Real Madryt wychodzi ze swojej „strefy komfortu”
Wiele wskazuje na to, że w sezonie 2023/24 Królewscy pod wodzą Carlo Ancelottiego postawią na inny system niż klasyczne i charakterystyczne dla nich 4-3-3.
Fot. Getty Images
„To może być sezon, w którym będziemy grać w innym systemie”, powiedział Carlo Ancelotti na pierwszej konferencji prasowej w kampanii 2023/24. W poprzednich tygodniach Królewscy byli świadkami odejścia swojej gwiazdy, Karima Benzemy, do Arabii Saudyjskiej. Aktualny triumfator Złotej Piłki w ten sposób zakłócił cały plan sportowy, jaki madrycki klub nakreślił w kontekście ataku. Joselu został sprowadzony jako następca Mariano, ale koszulka z numerem „9” wciąż pozostaje wolna i czeka na nowego właściciela.
W obliczu ewentualnego braku podstawowego napastnika, włoski trener podniósł temat potencjalnej zmiany systemu gry, który Real Madryt stosował przez wiele lat: 4-3-3. Los Blancos, zwłaszcza pod rządami Ancelottiego, świetnie radzili sobie w tej formacji. Do tego stopnia, że przekształcali takich zawodników jak na przykład Fede Valverde do gry na prawym skrzydle. Podobnie było w kilku z ostatnich dziesięciu sezonów, kiedy Bale, Benzema i Cristiano Ronaldo spotkali się w jednej drużynie u szczytu swojej formy, co w praktyce oznaczało, że trzy elementy tercetu ofensywnego, które tworzyły słynne trio BBC, były nietykalne.
Zmuszony do zmiany
Ale teraz istnieją dwa czynniki, które uległy zmianie w tym skomplikowanym równaniu. Pierwszym z nich jest brak klasowego snajpera, co oznacza utrzymanie bloku trzech graczy z przodu. To z kolei łączy się z obecnością w środku pola wielu bardzo jakościowych piłkarzy. Dlatego Carletto zdecydował się wypróbować podczas pretemporady nowy system, w którym kluczowe role odgrywać mają Kroos, Modrić, Camavinga, Tchouaméni, Bellingham i Fede Valverde, zostawiając miejsce w ataku dla Viníciusa i Rodrygo.
Nie jest to jednak pierwszy raz, gdy Real Madryt wybrał inną formację niż mityczne 4-3-3, które stało się już swego rodzaju tradycją 14-krotnych klubowych mistrzów Europy. W poprzednich sezonach Królewscy korzystali z różnych ustawień z różnych powodów piłkarskich. Poniżej prezentujemy kilka momentów z ostatnich lat przytoczonych przez Markę, w których drużyna na dłużej rezygnowała z tej strategii.
Wertykalność i kontratak w formacji 4-2-3-1 za czasów José Mourinho
Dla wielu José Mourinho był osobą, która położyła kamień węgielny pod wielki Real Madryt, który później w ciągu pięciu lat czterokrotnie triumfował w Lidze Mistrzów. To trener, który wyprowadził klub z europejskiego mroku, przez który długie lata nie mógł się przedrzeć (regularnie odpadał w 1/8 finału dobrych kilka lat z rzędu) i przywrócił mu konkurencyjność w erze Barcelony Pepa Guardioli. Portugalczyk przez większą część swojego pobytu na Santiago Bernabéu grał zrównoważonym blokiem, ostro poczynającym sobie w defensywie, a jego zespół wykazywał się niesamowitą dynamiką i polotem w kontrataku. Był to dynamiczny i oszałamiający futbol, który zachwycał cały świat golami takimi, jak ten z domowego meczu z Ajaxem w fazie grupowej Ligi Mistrzów w rozgrywkach 2011/12.
W środku pola stosowana przez Mourinho formacja charakteryzowała się klasycznym układem z dwoma pivotami, którymi byli Xabi Alonso i Sami Khedira. W ofensywie dużą swobodę na prawej stronie miał Di María, rolę łącznika między atakiem a środkiem pola odgrywał Özil, Cristiano był królem lewego skrzydła, choć często zbiegał do środka, a Benzema lub Higuaín występowali na szpicy. Grając w tym ustawieniu udało mu się doprowadzić Real do trzech półfinałów Ligi Mistrzów z rzędu i niezapomnianej ligi rekordów, w której jego ekipa zdobyła 100 punktów i strzeliła 121 goli.
Był to skład, który pozwalał mu bronić niskim blokiem, ale jednocześnie miał czterech kreatywnych zawodników w ataku, którzy rozwiązywali wszystkie problemy. Jednak w ostatnim sezonie Mou (2012/13) zespół stopniowo się rozpadał i nie wygrał żadnego trofeum, czego konsekwencją było odejście Portugalczyka i koniec stosowanego przez niego systemu 4-2-3-1.
Isco w sercu ustawienia 4-3-1-2
Był rok 2017, BBC zadawało ostatnie ciosy, szczególnie ze względu na fizyczną nieregularność Garetha Bale’a, a pomiędzy wątpliwościami i pewnikami nagle objawiła się postać Isco Alarcóna w swoim najlepszym wydaniu. Były gracz Málagi sprawdzał się w każdym meczu, w którym grał, a Zinédine Zidane był zobligowany zrobić dla niego miejsce w wyjściowej jedenastce. Casemiro, Kroos i Modrić byli w tamtym czasie nie do ruszenia, więc Isco grał jako ofensywny pomocnik ustawiony przed drugą linią i za plecami Benzemy oraz Cristiano. Boiskowy profil portugalskiego cracka coraz bardziej się zmieniał i zbliżał się do centralnych rejonów, porzucając lewe skrzydło.
Jednak w tym schemacie to właśnie Hiszpan wyróżniał się jako serce drużyny. Był graczem, wokół którego kręciła się cała gra, która za jego sprawą przyspieszała bądź zwalniała tempo. W formacji 4-3-1-2 Real Madryt sięgnął między innymi po tytuł ligowy i dwa Puchary Europy z rzędu, w tym jeden zdobyty po historycznym finale z Juventusem w Cardiff. Mimo wszystko Isco niedługo później zaczął tracić na znaczeniu i zarówno Zizou, jak i jego następcy, powrócili do stawiania na klasyczne 4-3-3.
Wygląda na to, że w nadchodzącym sezonie Carlo Ancelotti zdecyduje się na system z rombem (lub diamentem), z Bellinghamem ustawionym jako klasyczna „dziesiątka” (w hiszpańskiej nomenklaturze piłkarskiej – mediapunta). Oczywistym jest, że Real Madryt wygrywał i przegrywał niezależnie od ustawienia. Natomiast wyraźnym znakiem zapytania, który unosi się nad madrycką drużyną, jest to, czy zmiana taktyki i brak topowej „dziewiątki” może utrudnić zdobywanie bramek. Tę niepewność rozwieje i rozwiąże tylko próba czasu.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze