Modrić: Jesteśmy przyzwyczajeni do cierpienia
Kiedy w 99. minucie meczu z Japonią Luka Modrić opuszczał boisko, kibice na stadionie zgotowali mu owację na stojąco. Siłą rzeczy wielu mogło się wtedy zacząć zastanawiać, czy pomocnik nie zaliczył właśnie swojego ostatniego występu na mistrzostwach świata.
Fot. Getty Images
Ekipa z Bałkanów koniec końców pokonała Azjatów po serii jedenastek, a sam Modrić w momencie schodzenia z boiska wcale nie myślał, że jego reprezentacyjna kariera dobiegła końca. Brazylia wydaje się oczywistym faworytem w ćwierćfinale, jednak Chorwaci czują się dobrze przygotowani i zdolni do wyeliminowania Canarinhos. – Jesteśmy przyzwyczajeni do cierpienia. Jeśli w kolejnej rundzie trzeba będzie cierpieć, będziemy cierpieć – stwierdził w prostych słowach Luka po meczu z Japonią.
Jak już zostało wspomniane, gracz Królewskich miał też inne odczucia niż część kibiców. – Kiedy kierowałem się w stronę ławki rezerwowych ani przez sekundę nie pomyślałem, że to mój ostatni mecz. Wierzyłem w zespół i mówiłem kolegom, że Livaković obroni dwa rzuty karne. No i obronił trzy. Skupiam się jedynie na czerpaniu radości z każdego kolejnego spotkania, z każdej minuty. Nie ma czasu na myślenie o innych sprawach. Cieszę się każdą chwilą – wyznał.
36-latek w swoim stylu docenia też pracę i efektywność całego zespołu oraz chwali rywala. – Robimy coś wielkiego, zasługujemy na to. Chcę jednak pogratulować także Japończykom, ponieważ mają świetną drużynę. W karnych może wydarzyć się wszystko, ale prawda jest taka, że to my w tamtej chwili urośliśmy bardziej – ocenia. – To szczególne uczucie, gdy wiesz, że znajdujesz się wśród ośmiu najlepszych zespołów na świecie. Wiedzieliśmy, że z Japonią będziemy cierpieć. Nie przez przypadek wyprzedzili w grupie Hiszpanię i Niemcy. Przeciwko nam jedynie to udowodnili. Kiedy przegrywaliśmy 0:1, pokazaliśmy charakter. Mogliśmy pierwsi wyjść na prowadzenie, wtedy mecz wyglądałby inaczej. Tak się jednak nie stało. Uroki piłki. Cierpienie nie jest niczym przyjemnym, ale jesteśmy do niego przyzwyczajeni – analizuje.
Luka podzielił się także wrażeniami z obserwowania serii jedenastek z perspektywy biernego obserwatora. – To nie było łatwe, zawsze lepiej jest móc strzelać. Najważniejsze jednak, że wygraliśmy. Pod koniec meczu byłem już bardzo zmęczony. Koledzy, którzy weszli na boisko, spisali się dobrze. Wiele drużyn wygrało mistrzostwa po tym, jak w 1/8 czy 1/4 finału przeszły dalej po karnych. To nie tylko szczęście. To kwestia koncentracji i wiary. Udało nam się to pokazać. Bramkarz wykonał trzy niesamowite parady – kończy.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze