Advertisement
Menu

Dużo czy mało?

Liczby potrafią namieszać człowiekowi w głowie i mimo swych konkretnych wartości nie zawsze dają jednoznaczną odpowiedź.

Foto: Dużo czy mało?
Fot. Getty Images

Latem 2014 roku Real Madryt kupił Toniego Kroosa za 25 milionów euro. Tenże Toni Kroos w barwach Realu Madryt zaliczył 391 meczów, a obecny sezon jest już jego dziewiątym w roli niekwestionowanego gracza wyjściowej jedenastki. Wśród jego trofeów jako gracza Królewskich wymienić można cztery Ligi Mistrzów, trzy mistrzostwa Hiszpanii, Puchar Króla, cztery Klubowe Mistrzostwa Świata czy cztery Superpuchary Europy. Biorąc pod uwagę fakt, że w Polsce nauczyciel dyplomowany, czyli mogący pochwalić się osiągnięciem najwyższego szczebla rozwoju zawodowego, zarabia miesięcznie w zaokrągleniu około tysiąc euro, to w tysiąc lat zarobiłby na niecałą połowę takiego Toniego Kroosa.

Pytanie konkursowe numer jeden brzmi: 25 milionów euro to dużo czy mało?

15 minut, czyli tak zwany kwadrans. Każda godzina zawiera ich cztery. Doba 96, tydzień 762, a rok 35040. Zakładając, że dożyjemy co najmniej wieku emerytalnego, kwadransów zaliczymy podczas naszej ziemskiej przygody ponad dwa miliony. Wyobraźmy sobie jednak – pomijając chwilowo fakt, że rekord Guinessa wynosi 37 minut – że jeden z tych kwadransów musielibyśmy wytrzymać pod wodą bez powietrza.

Pytanie konkursowe numer dwa brzmi: kwadrans do krótko czy długo?

Jeśli nie dysponujesz ponadprzeciętnym wzrostem, a po stanięciu na wagę licznik wybija trzycyfrowy wynik, to prawdopodobnie masz już zauważalny bojler lub istnieje spore ryzyko, że przy braku podjęcia odpowiednich kroków wkrótce będziesz go miał. A to, wiadomo, ryzyko wszelkiej maści paskudnych choróbsk. Świat ssaków w swojej różnorodności dorobił się jednak także słonia afrykańskiego, którego waga może przekroczyć nawet dziesięć ton czy też niewiele lżejszego słonia indyjskiego mieszczącego się w przedziale czterech do ośmiu tysięcy kilogramów.

Pytanie konkursowe numer trzy brzmi: czy sto kilogramów to dużo?

W końcu, tym razem już bez rozwlekania, pytanie konkursowe numer cztery, którego pewnie znaczna część z was zdołała się już domyślić: czy osiem punktów straty w lidze do Barcelony na 20 kolejek przed końcem rozgrywek i przy świadomości, iż zostaje nam jeszcze bezpośrednie starcie z Katalończykami, to dużo czy mało?

Odpowiedź na każde z wyżej zadanych pytań brzmi, zgadliście, „to zależy". Zależy od skali, sytuacji, realiów, w jakich się obracamy, warunków atmosferycznych, układu gwiazd, stężenia soli w zupie czy też milionów innych rzeczy, jakie mogą przyjść nam do głowy. Z jednej strony możemy powiedzieć sobie, że osiem punktów  to przecież tak naprawdę tylko zwycięstwo dziś, jedna wpadka rywala i na przykład nasz wygrany Klasyk w rundzie rewanżowej. Ktoś inny jednak może spojrzeć na sprawę zupełnie inaczej i stwierdzi, że oponent tej klasy rzadko wtapia, a i my od wpadek nie jesteśmy przecież wolni. Bezpośrednia konfrontacja może nam natomiast równie dobrze pomóc, co nas pogrążyć. A, no i to dzisiejsze zwycięstwo samo się nie zrobi.

Gdzie zatem leży prawda? Cóż, znów będzie kontrowersyjnie, ponieważ naszym zdaniem gdzieś pośrodku. Wątpliwości nie ulega jednak fakt, że osiem punktów przy jednym meczu mniej to różnica, która pod żadnym pozorem nie pozwala nam niczego odpuszczać. To również chyba ten dystans, jaki umownie moglibyśmy określić mianem wykorzystanego marginesu błędu. Na ten moment sytuacja nie jest jeszcze beznadziejna, ale stanie się bliska takiej, jeśli tylko znów zgubimy punkty przy jednoczesnym zwycięstwie Blaugrany. Szanowni państwo, to także ten moment, w którym nasi oficjele mogą zacząć wreszcie mówić o tym, że do końca rozgrywek pozostało nam X finałów.

W pierwszym z nich zmierzymy się zaś z zawsze groźną Valencią. Przy czym określenie „zawsze groźna” działa w dwie strony. Nietoperze od dłuższego czasu sprawiają bowiem wrażenie groźnych również dla siebie samych. Choć nazwa klubu wciąż kojarzona jest z jedną z największych piłkarskich marek w Hiszpanii, to jednak jeśli coś może im nie wyjść, to w minionych kilkudziesięciu miesiącach najczęściej faktycznie im nie wychodzi. Przez dłuższą chwilę mogło się wydawać, że klub zaczyna odzyskiwać dawny blask. W sezonie 2017/18 udało się zająć 4. miejsce w ligowych rozgrywkach, a w kolejnym powtórzyć ten wynik i na dodatek wyjść z grupy w Lidze Mistrzów (porażka w dwumeczu z Atalantą w 1/8) oraz zdobyć Puchar Króla. Wtedy jednak, jak zawsze, znów do akcji wkroczył on, niszczyciel dobrej zabawy i pogromca uśmiechów dzieci, czyli rzecz jasna Peter Lim.

Singapurski właściciel Los Che zarządza klubem od dziewięciu lat i dzięki swojemu sposobowi działania praktycznie od samego początku swojej ery budzi – eufemistycznie rzecz ujmując – niechęć osób, którym dobro Valencii rzeczywiście leży na sercu. Zamiast impulsu, jakim mogło być zdobycie trofeum i gra w Lidze Mistrzów, nasz dzisiejszy przeciwnik znów głęboko zakopał się w przeciętności, a jego szczytowym osiągnięciem było 9. miejsce w lidze. Taki stan rzeczy trwa już czwarty sezon i jak na razie nie widać nadziei na poprawę, a wręcz przeciwnie.

W bieżących rozgrywkach Valencia okupuje na tę chwilę 14. lokatę z zaledwie punktem nad strefą spadkową. Pięć zwycięstw w 19 potyczkach trzeba zaś nazwać wprost bilansem wstydu. Jak to często bywa w tego typu sytuacjach, jako pierwszy z zespołem pożegnał się trener. Dwunasty zresztą za dziewięcioletnich rządów Lima. W konfrontacji z Realem Madryt na ławce w roli tymczasowego szkoleniowca zasiądzie więc Voro. I tutaj warta odnotowania ciekawostka – podobną funkcję 59-latek pełnić będzie już po raz ósmy. Być może po dwóch kolejnych podejściach ktoś pomyśli nawet o sprezentowaniu mu pamiątkowej koszulki z okazji jubileuszu.

Real Madryt pocieszenia nie powinien jednak szukać w tym, że zawsze może być gorzej, ponieważ pewne źródło otuchy możemy znaleźć znacznie bliżej niż 360 kilometrów na wschód kraju. Bezbramkowy remis z Realem Sociedad sam w sobie rzecz jasna nie może dawać powodów do zadowolenia, jednak sama gra Królewskich nie prezentowała się właściwie dla stereotypowego 0:0. Podopieczni Ancelottiego tworzyli okazje, wyróżniali się Ceballos (Dani, gdzieś ty był przez tyle czasu?!) i Militão, a Vinícius mógłby mówić o naprawdę bardzo dobrym występie, gdyby nie ta przeklęta skuteczność. Baskowie również potrafili sobie stworzyć dwie nie najgorsze sytuacje, jednak jeśli ktoś zasłużył na zwycięstwo, to wyłącznie gospodarze, co oczywiście potwierdził Don Emilio.

Zaryzykujemy stwierdzenie, że takie 0:0, jak to niedzielne można wybaczyć. Jeśli dziś taki scenariusz się powtórzy, chcąc nie chcąc, również wybaczymy, ale rozczarowanie będzie już o wiele trudniejsze do ukrycia. Do wspomnianych gadek o X finałach jesteśmy przyzwyczajeni, gorzej jednak, gdy pojawiają się one na przemian ze wspominaniem o matematycznych szansach. Te bowiem istnieją nawet w przypadku teoretycznie najbardziej absurdalnych zdarzeń. Niedawno mierzyliśmy się z Valencią w Superpucharze Hiszpanii i byliśmy górą. Tym razem jednak podobnej sztuki trzeba będzie dokonać bez dogrywki i rzutów karnych.

* * *

Mecz rozpocznie się dzisiaj o godzinie 21:00, a w Polsce będzie można obejrzeć go na kanale Eleven Sports 1 w serwisie CANAL+ Online.

Spotkanie można wytypować w FORTUNA. Kurs na bramkę Karima Benzemy wynosi 1,70.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.

Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!

Komentarze

Wyłącz AdBlocka, żeby brać udział w dyskusji.

Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!