MARCA: Przy transferze Bellinghama nie liczą się tylko pieniądze
Królewscy z optymizmem zapatrują się na sprowadzenie angielskiego pomocnika, dla którego nie liczą się tylko pieniądze, ale też projekt i możliwość dalszego rozwoju swojej kariery.
Fot. Getty Images
Walka nie będzie łatwa, ale w Realu Madryt rośnie optymizm co do przyszłości Jude'a Bellinghama. Wszystkie kroki, które są podejmowane w ramach operacji, sugerują, że sprawy idą w dobrym kierunku, a rywale, zwłaszcza Liverpool, zaczynają dostrzegać, że przyszłość pomocnika Borussii Dortmund wiąże się z noszeniem białej koszulki od 30 czerwca.
Dyrektorzy niemieckiego klubu już przed mundialem wiedzieli, że decyzją zawodnika będzie gra w innym klubie. Jego rozwój, mimo że jest wiecznie wdzięczny Borussii Dortmund, wymaga zmiany konkurencji, na klub, który aspiruje do wszystkiego, a takim jest Real Madryt. Królewscy nie są jedyni w tym wyścigu, choć cały czas znajdują się na prowadzeniu.
Wbrew powszechnej opinii, w tego typu operacjach nie chodzi o pieniądze. Real Madryt kształtował go już od dawna, pracując w terenie, pokazując piłkarzowi i całemu jego otoczeniu (zwłaszcza ojcu), co klub może mu zaoferować. Mając to wszystko już za sobą, myśl o zamknięciu transferu jest bliższa czemuś więcej niż życzeniu. Pierwsza rzecz, to nie przedłużać kontraktu z Borussią Dortmund, a druga nie ulegać soczystym propozycjom ekonomicznym, które dotarły do jego ojca i agenta.
To, co nie ulega wątpliwości, to fakt, że będzie to transfer na miarę stulecia. Cena Anglika nie zejdzie poniżej 100 milionów euro. Trudność negocjacji polega na wskazaniu, jak mają wyglądać klauzule dotyczące celów. Jürgen Klopp przyznał przed kilkoma dniami, że niewiele może zrobić z chęcią zawodnika do przejścia do innej drużyny. Angielski klub prawdopodobnie będzie i tak walczył do końca. Wiosną ubiegłego roku niemiecki trener zdążył wsiąść do samolotu, by spróbować przekonać Tchouaméniego, ale decyzja byłego zawodnika Monaco została podjęta: jego celem miał być Real Madryt, a nie Liverpool.
W klubie wiedzą, że nie są sami w tym wyścigu i że rywalizują z kilkoma twardymi rywalami, dlatego poruszali się tak, jak robili to w ostatnich dużych operacjach: po cichu i z dala od światła reflektorów, szukając lojalności wobec tego, co Real Madryt reprezentuje ponad pieniędzmi, które inni mogą zaoferować. Jeden taki zespół już się zgłosił. To Liverpool, ale Manchester City i PSG jeszcze tego nie zrobiły.
Aki Watzke, prezes Borussii Dortmund i przyjaciel Florentino Péreza oraz José Ángela Sancheza, nie może ukrywać posunięć i dlatego jako pierwszy, jeszcze przed mundialem, dostrzegł szczególną sytuację angielskiego pomocnika. Operacje muszą być krystalicznie czyste do maksimum, a teraz chce przewidzieć i nie spowodować żadnych niepowodzeń sportowych i ekonomicznych.
Borussia Dortmund to klub sprzedający, nigdy tego nie ukrywali. Potrzebuje co roku dużego transferu, aby zbilansować księgi i tym samym móc zbudować projekt, który próbuje walczyć z Bayernem Monachium. Dyrektorzy i trenerzy klubu zdają sobie sprawę z tego, że wielu zawodników to ptaki przelotne, ale takie ruchy są konieczne dla przetrwania klubu. Ostatniego lata był to Haaland, a w 2023 roku przyjdzie kolej na Bellinghama.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze