Legenda i tajemnica
Autorem poniższego tekstu jest Jorge Valdano. Były piłkarz i trener Realu Madryt emocjonalnie wyraził swoje odczucia odnośnie do dokonań Królewskich w ostatnich kilku miesiącach.
Fot. Getty Images
Nowa Barcelona rzuciła wyzwanie staremu Realowi Madryt, który jednak wciąż korzysta z surowców pierwszej jakości. Czas pokaże, na ile są one trwałe. Dziś chcę skorzystać z przerwy na reprezentacje i opisać nieco szerzej moje spojrzenie na obecną sytuację Królewskich. Drużyna cały czas jest na fali zeszłego sezonu. Pewność, z jaką podchodzą do kolejnych potyczek pupile Ancelottiego sprawia, że nieraz jesteśmy pewni zwycięstwa nawet w sytuacjach, gdy wszystko wskazuje na porażkę. Oni nawet chodzą jak zwycięzcy. Przepisu na to nie da się znaleźć. To tak, jakbyśmy próbowali dotrzeć do oryginalnej receptury na Coca Colę. Niegdyś przeczytałem słowa Alejandro Baricco, który stwierdził, że pewne wydarzenia są owocem zbiorowej inteligencji. Wspólny cel i dążenie do niego sprawia, że marzenia się materializują. Real w zeszłym sezonie Ligi Mistrzów dowiódł, że słowa te mogą być prawdą.
Kibicom nie jest obcy ten element tajemniczości. W minionym sezonie fani sami włożyli wiele pasji w drodze do sukcesu i również budowali legendę klubu w momentach, kiedy wszystko wskazywało na to, że dłużej tak się nie da. Remontady na Bernabéu będące nieodzownym elementem historii Los Blancos urosły w siłę po trzykroć (PSG, Chelsea, City). Mimo upływu kilku miesięcy cały czas nie jesteśmy w stanie tego sensownie wytłumaczyć. W finale jednak Real postawił na zupełnie inny plan: cierpliwie czekał w tyłach i w odpowiednich chwilach korzystał z wyobraźni Benzemy oraz niespożytych sił Viniego i Valverde. W ten sposób zespół chciał udowodnić, że również kiedy cały koncept wywróci się na opak, końcowy efekt będzie taki sam. Real Madryt nie wygrywa w jakikolwiek sposób. Wygrywa na wszystkie sposoby.
Stefan Zweig mówi, że gdy obserwujemy historię z bliska, jest ona przytłaczająca. Dzieje się tak wszędzie oprócz piłki. Szalone poczucie bezpośredniości w futbolu uniemożliwia racjonalne analizy i sprawiedliwe osądy. Wydaje mi się, że nie jesteśmy świadomi, iż pięć Lig Mistrzów wygranych przez różnych piłkarzy pozwala nam ujrzeć coś historycznie bezprecedensowego. Można porównać to chyba jedynie z dokonaniami pokolenia, które kilkadziesiąt lat temu sięgnęło po Puchar Europy, by nie wypuszczać go z rąk przez cztery następne lata. Kiedy piłkarz trafia do wielkiego klubu, wyzwanie polega na tym, by zostawić go w lepszym miejscu niż to, do jakiego przychodził. Znalezienie się na równi z pokoleniem stanowiącym o sile najlepszego klubu minionego stulecia to już jednak nieporównywalnie większa sprawa.
Człowiek ma to do siebie, że nieustannie dąży, by mieć więcej. Di Stéfano i spółka sprawili, że Real Madryt nie ma historii, lecz własną mitologię. Kolejne generacje nadały zdjęciom kolorów i błysku oraz pokazały, że należy im się równie wielkie uznanie. Nie można zapominać o Courtois latającym od słupka do słupka, o Kroosie dbającym w każdym podaniu o dobro ogółu, o Modriciu podlewającym murawę potem, o nigdy niemęczącym się i mającym psychikę Robinsona Crusoe Viníciusie, o Benzemie będącym definicją piłkarskiej klasy. Dwa tygodnie temu zmarł wspaniały pisarz i przykładny madridista, Javier Marías, którego teraz wszyscy wychwalamy pod niebiosa. Chciałbym słyszeć to wszystko przed jego odejściem. Również Real Madryt zasłużył na to, by słyszeć słowa, na jakie zasługuje.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze