Zapraszamy w innych okolicznościach
Nawet jeśli już coś dzieje się raz na ruski rok, wcale nie oznacza to, że będziemy mogli cieszyć się tą chwilą na sto procent.
Fot. Getty Images
– To wielkie wydarzenie dla naszego klubu i całej Polski, chciałbym spotkać się z tym zespołem troszeczkę później, ale los tak się ułożył. Oceniamy naszych przeciwników bardzo wysoko. To zespół z bardzo dobrymi zawodnikami, na czele z najlepszym z nich, Zidane'em. Musimy liczyć na siebie i nie kalkulować. Szanujemy naszych rywali, ale nie boimy się. Real to klub z wielką tradycją i wielkimi zawodnikami. Nasz zespół jest stworzony do zwycięstw bez względu na rozgrywki, w których występujemy. Zrobimy wszystko, by wygrać. Boisko zadecyduje, jaki będzie wynik – mówił na konferencji przed starciem Wisły Kraków z Realem Madryt w ramach 3. rundy eliminacji Ligi Mistrzów trener Białej Gwiazdy, Henryk Kasperczak. To był sierpień 2004 roku.
Krakowianie, jak nietrudno się domyślić, koniec końców do Champions League nie awansowali. Trudno też jednak powiedzieć, by się skompromitowali. W stolicy Małopolski dopiero w ostatnich dwudziestu minutach o zwycięstwie Realu przesądził dublet Fernando Morientesa. W rewanżu natomiast formalności dopełnili Ronaldo (dwa trafienia) i Francisco Pavón. Na otarcie łez gościom wystarczyć musiał gol Damiana Gorawskiego.
Choć od tamtych chwil minęło przeszło 18 lat (Kasperczak już wtedy był siwy), to jednak aż do dziś była to tak naprawdę ostatnia wizyta Królewskich w Polsce w meczu o stawkę, która nie została zaburzona przez żadne czynniki zewnętrzne. Wszyscy przecież doskonale pamiętamy fantastyczne widowisko sprzed sześciu sezonów, gdy Legia zremisowała z Realem Madryt 3:3. Do atmosfery piłkarskiego święta było jednak daleko, ponieważ część kibiców gospodarzy kilka tygodni wcześniej stwierdziła, zdecydowanie lepszym pomysłem będzie jednorazowe uwolnienie najniższych instynktów podczas starcia z Borussią. W rezultacie hymn Ligi Mistrzów odbijający się od pustych krzesełek w potyczce z obrońcą tytułu i dziennikarzy rozkręcających doping można śmiało uznać za jeden z najbardziej surrealistycznych obrazów namalowanych przez polski futbol w ostatnich latach.
Dziś Real Madryt ponownie wita w Polsce i znów nie da się powiedzieć, by wizyta ta była całkowicie zgodna z założeniami natury. Drużyna, na której obiekcie odbędzie się starcie, tym razem nie zmierzy się po raz kolejny z obrońcą trofeum, ponieważ w zeszłym sezonie zajęła 10. miejsce w rozgrywkach ekstraklasy. Do potyczki nie dojdzie też 300 kilometrów dalej, ponieważ tamtejszy zespół dostał piątkę od ekipy z Azerbejdżanu. Co prawda tego wieczoru na trybunach nie zabraknie widowni, ale na boisku nie zobaczymy żadnego Polaka. I to wcale nie dlatego, że ktoś postanowił budować skład wzorem Michała Probierza w Cracovii.
Jako kibice Królewskich naturalnym odruchem mamy prawo się cieszyć, że los zesłał nam podopiecznych Carlo Ancelottiego do Warszawy. Z drugiej strony jednak każdy człowiek z jakąkolwiek dozą empatii w głębi duszy życzyłby sobie, by Real nie przyjeżdżał do nas więcej w takich okolicznościach. Jakkolwiek okrutnie to zabrzmi, dziś Los Blancos zobaczymy u nas tylko „dzięki” choremu umysłowi rosyjskiego przywódcy, którego imię i nazwisko powinny jak najszybciej wylądować na śmietniku historii.
Szachtar Donieck to zdecydowanie najbardziej doświadczona przez los drużyna spośród tych, które od wielu lat regularnie pojawiają się w europejskiej elicie. Wojna na Ukrainie jeszcze bardziej nasiliła problem, z jakim Górnicy zmagali się już wcześniej. Ekipa z Donbasu jeszcze przed agresją Rosji zmuszona była opuścić swój dom i rozpocząć tułaczkę. Gdy zaś już, jak przyznawał trener Igor Jovićević, zespół wreszcie zaczynał czuć się w Kijowie swobodnie, zaczęły wyć syreny i wybuchać bomby.
Tak oto Szachtar nie dość, że musiał mieszkać po katach, to jeszcze w obliczu zaistniałych wydarzeń zmuszony był do zmiany tożsamości. Co nie może dziwić, obcokrajowcy – przede wszystkim Brazylijczycy – zaczęli hurtowo zmieniać pracodawców, a pomysł na dalsze funkcjonowanie drużyny trzeba było obmyślić na podstawie zupełnie nowych założeń. Z Brazylijczyków ostał się tylko jeden – Lucas Tayor. Poza nim graczy spoza Ukrainy w kadrze jest jeszcze dwóch – Neven Đurasek (Chorwacja) i Lassina Traoré (Burkina Faso). Reszta to już sami Ukraińcy, w tym aż 14 wychowanków.
Logika w tego typu sytuacji nakazywałaby myśleć, że Szachtar mimo bezpośredniego awansu raczej nie ma czego szukać w Lidze Mistrzów. Jak jednak wiemy, futbol z logiką nieraz wspólnego ma niewiele. Na półmetku fazy grupowej Górnicy znajdują się bowiem na drugim miejscu w grupie i na ten moment pozostają w grze o awans. Już na wejściu mistrzowie Ukrainy pokazali światu, że celem nie jest wyłącznie osiągnięcie jak najlepszego rezultatu wewnątrz własnych ograniczeń, lecz gra w Europie również wiosną.
Pokonanie na wyjeździe 4:1 Lipska było jednoznacznym sygnałem, że Szachtar może świetnie radzić sobie i bez Brazylijczyków. Autora gola i dwóch asyst w tamtym meczu, Mychajłę Mudryka, trener Jovićević określił zresztą mianem większego talentu niż którykolwiek z dotychczasowych graczy z Kraju Kawy. W następnym spotkaniu za sprawą tego samego zawodnika Szachtar wyrwał również punkt Celticowi. Lepszy okazał się dopiero Real Madryt, który u siebie zdołał wygrać 2:1 (choć trzeba też szczerze przyznać, że wynik mógł być o wiele bardziej okazały). Nie lubimy przesadnie bić w patetyczny ton, ale w zaistniałych okolicznościach niezłomność Szachtara naprawdę zasługuje na wyjątkowe uznanie.
Cel Realu na dzisiejszy wieczór jest oczywiście dużo bardziej przyziemny. Królewscy walczą przede wszystkim o własny komfort. Jeśli dziś zdołają zwyciężyć, będą mogli w zasadzie odfajkować z listy cel do zrealizowania w Champions League na czas przed mundialem. Wygrana w Warszawie praktycznie przyklepie pierwsze miejsce w grupie i pozwoli o wiele skuteczniej szafować Ancelottiemu siłami swoich pupili w obliczu szalonego terminarza w najbliższych tygodniach. Gdybyśmy z grona złożonego z kibiców na trybunach, Szachtara i Realu Madryt musieli wybierać, dla kogo ten mecz będzie najnormalniejszy, to z pewnością byliby to Królewscy. Trudno jednak winić Real za to, że z jego perspektywy starcie wymaga najzwyczajniej w świecie prostego, zadaniowego podejścia.
Jeśli natomiast chodzi o nas, to życzymy zarówno sobie, jak i wam wszystkim, by Real Madryt witał do Polski jak najczęściej i do jak największej liczby miast. Byleby nigdy więcej z podobnych powodów. Cieszymy się, że Królewscy zagrają w Warszawie, ale jeszcze bardziej cieszylibyśmy się, gdyby kolejne spotkanie wyjazdowe z Szachtarem zostało rozegrane w Doniecku. Oznaczałoby to bowiem, że życie wreszcie wróciło do normalności.
* * *
Początek meczu dzisiaj o godzinie 21:00. Transmisję będzie można obejrzeć na kanale Polsat Sport Premium 1 w serwisie CANAL+ online, który oferuje 6-miesięczny pakiet za 240 zł.
Spotkanie można też wytypować w FORTUNA. Kurs na zwycięstwo Królewskich przy czystym koncie to 2,50.
FORTUNA to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych firm jest zabroniona. Hazard wiąże się z ryzykiem.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze