemal równo rok temu zespół z Pampeluny wywiózł z Bernabéu remis, a jeszcze rok wcześniej – ponownie w październiku, choć już pod koniec miesiąca – także wracał do siebie z punktem. Druzyna z północy Hiszpanii jest jedną z tych, przeciwko którym nigdy nie gra nam się wygodnie i przeciwko którym nie da się wygrać, nie pokazując – mówiąc wprost – jaj.
Osasuna to zespół grający futbol niezbyt porywający dla oka i bazujący w znacznej mierze na fizycznej walce. Finezji w poczynaniach pupili Jagoby Arrasate znajdziemy niejednokrotnie mniej więcej tyle, co w zupie z trawy i kamieni. W odróżnieniu od wielu innych ekip podobny styl nie jest jednak wyłącznie mechanizmem napędzającym zdolność przetrwania w starciu z najlepszymi w lidze, lecz faktycznym przepisem na sukces. Los Rojillos mają bowiem za sobą być może najlepszy sezon w historii klubu.
Poprzednie rozgrywki nasi rywale zakończyli na 7. miejscu. W tym tysiącleciu dzisiejszym gościom tylko raz udało się skończyć rozgrywki wyżej – w sezonie 2005/06 zajęli 5. lokatę. Do tego dołożyli też pierwszy od kampanii 2004/05 awans do finału Pucharu Króla. Finału, który zresztą siłą rzeczy doskonale pamiętamy, ponieważ Osasuna mierzyła się w nim z Realem Madryt. I bynajmniej nie był to dla nas mecz łatwy, przyjemny i pachnący kwiatuszkami. W Sewilli Królewscy mimo bramki zdobytej już na początku potyczki przekonali się o sile charakteru krewkich Nawarczyków, którzy zdołali wyrównać, a następnie stawiali opór do 70. minuty, gdy gola na wagę zwycięstwa strzelił Rodrygo.
Blisko było jednak sytuacji, w której Osasuna po historycznym sezonie, zostałaby pozbawiona największej nagrody za całoroczny wysiłek. UEFA po drodze przypomniała sobie bowiem o niecnych występkach klubu z sezonu 2013/14. Konkretniej – mowa o ustawianiu meczów. W Pampelunie zapanowała rozpacz, a klub rozpoczął procedurę odwoławczą. Ta – dość nieoczekiwanie – przyniosła skutek. Osasunę przywrócono do eliminacji Ligi Konferencji, a dla klubu był to wystarczający akt łaski, by zaniechać dalszego dowodzenia swoich racji i poddać się dobrowolnie dalszym karom. Sama przygoda w Europie zakończyła się mimo to jeszcze nim zdążyła się na dobre rozpocząć. Próba podboju Starego Kontynentu ograniczyła się bowiem do przegranego dwumeczu z Brugią. Ot, taki chichot losu, by opowieść o twardzielach z Nawarry nie okazała się koniec końców zbyt romantyczna.
Real w przeciwieństwie do przeciwnika w Europie ma do zdziałania nieco więcej, przez co dziś przychodzi nam rozegrać już szósty mecz w przeciągu zaledwie trzech tygodni. Konfrontacja z Osasuną stanowi ostatni odcinek tego szaleńczego maratonu przed kolejną przerwą na reprezentacje. Trzeba jednak przyznać, że w ogólnym rozrachunku poradziliśmy sobie naprawdę nieźle. Choć w derbach Madrytu doznaliśmy bolesnej porażki, drużyna zareagowała w najlepszy możliwy sposób. Najpierw udało się pokonać Las Palmas, następnie uporaliśmy się z rewelacją z Girony, a wisienką na torcie jest ważny triumf na wyjeździe z Napoli w miniony wtorek.
Podopieczni Carlo Ancelottiego mogą więc tym samym pochwalić się bilansem dziewięciu zwycięstw w dziesięciu starciach rozegranych w tym sezonie. Mimo porażki z Atlético w ciągu tygodnia zdołaliśmy objąć prowadzenie zarówno w tabeli La Ligi, jak i grupy Champions League. Biorąc pod uwagę, jak prezentuje się terminarz po kolejnych rozjazdach na kadry – Sevilla, Barcelona, Rayo i Valencia oraz dwumecz z Bragą w Lidze Mistrzów – wywalczenie sobie dobrej pozycji wyjściowej było niezwykle istotne. By jednak rozejść się na jakiś czas w dobrych humorach, niezbędne będzie dotarcie do następnego punktu kontrolnego z poręczeniem w postaci zwycięstwa z Osasuną.
* * *
Mecz z Osasuną na Santiago Bernabéu rozpocznie się już o godzinie 16:15, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale CANAL+ Premium w serwisie CANAL+ Online.
Spotkanie można wytypować w FORTUNA. Kurs na bramkę Bellinghama wynosi 2,40.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Weekendowe wyniki na żywo i sytuację w tabeli ligowej możesz sprawdzać na platformie Flashscore.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze