Valverde znów odpalił rakietę
Jak wynika z badania przeprowadzonego przez El Chiringuito, piłka po strzale Fede Valverde przeciwko Napoli leciała z prędkością aż 95,94 km/h.
Fot. Getty Images
Fede Valverde nie zastanawiał się długo: zobaczył piłkę wybitą przez Østigårda, opanował ją i strzelił na bramkę Alexa Mereta. Uderzenie Urugwajczyka lekko musnęło Oliverę, co zmusiło bramkarza Napoli do wykonania dziwnej parady, po której futbolówka odbiła się od poprzeczki, a potem pleców golkipera i wreszcie zatrzepotała w siatce. Trzeci gol Realu tego wieczora pomógł drużynie zdobyć trzy punkty podczas wizyty w południowych Włoszech i objąć prowadzenie w grupie Ligi Mistrzów.
UEFA trafienie uznała jako samobój Mereta, ale skupmy się na strzale. Ten pocisk ziemia-powietrze, w ciągu jednej sekundy pokonał 26,5 metra, lecąc z prędkością 95,94 km/h – wynika z badania przeprowadzonego przez El Chiringuito. Liczby ta przypominają prędkość, jaką osiągały strzały Roberto Carlosa, gdy ten przywdziewał koszulki Realu Madryt i reprezentacji Brazylii. Mimo wszystko rekord należy do Javiego Galána, który w 2020 roku posłał futbolówkę z prędkością 138 km/h.
Dla Valverde tego typu gole nie są niczym nowym. W zeszłym sezonie we wszystkich rozgrywkach strzelił 12 bramek, z czego 5 (41,66%) padło po strzałach spoza pola karnego. Zrobił to na przykład przeciwko Mallorce, zdobywając prawdopodobnie swoją najładniejszą bramkę zeszłej kampanii, po przebiegnięciu prawie 60 metrów oddał strzał lewą nogą, który niczym haubica wpadł do bramki strzeżonej przez Rajkovicia. Sprzed szesnastki pomocnik trafiał też przeciwko Barcelonie, Elche, Sevilli i Celticowi w Lidze Mistrzów. W tym sezonie wcześniej strzelił już gola Realowi Sociedad, również zza pola karnego.
Bramka Urugwajczyka przeciwko Napoli przypomina te strzelane przez niemieckich pomocników w latach 80. i 90. Jedną z najbardziej reprezentatywnych postaci w tym aspekcie był Lothar Matthäus. Najlepszy przykład to jego gol z reprezentacją Jugosławii mundialu w 1990 roku. Sam Valverde nie przejmował się zbytnio, że ostatecznie to nie jemu zaliczono bramkę: „Spojrzałem na tablicę wyników i okazało się, że nie ma tam mojego nazwiska. Przeciwnik sprawił, że to nie był mój gol. Nie ma problemu. Martwiłbym się, gdybym się z kimś założył o bramki (słynny zeszłosezonowy zakład z Ancelottim, przyp red.). Teraz nadszedł czas, aby kontynuować pracę z pokorą”.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze