Jednak nie sparing
Byliśmy gotowi na coś innego, ale już trudno.
Fot. Getty Images
„Dziś popularni Królewscy w ramach __________ (wpisać liczebnik porządkowy) kolejki La Ligi zmierzą się w swoim __________ (wpisać liczebnik porządkowy) sparingu mającym status oficjalnego spotkania ligowego na __________ (wpisać nazwę stadionu) z ekipą __________ (wpisać nazwę rywala). Gospodarze/goście (niepotrzebne skreślić) ze stratą __________ (wpisać liczebnik główny) oczek do lidera na tym etapie sezonu w praktyce mogą zapomnieć o mistrzostwie, w teorii natomiast mogą ratować się jeszcze myśleniem o matematycznych szansach. Te jednak w pewnym momencie siłą rzeczy po prostu znikną.
Tak czy inaczej, kibicem się jest, a nie bywa, więc mimo wszystko zapraszamy przed teleodbiorniki do wspólnego dopingowania podopiecznych Carlo Ancelottiego. Początek meczu w __________ (wpisać dzień tygodnia) o godzinie __________ (wpisać godzinę). Spotkanie obejrzeć można w/na __________ (wpisać nazwę stacji telewizyjnych i platform posiadających prawa do transmisji)”.
Tym razem szablon ten skrywany w tajnej siedzibie redakcji portalu RealMadryt.pl znajdującej się w podziemiach piramid w Chichén Itzá nie znajdzie jeszcze zastosowania w praktyce. Almería miała bowiem w minioną niedzielę nieco odmienne plany. I bardzo dobrze. W naszym obecnym położeniu bardzo cieszymy się bowiem, że możemy rzucić klasycznym powiedzonkiem mówiącym o tym, że liga będzie ciekawsza.
Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że raczej mało prawdopodobny wydawał się scenariusz, w którym kolejna wpadka mimo wszystko podtrzyma nasze nadzieje w walce o mistrzowski tytuł. Gdy sędzia zagwizdał po raz ostatni w konfrontacji z Atlético, a Barcelona na drugi dzień miała mierzyć się z Almeríą, zapewne wielu z nas – czemu nie można się przesadnie dziwić – pomyślało sobie, że tym razem już faktycznie jest po sprawie. Sensacyjna porażka Katalończyków sprawiła jednak, że zamiast 10 punktów straty zrobiło się ich „zaledwie” 7. Jednocześnie też odhaczyliśmy z terminarza jednego z rywali, w przypadku których strata punktów (tak też zresztą się stało) była najbardziej prawdopodobna.
Było o pozytywach, więc teraz już z czystym sumieniem możemy przejść do tego, co lubimy najbardziej, czyli rzecz jasna narzekania i siania paniki. Tak naprawdę mimo utrzymania się w walce o ligowy tytuł sytuacja na rejonie nie jest aż tak zacna. Euforia po fantastycznym triumfie na Anfield szybko bowiem zdążyła niemal w zupełności się ulotnić. Gdy wydawało się, że Real wreszcie złapał odpowiedni rytm, szybko okazało się, iż chyba jednak nie do końca.
Mecz u siebie z Atlético w ostatecznym rozrachunku, jak już wspomnieliśmy, paradoksalnie pozwolił nam skrócić dystans do Barcelony, jednak już sam obraz potyczki nie został namalowany w formie błogiego pejsażu. Po iskrze ze starcia z Liverpoolem nie pozostał praktycznie żaden ślad. Wyraźne zmęczenie mentalne w konfrontacji tej wagi musiało budzić niepokój. Tym bardziej że w sytuacji, w której przez znaczny fragment spotkania gramy w przewadze, tracimy gola jako pierwsi, a ratować nas musi ktoś, kto dopiero stawia swoje pierwsze kroki w profesjonalnym futbolu.
Czwartkowy Klasyk może zaś pod niektórymi względami uchodzić za wręcz absurdalny. Barcelona tak naprawdę nie musiała pokazać w zasadzie nic, by i tak wygrać na Bernabéu. Akcję bramkową Katalończykom zbudowaliśmy niemal w całości my sami. Czy z przebiegu spotkania byliśmy gorsi? Na pewno nie. Nawet 65% posiadania piłki i wyraźna optyczna przewaga na niewiele się jednak zdają, jeśli przez ponad półtorej godziny nie oddajesz na bramkę celnego strzału. W odróżnieniu do przeciwnika my jednak nie dostaliśmy żadnego prezentu. Życie. Nawet pomimo faktu, że zdążyliśmy się już przyzwyczaić do daleko posuniętej dyplomacji Carlo Ancelottiego w swoich wypowiedziach, to jednak mówienie o kompletnym meczu z wręcz niemaskowanym optymizmem w głosie było już chyba nieco przesadzone.
Oba opisane wyżej mecze mają jeden jaskrawy punkt styczny. Mowa tu o postawie Karima Benzemy. Francuzowi również towarzyszy pewien zauważalny paradoks. 18 goli i 5 asyst w 26 meczach to być może nie jest bilans pozwalający myśleć o kolejnej Złotej Piłce, ale wciąż sugerujący, że mowa o graczu stanowiącym o sile zespołu. Cóż, bez jego goli niewątpliwie nasza sytuacja byłaby trudniejsza, jednak z drugiej strony trudno nie odnieść wrażenia, że swoją magię dozuje nam on w coraz mniejszych porcjach. O ile jeszcze kilka lat temu zarzucano mu, że ładnie gra, ale zbyt mało strzela, o tyle dziś sytuacja wydaje się wręcz odwrotna. Karim niby jest, w meczowych podsumowaniach jego nazwisko wciąż figuruje często, ale momentami kompletnie znika z radaru, jak właśnie z Atlético czy Barceloną. Choć oczywiście nie można całej winy zrzucać na Benzemę, bo to przecież nie on nie upilnował Giméneza, ani nie rozłożył dywanu Blaugranie przed naszą bramką, to jednak okrutne prawidła świata nakazują nam wymagać od najlepszego gracza planety w poprzednim roku, by trudnych chwilach robił coś z niczego.
Tyle, jeśli chodzi o przeszłość i tyczące się jej płytsze bądź głębsze refleksje. Teraz pora na kilka słów o rywalu. A ten trafia się dziś nie byle jaki. Betis wciąż być może nie jest jeszcze marką, której nazwa rzucałaby na twarze przeciwników blady strach. Andaluzyjczycy od paru sezonów wyraźnie sugerują jednak, że chcą na stałe wpisać się do grona drużyn regularnie walczących o coś więcej niż zaliczenie raz na jakiś czas sezonu ponad stan. Obecny sezon jest już trzecim, w którym Los Verdiblancos nie wypadają ze strefy gwarantującej udział w europejskich pucharach. Od miejsca gwarantującego grę w Lidze Mistrzów dzielą ich jedynie dwa punkty, a i walki o podium nie da się tak naprawdę wykluczyć (cztery oczka straty do Atlético). Poprzednie lata to z kolei 5. miejsce na koniec sezonu (2021/22) i 6. lokata (2020/21).
Na międzynarodowej arenie Betis może i nie zdążył jeszcze zwrócić na siebie oczu całego świata, jednak ich poczynania w Lidze Europy także mimo wszystko zasługują na pewne wyrazy uznania. Odpadnięcie w zeszłym sezonie w 1/8 finału nie brzmi co prawda jak najbardziej spektakularny sukces pod słońcem, jednak warto zauważyć, że przygodę naszych rywali zakończył późniejszy triumfator, Eintracht Frankfurt. Wcześniej zaś gorszy w dwumeczu okazał się Zenit. W tym roku na tym samym etapie rozgrywek przeciwnikiem Betisu będzie Manchester United. Z tą różnicą, że tym razem awans z pierwszego miejsca w grupie pozbawił wieczornych gospodarzy konieczności udziału w spotkaniach 1/16 finału.
Nie bylibyśmy też sobą, gdybyśmy nie skorzystali z okazji i nie przypomnieli w tym momencie tekstu, który na stałe przeszedł do legendy naszego portalu. Mowa rzecz jasna o nareszcie królewskim Joaquínie. 41-letni Hiszpan pod nieobecność Nabila Fekira ma dziś spore szanse na występ, być może nawet od pierwszej minuty. Jakkolwiek patrzeć, wyszlibyśmy na dziennikarskich dyletantów, gdybyśmy choć słowem nie wspomnieli o piłkarzu, który po raz pierwszy mierzył się z Królewskimi we wrześniu 2001 roku. 20-letni wówczas Hiszpan zdobył zresztą wtedy bramkę pieczętującą triumf gospodarzy 3:1. Z dużą dozą prawdopodobieństwa niektórych osób czytających ten tekst mogło nie być jeszcze na świecie lub ewentualnie mieściły się pod stołem w pozycji pionowej. Hiszpania natomiast dopiero szykowała się do porzucenia peset na rzecz wdrożenia w obieg walutowy euro.
Carlo Ancelotti po ostatnim Klasyku mówił o kompletnym meczu, Don Emilio stwierdzi natomiast, że pomimo starań raz wychodzi, innym razem nie. Dziś po ostatnim gwizdku z chęcią usłyszelibyśmy identyczne słowa, lecz osadzone w innym kontekście. Życzylibyśmy sobie, by zacytowany na wstępie schemat zapowiedzi wyszperany z tajnej siedziby jak najdłużej pozostawał nieużyty. A najlepiej, gdybyśmy nie musieli go używać nigdy.
* * *
Spotkanie z Betisem rozpocznie się o godzinie 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć je na kanale CANAL+ Sport na platformie CANAL+ Online.
Spotkanie można wytypować w FORTUNA. Kurs na zwycięstwo Królewskich wynosi 1,78.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze