Wyboista droga Mario Götze
Dziesięć lat temu, latem 2012 roku, w Hiszpanii mało kto poza fanami Bundesligi słyszał coś więcej o Mario Götze. Pod okiem Kloppa dojrzewał jednak talent, którego eksplozja wydawała się jedynie kwestią czasu.
Fot. Getty Images
W sezonie 2012/13 niemiecki pomocnik pokazał się światu przede wszystkim w Champions Leauge, gdzie jego Borussia doszła do finału (porażka z Bayernem), po drodze pokonując 4:1 Real Madryt. Dziś, dekadę później, znów będzie miał okazję zmierzyć się z Królewskimi. Przed wzmocnieniem szeregów Eintrachtu jego losy toczyły się jednak momentami burzliwie.
Życie Mario przypominało przez ten czas rollercoaster. Najwyższym jego punktem był niewątpliwie zwycięski gol w finale mistrzostw świata z Argentyną w 2014 roku. Tak naprawdę Götze nigdy nie było blisko do osiągnięcia statusu prawdziwej legendy rodzimej piłki, jak choćby stało się w przypadku Iniesty, strzelca decydującego gola w finale mundialu cztery lata wcześniej. Mało kto przypuszczał, że tamta wyjątkowo słodka chwila będzie jedną z naprawdę niewielu w perspektywie kolejnych kilku sezonów.
Niemiec odszedł z Borussii, w której występował od 9. roku życia, w fatalnej atmosferze. W kwietniu 2013 roku, na kilka tygodni przed finałem Champions League na Wembley, oficjalnie ogłoszono, że Mario po sezonie przeniesie się do Bayernu. Götze miał być pierwszym ogniwem podczas budowania projektu Pepa Guardioli. W trakcie londyńskiego finału kibice mimo historycznego dnia nie oszczędzali piłkarza i z trybun jasno dawali mu znać, co myślą o jego zachowaniu.
Proces upadku stale postępował, aż w 2020 roku Götze przeniósł się do PSV. Przez cały czas trapiły go urazy mięśniowe, a na jaw wyszedł także dość poważny problem z metabolizmem. Kłopot ten poważnie wpływał na jego mięśnie i skutecznie powstrzymywał go przed powrotem na murawę. Niezbędna była specjalna kuracja. Gdy dobiegła ona końca, mimo wszystko niedane było nam ujrzeć ponownie najlepszą wersję gracza. Jego ciało i psychika nie funkcjonowały, jak należy. Dlatego też dwa lata temu musiał postawić krok wstecz. Jak jednak miało się okazać, w Eindhoven wszystko się zmieniło.
Götze z dala od wielkiej presji nareszcie pozbierał się psychicznie. W odzyskaniu spokoju ducha pomogły mu zajęcia z jogi. Niemiec uczestniczy raz w tygodniu w trzyipółgodzinnych sesjach. Inną odskocznią okazało się taekwondo. Sport ten nie tylko miał dobry wpływ na jego głowę, lecz także siłą rzeczy na formę fizyczną. Mario z założenia ma być ważnym ogniwem zespołu prowadzonego przez Olivera Glasnera.
W odzyskaniu duchowej równowagi pomogły mu również słowa Rafaela Nadala. „Pracuje się codziennie po zejściu z kortu. Nie narzekaj, kiedy grasz źle, kiedy masz problemy, czy kiedy pojawia się ból. Nie. Wtedy robisz dobrą minę i utrzymujesz pozytywne nastawienie. Wychodzisz codziennie na kort z pasją do treningu. Dzień po dniu. Na tym polega prawdziwa praca nad sferą mentalną”, stwierdził niegdyś legendarny tenisista. Götze wziął sobie tę wypowiedź do serca i dziś wreszcie wydaje się wracać po wielu latach na odpowiednie tory.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze