Hernán Pérez: Rok pracy w Juvenilu A to trzy lata pracy w innym klubie
Hernán Pérez, który prowadził Juvenil A w minionym sezonie, udzielił wywiadu dziennikowi MARCA. Opowiadał w nim o tym, jaki dla niego był ten sezon.
Fot. własne
Wracając do samego początku, jak się dowiedziałeś rok temu o zainteresowaniu ze strony Realu Madryt?
To była bardzo miła niespodzianka. Byłem w Estremadurze, oglądając play-offy o awans do Segunda División, i dostałem telefon. Byłem z bratem i powiedziałem mu, że nawet nie zakładałem telefonu z takiego klubu. A tu zgłosił się sam Real Madryt… Niespodzianka była ogromna i od pierwszego momentu byłem zachwycony, że zostałem wybrany. Do tej pory to był najlepszy moment mojej kariery.
Po otrzymaniu wielu pochwał związanych z pracą w Unionistas długo rozważałeś powrót do pracy w szkółce?
Nie miałem żadnych wątpliwości. Chcę to dobrze wyjaśnić: dzwoni do ciebie klub, a nie drużyna i nie ma znaczenia, że chodziło o Juvenil, a ja pracowałem z seniorami. Później dochodzi kwestia egoizmu. Ten klub, Real Madryt, zaszczepia w tobie DNA, gen rywalizacji, którego nie ma nigdzie indziej. Pomyślałem wtedy i ciągle tak myślę, że to najlepsze, co przytrafiło mi się w karierze. Trzeba być bardzo dobrze przygotowanym, ukształtowanym i ciągle się rozwijać. Od pierwszego momentu nie miałem żadnych wątpliwości.
Znałeś tę generację piłkarzy czy miałeś lato pełne analiz?
Były bardzo trudno, bardzo trudno. Pracowałem przez sześć czy siedem lat w Segunda División B, na poziomie profesjonalnym. Od pierwszego dnia, gdy pojawił się interes, zacząłem oglądać praktycznie wszystkie mecze Juvenilu B, bo zawodnicy stamtąd przechodzili w kolejnym roku do Juvenilu A. Prawda jest taka, że w dzisiejszych czasach możliwości są duże.
Kiedy już trafiłeś do Valdebebas, to na jakim celu się skupiłeś?
Celem tego klubu jest wygranie absolutnie wszystkiego. Nie ma meczów towarzyskich. Do tego musiałem rozwijać zawodników, ponieważ to również było nakreślone jako priorytet. Miałem w tym pewne doświadczenie. Jestem zadowolony, ponieważ obecność w tym klubie obliguje cię do wygrywania i wygrywaliśmy.
Jaką ocenę sobie wystawiasz?
Ocena jest bardzo pozytywna, ale nie chciałbym wystawiać konkretnej noty, ponieważ to muszą zrobić osoby z zewnątrz. Mieliśmy jasno określony cel, jakim było wygranie Pucharu Króla, który był wyjątkowy, bo rozgrywano go w trakcie sezonu, a nie na końcu. Świetnie się spisaliśmy w tych rozgrywkach. Graliśmy na bardzo wysokim poziomie, wykorzystując wielu zawodników. Od powrotu po przerwie świątecznej dla piłkarzy wszystko było jasne. Dali z siebie wszystko, strzeliliśmy wiele goli i straciliśmy bardzo mało. W półfinale z Betisem, najmocniejszą drużyną w Hiszpanii w tej kategorii wiekowej, na takim imponującym stadionie jak Anxo Carro, wygraliśmy 5:0 z dużą pewnością. Jasno wiedzieliśmy, że możemy zostać mistrzami.
To był kulminacyjny moment, ale było też wiele dołków. Jak do tego podchodziliście w szatni i z dyrekcją sportową?
Kiedy nie uzyskujesz oczekiwanego wyniku, musisz utrzymać stabilność, jedność i nawet uśmiech. Trenujemy bardzo młodych zawodników, którzy nie mogą widzieć u ciebie nawet momentu słabości, bo to na nich wpływa. Czasami jest trudno. Po porażce w Lidze Młodzieżowej mieliśmy spotkanie w szatni z dyrektorem do spraw metodologii, Abiánem Perdomo, i wszystko analizowaliśmy. Wiele razy dyskutowaliśmy o wszystkim i to był punkt zwrotny, żeby skupić się na następnych rozgrywkach. Moje relacje z Manu Fernándezem są znakomite i zawsze takie były. Co prawda nie były takie jak z Abiánem, z którym byłem bardziej na co dzień, ale Manu był obok w dobrych i złych momentach, zawsze wstawiając się za mną. Jestem mu bardzo wdzięczny za tę szansę, ponieważ obecność w tej drużynie, w tym klubie nie jest niczym łatwym.
Pojawiały się dosyć poważne różnice zdań. Czułeś się wspierany?
Zawsze, zawsze. Superwspierany. Nie tylko przez Manu i Abiána, ale też przez inne osoby z klubu. To jedna z rzeczy, które mnie pozytywnie zaskoczyły i chciałem to wytłumaczyć. Trudno o to, żeby było tylu dobrych ludzi w tak wielkim klubie, tylu znakomitych profesjonalistów o różnym usposobieniu. W skomplikowanych momentach zawsze miałem telefon, odwiedziny czy wyjście na kawę. Zawsze miałem ludzi blisko. Nawet jeśli chodzi o sztab, z którego zabieram bardzo dobre wspomnienia, ponieważ byłem nowy, a oni pracowali ze sobą cztery czy pięć lat, ale przyjęli mnie niesamowicie.
A jak było z Raúlem?
Wspaniale. Mamy bezpośrednią relację, biuro w biuro. On jest klubową legendą, ma te same wymagania, jakie miał, kiedy grał w piłkę i to jest coś bardzo ważnego. Również mnie wspierał w trudnych momentach, czasami rezygnując z jakiegoś zawodnika i zostawiając go nam, jak w Pucharze Króla, kiedy lecieliśmy do Lugo i mogliśmy tam zostać nawet na tydzień w najlepszym wypadku. Mogliśmy zabrać 22 piłkarzy, a on nam zostawił czterech czy pięciu, których naprawdę potrzebowaliśmy. Jestem mu bardzo wdzięczny, bo od pierwszego dnia przyjął mnie z otwartymi ramionami. W rozmowie powiedział mi, że jesteśmy kolegami i mogę na niego liczyć, i tak było przez cały sezon.
Uważasz, że Raúl jest gotowy na pierwszą drużynę?
Jeśli chodzi o przygotowanie i ukształtowanie, nie mam najmniejszych wątpliwości. Bardzo dobrze zna klub, jest prawdziwą legendą, zawsze utrzymuje, a nawet zwiększa ten gen rywalizacji i potrafi go przekazać piłkarzom. Jestem przekonany, że prędzej czy później zostanie trenerem Realu Madryt, a jednocześnie mam nadzieję, że Ancelotti, nie tylko za ten sezon, ale za całą karierę, zostanie tutaj na wiele lat.
Kolejną legendą jest Arbeloa, który ma być twoim następcą.
Czasami przychodził trenować z nami. Przekazuje chłopakom niesamowitą bliskość. Utrzymuję z nim bardzo dobre relacje. Niedawno długo rozmawialiśmy w biurze. Życzę mu szczęścia, bo jest znakomicie przygotowany. Świetnie zna klub, potrafi przekazać nie tylko sportowe rzeczy. Jest bardzo ważny w Realu Madryt, potrafi korzystać z doświadczenia i ze złych chwil.
Czujesz, że twoje pożegnanie przesądziło się w Lidze Młodzieżowej po porażce z Atlético, które było od was o wiele lepsze?
Prawdę mówiąc, nie. To był trudny cios, bo wiązaliśmy duże nadzieje z tymi rozgrywkami, a odpadnięcie z rąk Atlético jest bolesne. Jednak dostaliśmy duże wsparcie i zaufanie, by kontynuować pracę.
Kiedy ci o tym powiedzieli?
Nie pamiętam konkretnie, ale mam spotkania z Manu Fernándezem, Abiánem i Morim. Powiedzieli mi, że są zadowoleni na poziomie osobistym i profesjonalnym, że to był bardzo dobry sezon, że zostały spełnione cele, a szczególnie rozwój zawodników na poziomie indywidualnym, ale że to jest wymagający klub i mimo zdobycia tytułu chcą zmiany, co wydaje mi się uzasadnione. Obecność na liście poprzednich trenerów Juvenilu A razem z Ramisem, Solarim, Gutim czy Raúlem, nie będąc byłym zawodnikiem, jest sporym sukcesem.
Gdzie teraz pójdziesz?
Sezon jeszcze się nie zakończył w Primera i Segunda División RFEF, więc wszystko jest otwarte. Kiedy zakomunikowałem, że nie zostaję, to najbardziej zainteresowane drużyny konkretniej określiły, czego ode mnie oczekują. Jasno wiedzieliśmy, że Real Madryt jest pierwszą opcją i chcieliśmy poczekać, ponieważ szanujemy ten klub, podoba nam się obecność tutaj i nikt nie chce odchodzić. Teraz wierzymy, że może się pojawić interesujący projekt.
To był jeden, ale za to szalony sezon. Jest to równowartość ilu lat?
Przynajmniej trzech. To jest jedna z rzeczy, do których nie byłem przyzwyczajony. Ostatnio to sprawdziłem i rozegraliśmy ponad 50 oficjalnych meczów. Nie ma spokojnych tygodni na pracę. Porównałbym jeden sezon pracy z tą drużyną, w tym klubie, do trzech lat pracy w jakiejkolwiek innym klubie.
Czego żałujesz albo w czym się pomyliłeś?
Nie żałuję niczego. W każdym momencie podejmowałem decyzje, które uważałem za najlepsze, by odnieść zwycięstwo. To daje ci doświadczenie, takie jak na przykład zarządzenie indywidualnymi sytuacjami zawodników. Od czasów Oviedo (sezon 2014/15 – przyp. red.) nie pracowałem z zawodnikami na poziomie Juvenilu. Generacje się zmieniają i dystans do mnie jest inny. Teraz młodzi piłkarze mają inne zmartwienia, wiele rzeczy może ich rozpraszać. Teraz zrobiłbym pewne rzeczy inaczej, ale niczego nie żałuje, ponieważ wtedy wybrane opcje wydawały nam się najlepsze.
Czy potrzebny jest jakiś wzorzec, nie tylko w Realu Madryt?
Tak, oczywiście. Kiedy byliśmy młodsi i zaczynała się przerwa, ludzie rozmawiali i grali ze sobą. Teraz każdy patrzy w ekran i zajmuje się swoimi sprawami. W Realu Madryt jest taka osoba, psycholożka, która bardzo dobrze pracuje i jest na bieżąco ze sprawami zawodników. Trenerzy również muszą się dostosować. Nie wystarczy znać się tylko na piłce nożnej, ponieważ zarządzamy ludźmi. Jest trudno ze względu na rodziców, agentów, media… Uwagę zawodników rozprasza wiele rzeczy. Dla mnie to była dobra nauka. Mecz się kończy, wchodzisz do szatni, a tam wszyscy robią sobie zdjęcia, zamiast świętować zdobycie tytułu czy awans do kolejnej rundy w Lidze Młodzieżowej.
Martwi cię to, że te roczniki są zbyt narażone na różne czynniki?
Mają zbyt wielu ludzi, którzy wymagają od nich wejścia do profesjonalnego futbolu, a to jest trudne. Pracowałem z dziećmi, ponieważ to są 16-17-letnie dzieci, które potrzebują spokoju, cieszenia się grą, a każdy znajduje się na własnym etapie dojrzewania. Trzeba bardzo dobrze dobierać sobie otoczenie. Trzeba pozwolić im cieszyć się, czy nawet popełniać błędy. Przeżyłem sytuacje, które w seniorskim futbolu byłyby poważniejsze, ale tutaj zostawialiśmy miejsce na pomyłki i wyciąganie wniosków.
Wyłącz AdBlocka, żeby zobaczyć pełną treść artykułu.
Reklamy są jedyną formą, jaka pozwala nam utrzymywać portal, płacić za serwery czy wykorzystywanie zdjęć, by codziennie dostarczyć Ci sporą porcję informacji o Realu Madryt. Dlatego prosimy Cię o wyłączenie AdBlocka, jeśli w pełni chcesz cieszyć się możliwościami nowej strony i korzystać z naszej pracy. Gracias!
Komentarze